Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 6 (60), lipiec 2002

W CO BY SIOSTRA ZAINWESTOWAŁA?

Cz. IX wywiadu Danuty Szczepańskiej z s. Jordaną Przybył, misjonarką z Boliwii, uczestniczącą w Adopcji Serca

Danuta Szczepańska: Gdyby Siostra miała mnóstwo pieniędzy, w co by je zainwestowała?
S. Jordana (spontaniczny śmiech): Porozmawiałabym z ludźmi, by poznać lepiej ich potrzeby, choć po części je znam. To by nie było na zasadzie dania chleba, lecz nauki pieczenia tego chleba, coś, co w przyszłości mogłoby być dla nich źródłem dochodów. Można ludziom dużo dać, można ich od siebie uzależnić, ale nie przygotować do życia, do odpowiedzialności za przyszłość. W naszym regionie trzeba pomyśleć też o szkolnictwie, o szpitalu, o przygotowaniu kogoś miejscowego do zawodu lekarza, pielęgniarki.
A gdyby pieniędzy było dużo, można by pomyśleć o projekcie produkcyjnym np. o przetwórstwie owoców. Ludzie mieliby stałą pracę. Poprawiło by się drogi, aby tam można było dojechać i wywieźć te produkty. To z pewnością pomogłoby im w przyszłości. Dzisiaj pomagamy tylko doraźnie. Aby rozwiązać wszystkie problemy, trzeba naprawdę dużo pieniędzy. To są nasze marzenia.

D. Sz.: Jak to się ma do polityki światowej?
S. Jordana:Dziś wobec neoliberalizmu, globalizacji, wejście na rynek z produktami pozostaje w sferze marzeń. Tym ludziom, którzy żyli sobie kiedyś w miarę spokojnie, pokazano przez środki masowego przekazu (bo tam, gdzie jest prąd, dociera już radio i telewizja), jak żyją inni, jak wygląda świat. Lubią seriale telewizyjne. Myślą, że życie jest takie, jak w filmach. Potem żyją marzeniami. Chcieliby żyć na takim poziomie, jakiego nigdy nie osiągną i to jest przyczyną ich cierpienia. Kiedyś nie znali świata z seriali i żyli tym, co mieli. Dziś pojawia się chęć zaspokojenia pragnień.
Inną tragedią jest to, że w czasach ewangelizacji zniszczono bardzo ich kulturę i tożsamość. Dziś młodzież wstydzi się mówić w języku aimara. Zdarza się, że my, przyjeżdżając z zewnątrz, zaczynamy się uczyć tego języka. Ludzie myślą: skoro siostry tak mówią, to może i my? Młodzież wstydzi się swej kultury. Jeśli człowieka wyrwie się z jego kultury, on potem nigdzie nie potrafi się odnaleźć.

D. Sz.: Czy w Siostry regionie żyje ludność indiańska?
S. Jordana: Tak, to są Indianie Aimara. Staram się poznać tę kulturę. To jest ogromne bogactwo. Wiele zniszczono, zakazując pewnych obrzędów, twierdząc, że są szatańskie. Dziś Kościół mówi o inkulturacji, o wprowadzaniu elementów rodzimych do religii. Ale to będzie droga bardzo, bardzo długa.

D. Sz.: Przed wyjazdem do Boliwii Siostra została w jakiś sposób przygotowana, czego może się tam spodziewać. A jaka okazała się rzeczywistość?
S. Jordana: Mamy jakieś wyobrażenie o misjach. Siostry misjonarki przyjeżdżające na urlop zawsze coś opowiadają. Każdy ma jakieś wyobrażenia. Rzeczywistość jest inna. Nie mówię: gorsza, lepsza; po prostu inna. Trzeba przystosować się do nowych warunków. Jest to proces, który trwa. Wciąż odkrywam nowe bogactwa. Widzę też sprawy, które według mnie nie są pozytywne. Trzeba uważać z oceną, krytyką, gdyż można tych ludzi zranić. Oni swoja wiarę wyrażają inaczej, ale to nie znaczy, że gorzej, że w ich przeżywaniu wiary nie ma głębi.




[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]