Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 5 (59), czerwiec 2002

DZIELĄ SIĘ ZE WSZYSTKIMI

Cz. IV wywiadu z S. Pauliną Megier, która pośredniczy w naszej pomocy dla kameruńskich kleryków.

W. i M.: Czego moglibyśmy się nauczyć od mieszkańców Kamerunu?
S. Paulina: Otwartości. Kameruńczyk jest bardzo otwarty. Mówią, że Polacy też są otwarci i to widać na naszych misjach. Misje francuskie skupiają się i organizują coś w centrum. Nie wyjeżdżają do ludzi. My, Polacy, idziemy w busz. Gdy zorganizuje się jakieś spotkanie w centrum, przyjdą mężczyźni, ale kobiety z dziećmi na plecach, a zwłaszcza, gdy dzieci jest więcej, nie przyjdą. Nie mogą ich zostawić. Więc my jedziemy do wiosek. Zresztą każdy ma swój sposób.

W. i M.: Siostra mówiła z jednej strony, że trzeba przy nich tak bardzo uważać na słowa, a z drugiej, że moglibyśmy się od nich uczyć otwartości...
S. Paulina: Otwartości może w sensie życzliwości, gościnności... Dasz dziecku cokolwiek, to podzieli się z innymi. Gdy kobieta przyrządza posiłek dla 3 czy 4 osób i przyjdą sąsiedzi np. 20 osób, najpierw podzieli go dla wszystkich, nawet dla całej wioski, jeżeli ta przyjdzie w porze posiłku, a potem załatwią to, co mają załatwić. Są naprawdę otwarci, gościnni. Gdy mają w swoim dobytku np. kury czy kaczki (mało tego jedzą), to raczej na sprzedaż albo dla misjonarza. Gdy któraś siostra odwiedzi rodzinę z okazji świąt, nie puszczą jej z niczym. Żadna rodzina. To jest w ich zwyczaju. Weszłaś do mojej posesji, nie możesz wyjść z pustymi rękoma.

W. i M.: Co jest największym problemem w Kamerunie? Żadna wojna tam się nie toczy. Czy jest potrzebne wsparcie dla głodujących? Czy jest dużo sierot?
S Paulina: Bywają rodziny, w których dzieci są sierotami, ale rodzina jest otwarta, więc dziecko zawsze znajdzie sobie miejsce. Pojawia się sieroctwo z powodu AIDS. Problemem jest, że Afrykańczycy nie potrafią się zorganizować, pomyśleć o jutrze. Np. jeżeli jest dobry rok i bawełna, proso, czy orzeszki dobrze obrodzą, to zarobią trochę pieniędzy. Ale nie pomyślą, że do następnego sezonu jest jeszcze 5 czy 6 miesięcy. Wszystko wydadzą w ciągu 2-3 miesięcy. W lutym-marcu mówią: „Nie mam prosa, nie mam co do garnka włożyć”. Dlatego my kupujemy większą ilość prosa czy orzeszków i trzymamy u nas, żeby im pomóc na przednówku, bo w czasie zbiorów ceny są niższe. Już znamy rodziny które nie potrafią przewidzieć, że na przednówku nie będą mieli co jeść. Wtedy albo damy im pracę, albo sprzedajemy taniej. Można powiedzieć, że to jest ich bieda - nie potrafią planować. Dzisiaj mają wielkie sumy, a jutro mogą nie mieć co włożyć do garnka. A najbardziej na tym ucierpią dzieci.

W. i M.: Ale uprawiając ziemię muszą zaplanować pracę nawet z rocznym wyprzedzeniem?
S. Paulina: Tak, ale nie potrafią gospodarzyć pieniędzmi. Niektórzy mają np. wielkie stada bydła czy owiec. Ale w tym nie widzą pieniądza. Przyjdzie ktoś po lekarstwo i mówi, że nie ma grosza, choć ma wielką hodowlę bydła, owiec czy wołów - nie wie, że to też jest pieniądz. Ale najbardziej nie umieją zagospodarować żywności. Poza tym rozszerza się pijaństwo. Robią bimber z prosa. Na co dzień. Potem za to kupują mydło, sól, czy coś do ubrania. A proso się wyczerpuje i na koniec sezonu przed zasiewami nic już nie ma w spichlerzu i nie ma co do garnka włożyć, bo większość poszło na bimber. Tłumaczą się, że muszą kupić potrzebne rzeczy.




[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]