Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (77), lipiec-sierpień 2004

KARTKI Z KALENDARZA cz. III

Kolejny fragment wspomnień polskiej wolontariuszki medycznej z pobytu i pracy w Malawi (Afryka)
Nie mają pieniędzy na leki
Kolejny weekend przeleciał w takim tempie, że trudno było uwierzyć. Jestem właśnie po obchodzie, już z powrotem w szpitalu. Znów mamy na oddziale dzieci z zapaleniem opon mózgowych. Rodzice przynoszą je na plecach zupełnie nieprzytomne, ubrudzone, wychudzone, kładą je na łóżku i patrzą na nas, wmawiając nam, że dziecko się źle czuje od wczoraj. Nie przychodzą do szpitala, bo nie mają pieniędzy na leki, albo używają tutejszych medykamentów, albo nie zwracają uwagi na dziecko. Robimy wtedy punkcję lędźwiową i rozpoczynamy leczenie, niestety, z różnym skutkiem...
Dziś czekała mnie niespodzianka: w sobotę zostawiłam na oddziale dziewczynkę w śpiączce, sądząc, że prawie na pewno już jej nie zobaczę w poniedziałek przy życiu. Pomyślałam tylko, że to jest właśnie kres naszych możliwości lekarskich: daliśmy leczenie, nafaszerowaliśmy ją dodatkowymi lekami, bo już nic nie było do stracenia i... nie zostało już dla nas nic do zrobienia. Wychodząc, raz jeszcze na nią spojrzałam i pomyślałam: teraz to już tylko sprawa Pana Boga, więc zrób, Boże,co możesz, bo ja już nie mogę nic. I co? Przychodzę dzisiaj, a mała patrzy na mnie szeroko otwartymi oczkami; odzyskała przytomność i tylko z ruchu warg mogłam zrozumieć jej odpowiedź na pytanie, jak się czuje: pamono, co znaczy powoli.
Perypetie kulinarne
W piątek dr Chakaniza zaprosił mnie i całą tutejszą śmietankę do klubu; co piątek wszyscy się tu zjeżdżają na kolację. Klub jest bardzo ładny, z basenem. Podają kurczak z ziemniakami w mundurkach, które oczywiście obrałam, ku niemałemu zdziwieniu tubylców. Powiedziałam, że jak ja nie mówię im, jak mają przyrządzać sime, tak niech oni mi nie mówią, jak mam jeść ziemniaki, bo w końcu z Pyrlandii* jestem! Nie zdziwię się, jak w następny piątek też będą obierać ziemniaki ze skórki.
Z kolei w sobotę po pracy zaczęłam piec sąsiadom obiecane ciasto. Kompletnie je spaliłam, bo tutejsza kuchenka trochę odbiega od standardów europejskich. Myślałam, że się załamię. Tymczasem śmiać mi się chciało, bo Alex kupił wszystkie produkty, w tym pomarańcze, i w chwili, gdy je obierałam, chcąc obgotować skórki jako bakalie do ciasta, przyszedł gość i nie mógł uwierzyć, gdy powiedziałam, że będę jeść skórki od pomarańczy. Pobiegł spytać moich sąsiadów, czy to prawda. A oni co? Siedzieli sobie pod drzewem, spokojnie na niego popatrzyli i wcale nie byli zdziwieni. Przyzwyczaili się, że robię różne dziwne rzeczy, ale nic bezsensownego. Nie wiem, czym gość był bardziej zdziwiony: skórkami czy reakcją sąsiadów.
C.d.n.
Ewa Koźmińska



* No cóż, Poznaniaczka... (przyp. red.).



Przeczytaj pozostałe części relacji z Malawi:
  • Część pierwsza
  • Część druga
  • Część czwarta
  • Część piąta


  • [Spis treści numeru, który czytasz]
    [Skorowidz  tematyczny artykułów]
    [Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
    [Strona główna]      [Napisz do nas]