Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 1 (80), styczeń-luty 2005

KARTKI Z KALENDARZA cz. V

Wspomnienia polskiej wolontariuszki medycznej z pracy w Malawi (Afryka).
Chmura na horyzoncie
Wczoraj zastanowiła mnie duża chmura na horyzoncie. Wyglądała jak małe tornado - czarna chmura unosząca się nad wodą. Są to miliony malutkich muszek, takich jak nasze owocówki. Podróżują w olbrzymich ilościach, są zupełnie niegroźne, ale w ilości siła i widać je z odległości kilku kilometrów.
Wystarczał mi sam widok
Zupełnie niezłe wrażenie robi na mnie zawsze tutejszy rynek. Można tam kupić warzywa i ryby, wśród nich również usipa, czyli malutkie rybki, coś na kształt naszych szprotek. Jeszcze niedawno nie mogłam na nie nawet patrzeć, gdy leżą na słońcu od rana w kurzu i zaduchu panującym na rynku. Tubylcy mogli mnie na próżno przekonywać, że są to bardzo smaczne rybki, widok mi zupełnie wystarczał. Wczoraj wróciłam późno i sąsiedzi poczęstowali mnie kolacją, oczywiście sime, do tego groszek smażony na oleju, jajko, no i... usipa. Eee... dobre było.
Tabuny dzieciaków
Niedzielna Msza w kościele z wypalonej cegły, czerwonej jak ziemia wokoło: prosty budynek w środku buszu, zamiast ławek - dwie stare kanapy okryte wypłowiałymi kapami, a na betonowej posadzce leżą maty bambusowe, które nazywają tutaj mpansa. Ludzi pełno. Po lewej stronie tradycyjnie stoją mężczyźni, po prawej - kobiety i dzieci. Pozory to specjalność Afrykańczyków, więc pozornie nie zwracają na siebie uwagi, tak że naprawdę trudno wywnioskować za dnia, kto jest czyją żoną czy mężem (nawet w szpitalu dopiero po miesiącu zauważyłam, że mamy wśród personelu co najmniej dwa małżeństwa; gdyby nie zbieżność nazwisk, prawdopodobnie nigdy bym się nie domyśliła, bo nawet z pracy wracają osobno do swoich domów). Taka jest tutejsza kultura. Najważniejsze to zachować się właściwie, czyli po Mszy kobiety rozmawiają z kobietami, zajmują się dziećmi bądź przyrządzają sime z warzywami i kawałkami kozy, jeśli taka się nawinie, a mężczyźni pozostają w swoim gronie. Zwykle siadają po Mszy w kościele i czekają na posiłek w metalowych miseczkach, popijając go colą lub wodą, w zależności od funduszy.
Dzienna separacji płci jest z nawiązką nadrabiana nocami, czego dowodem są średnie liczby dzieci jednej kobiety - ok. 6-10, przy czym wcale nierzadko każde dziecko pochodzi od innego ojca. W rezultacie ojcowie nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności za swoje potomstwo i zwykle opiekują się po prostu najmłodszym przychówkiem, pozostając chwilowo z jego matką. Stąd wcześniej urodzone dzieci, pochodzące od innych matek, nie mają środków do życia. Taka jest tutejsza logika. Dlatego też zwykle w wioskach widzi się całe tabuny dzieciaków biegających razem i wychowujących się nawzajem.
Tancerze niau
Po drodze do kościoła widziałam dziś czworo tancerzy niau, barwnie przebranych mężczyzn, w tym jeden na dwumetrowych szczudłach, z maskami na twarzach, spódniczkach z trawy i całym mnóstwem ozdób magicznych, których przeznaczenia nie znam. Maski gwarantują anonimowość niau i bezkarność. Tancerze idą od wioski do wioski zdzierając z ludności haracz. Z reguły są oni na usługach miejscowych chiefów wioskowych, którzy w ten sposób wymuszają na ludziach daninę.
Tradycyjnie niau towarzyszy wszystkim obrzędom inicjacji młodych ludzi, zawsze związanym z tańcami rytualnymi i śpiewami. Jest to też symbol złego; przerażające maski i przebrania są tutaj kojarzone nie tylko przez białych z gwałtami, rozbojami i czarną magią. Spotkanie z niau, nawet dla dobrze wykształconych i zamożnych ludzi z miasta, jest zawsze związane z panicznym niemal strachem.
