Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 1 (80), styczeń-luty 2005

KAŻDY CZŁOWIEK POTRZEBUJUE MIŁOŚCI cz. II

Druga część wypowiedzi p. Heleny Pyz, lekarki pracującej wśród trędowatych w Indiach, na Spotkaniu Krajowym Ruchu Maitri.
Problemy z edukacją
Dzieci, nawet te, które w koloniach trędowatych nie zachorują, nie mają możliwości nauki. W szkole publicznej dziecko ze zdrowej rodziny obok takiego dziecka usiąść nie może. Samo może by i usiadło, ale rodzice zaprotestują, jeżeli dowiedzą się, że do szkoły przychodzi dziecko z kolonii. Zresztą nie przychodzą, bo jeśli nawet użebrają na codzienny ryż, to już na mundurek szkolny, książki, zeszyty i inne przybory szkolne nie wystarczy.
Tę potrzebę ks. Adam Wiśniewski też dostrzegł. Dawno temu, chyba jeszcze w latach 70-tych, zaczęła w Jeewodaya działać szkoła. Ksiądz zapraszał dzieci z kolonii. Wtedy były bardzo opóźnione w nauce - zabierał do ośrodka dzieci w dziesiątym, dwunastym roku życia, które nigdy się nie uczyły. Tak powstała szkoła. Najpierw uczyli w niej ci, którzy tam mieszkali - trędowaci. Kiedy przyjechałam do Jeewodaya półtora roku po śmierci księdza Adama, szkoła podupadła - brakowało pieniędzy, nie było nauczycieli i tylko mamy i tatusiowie niektórych dzieci uczyli tego, co sami umieli. Odkąd wrócili pallotyni indyjscy, powstała możliwość uznania szkoły przez władze. Szkoła się rozrosła i uzyskała prawa państwowe. Zdobyłam kilku nauczycieli z zewnątrz. Wykształceni ludzie na wsiach nie mają zbyt wiele możliwości zatrudnienia. Od kilku lat mamy bardzo dobry zespół.
Z początku nauczyciele przychodzili i odchodzili. W Indiach bywa, że pracownik przyjdzie, weźmie pieniądze za miesiąc i pójdzie. Ale w tej chwili mamy dobry zespół wykształconych nauczycieli. Kształcą się dalej i chociaż ogólnie poziom edukacji jest dość niski, nasze dzieci mają papiery. Z zaświadczeniem o ukończeniu ósmej, dziesiątej czy dwunastej klasy mogą już iść dalej. Spośród naszych wychowanków jest kilku, którzy ukończyli szkoły wyższe i rzeczywiście stanęli na nogach - mówię to z pewną dumą! Jeden jest nauczycielem. Ma wysoki status społeczny. Bardzo duża część pozostanie na statusie średnim. Dziewczęta najczęściej wychodzą za mąż, ale dostaną lepszego męża.
Ile znaczy wykształcenie
Nie mamy wielkich ambicji, gdyż nie wszystkie dzieci są wybitnie zdolne, ale nawet wykształcenie podstawowe do piątej czy do ósmej klasy sprawia, że człowieka już nie jest tak łatwo oszukać. Np. mój kierowca, który był analfabetą, nauczył się liter na kursie dla analfabetów, który kiedyś prowadziliśmy społecznie. Teraz może przeczytać afisz czy szyld jakiegoś sklepu, poskładać sobie litery. Ale np. na stacji benzynowej sam fakt, że pyta: „Ile płacę?” (jest napisane, ale on nie umie cyferek odczytać), powoduje, że bardzo często go oszukują. Gdy przynosi mi rachunek, pytam: „A gdzie jest reszta?” Okazuje się, że wydali mu dwie rupie zamiast dwudziestu.
Takich ludzi niewykształconych - a analfabetów w okolicy, gdzie mieszkam, jest dużo - łatwo oszukać.
Oto inny przykład: jednego z moich trędowatych oszukano straszliwie. Żebrał, aby uzbierać pieniądze dla synka (skończył u nas ósmą klasę), nie pił... Ten syn był wtedy może w trzeciej klasie, więc zbierał dla niego i zanosił do banku. Zanosił, zanosił, zanosił... a potem stracił wzrok. Ludzie z powodu trądu często ślepną - niedomykanie się powiek powoduje wysychanie gałki ocznej i utratę wzroku. Jego syn już u nas był, kształcił się. Teraz przyszedł do nas ojciec i prosił, żeby go przyjąć. Ale on akurat nie oślepł z powodu trądu; miał zaćmę, o czym jednak nie wiedziałam - nie jestem okulistą. Pomogliśmy mu. W rezultacie poddał się operacji i znowu widzi.