Tradycja niau jest bardzo głęboko zakorzeniona w tutejszej kulturze, podobnie jak obrzędy inicjacji, które wykonywane są na kilkunastoletnich dziewczynkach. Siła tradycji jest czasami naprawdę zdumiewająca. Mieszkańcy miast zwykle specjalnie przywożą swoje dzieci w odpowiednim czasie do rodzinnej wioski, niezależnie od swojego „europejskiego” sposobu życia w mieście. Skutkiem są niechciane ciąże, aborcje i HIV. Inicjacji z reguły dokonuje chief wioskowy lub tancerz niau, a jeśli jest on nosicielem wirusa HIV, zaraża następne kobiety, i to te młode, jeszcze dzieci. I jak tu mówić o profilaktyce?
Posiłek u matrony
Lunch u matrony szpitala w Matiki zapowiada się zawsze dość ciekawie. Związany jest z tradycyjnie serwowanymi potrawami: sime gotowana z mąki kukurydzianej i wody, do tego fasola i mterere, czyli gotowane zielone liście. Obowiązkowo napoje do wyboru: coca cola lub fanta. Wieczorem po powrocie do domu zapytałam jednego z moich sąsiadów, czemu u nas do tej pory nie gotowaliśmy mterere. Odpowiedź była nieoczekiwana. Usłyszałam, że kilka lat temu jego starszy brat został otruty w swojej wiosce za pomocą mterere. Od tej pory mama zakazała wszystkim w rodzinie jeść mterere przez pamięć na to, co się stało.
Droga
Droga czy ścieżynka zawsze ma duże znaczenie. Droga jest, oprócz rynku i rzeki, miejscem spotkań, wymiany najnowszych plotek, transportu produktów. Całe życie wiąże się z drogą. Rano spotykają się na niej idący do pracy na polu (zwykle kobiety z motykami na głowach), dzieci w mundurkach idące do szkoły, czasami wiele kilometrów, mężczyźni jadący w sobie tylko znanym celu na rowerach z głośno grającym radiem na baterie przewieszonym przez szyję, handlarze wiozący kozy przytroczone sznurkiem do bagażnika roweru i pobekujące donośnie, kobiety z olbrzymimi wiechciami słomy na głowach... Ci wszyscy ludzie zaczynają swój codzienny marsz po drodze jeszcze na długo przed wschodem słońca, by dotrzeć do celu jak najwcześniej.
Droga jest tylko jedna; żadnych skrzyżowań, z rzadka tylko zjazdy do wiosek. Trzeba uważać na dziury, które mało widoczne mogą w nocy stanowić duże zagrożenie, podobnie jak wąskie mosty wątpliwej jakości. Ciekawe są oznaczenia miejsca wypadku albo awarii samochodu - po prostu układa się na drodze zielone gałęzie. Jeśli leżą tylko po jednej stronie drogi, oznacza to awarię samochodu. Jeżeli zauważy się je po obu stronach, można być pewnym, że z chwilę natknie się na ludzi uczestniczących w pogrzebie. Trzeba wtedy stanąć, jeśli nie chce się ryzykować uszczerbku na samochodzie lub własnym zdrowiu.
Między nocą i dniem
Wieczór, dokoła słychać tylko świerszcze, jeszcze nie nadeszła wieczorna bryza od jeziora. Zwykle czuje się ją koło północy. Nagle w okna uderza delikatny wiatr, unosi ciepłym podmuchem firany, budzi nieprzyzwyczajonych, by po chwili ustać.
Tuż po wschodzie słońca pierwsze odzywają się za oknem kozy - to one budzą śpiochów swoimi przeraźliwymi beknięciami około 5.30. Potem o 6.00 codzienna Msza w kościele i o 7.00 śniadanie. Z reguły dżem z guavy i kawałek pszennego czy kukurydzianego chleba. Potem do pracy... Na poprawę humoru od samego rana dobrze działa Msza św., zwłaszcza gdy w najważniejszym momencie słyszy się księdza mówiącego: Wam mu yaya (po naszemu brzmi to: łam mu jaja). W języku chichele znaczy to po prostu... życie wieczne.

Ewa Koźmińska



Przeczytaj pozostałe części relacji z Malawi:
  • Część pierwsza
  • Część druga
  • Część trzecia
  • Część czwarta


  • [Spis treści numeru, który czytasz]
    [Skorowidz  tematyczny artykułów]
    [Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
    [Strona główna]      [Napisz do nas]