Kiedyś, gdy jeszcze nie widział, powiedział, że ma kłopot, bo z banku nie chcą mu dać pieniędzy, a to jest miejscowość odległa o 80 km. Ponieważ mamy tam blisko przychodnię, mówię: Dobrze, pójdę tam, pomogę ci, zobaczę, o co chodzi. Pan w banku, jak mnie zobaczył, trochę zmienił front, ale przypuszczam, że zagarnęliby wszystkie jego pieniądze. Mają ciekawe metody. Ale jak zobaczył, że ja się tym interesuję, powiedział: za dwa tygodnie to załatwimy.
Chodziło o to, że miał lokatę terminową na wyższy procent. Chcąc ją zlikwidować, musiałby się podpisać, ale z takim wzrokiem podpisać się nie mógł. Więc mówię: „Słuchaj, przecież to nie jest możliwe. Komuś można uciąć prawą rękę i też się nie podpisze. My tu jesteśmy świadkami, że to jest ten pan. Zresztą macie jego zdjęcie.” Ale takiego ciemnego człowieka udałoby mu się oszukać.
To jednak nie było wszystko. Kiedy przez te dwa tygodnie miałam jego dokumenty w ręku, zorientowałam się, że gdy składał najpierw pieniądze na rachunek bieżący, było tam chyba 16 tys. rupii, ale na lokatę terminową wniesiono tylko 10 tys. Tego dnia, kiedy założono lokatę, on pobrał 16 tys. Nie chcąc niczego sugerować, pytam go: czy wtedy, kiedy zakładałeś lokatę dla swojego syna, wyjąłeś wszystkie pieniądze? On mówi: 10 tys. Ale czy to były wszystkie pieniądze? On mówi: tak, tak. Prosiłem, żeby mi tam zostawili tylko 200 rupii i to były wszystkie pieniądze. A więc bardzo elegancko, ponieważ on nie umiał tego przeczytać, wyjęto 16 tys., a 10 tys. zablokowano na tym depozycie. Udowodnić tego nie mogłam, minęło już trzy czy pięć lat - na tyle była założona lokata. Ale było to dla mnie jasne. On nawet poszedł wtedy do banku z kimś, ale co podpisywał, tego nie wiedział. Tym razem znów chcieli go skrzywdzić i odebrać mu wszystko, bo to był starszy człowiek i bardzo szybko przeszłoby to na własność banku. A taki podpis, jaki on składał, może złożyć każdy - odwzorowywał literki drżącą ręką.
Te przykłady ukazują, ile znaczy wykształcenie. Dlaczego ważne jest, żeby nasze dzieci nauczyły się chociażby czytać, pisać, liczyć.
Szansa na lepsze życie
Jeśli chodzi o nasze osiągnięcia, cieszę się, bo obecnie moje wychowanki, Czanda, katoliczka, i druga dziewczyna z rodziny hinduistycznej, kształcą się na pielęgniarki. To jest niekoniecznie przyszłość nasza, ale dla nich na pewno - mogą dostać dobrze płatną pracę. Trzecia z kolei, muzułmanka, kształci się w college'u pielęgniarskim. Będzie nawet mogła uczyć pielęgniarki, co stwarza szansę, że zostanie w ośrodku i będzie dla nas pomocą. Inny przykład, to Santosh, sierota, wychowywany u nas od niemowlęctwa. Po maturze pomogliśmy mu dostać się na roczny kurs laboranta medycznego. Skończył go, ale jako sierota, bez zaplecza rodziny, bez jakiejś większej łapówki, dobrej pracy by nie dostał. Przez dwa lata pracował u lekarza, siedząc prawie przez cały dzień w laboratorium. Dostawał 600 rupii, a 15 rupii kosztuje kg ryżu, zarobił więc na 40 kg ryżu. Nie miał szans na lepszą pracę. Wrócił do ośrodka, ożenił się z naszą wychowanką, również sierotą, i pracuje w tej chwili w naszym laboratorium. Jest to już bezpośrednia korzyść. Natomiast wszystkie inne dzieci, choć pochodzą z rodzin dotkniętych trądem, mają szansę na pracę na zewnątrz, bo mają rodzinę. Jak nie ojciec ze zniekształconymi rękami, to wuj pójdzie i coś załatwi.
Nowi katolicy
Jeszcze jedna historia: Czanda po śmierci matki była u nas wychowywana od niemowlęctwa. O ile pamiętam, ojciec był dotknięty trądem. Była tu, zanim ja przyszłam przed piętnastu laty. Ma dzisiaj chyba dwadzieścia lat. Poprosiła o chrzest z tym Santoshem, sierotą, i jego żoną (mieszanych rodzin nie miewamy, kobieta przyjmuje wiarę męża). Santosh poprosił o chrzest, zanim się ożenił. Miałam wątpliwości, ponieważ miał już 22 lata. Myślałam sobie: przez te lata nigdy o tym nie wspomniał. Jestem trochę takim advocatus diaboli - bardzo chcę, żeby motywacja do chrztu była silna. Podczas rozmaitych okresów misji w Indiach mieliśmy przykłady katolików „ryżowych”, przyjmujących chrzest za jakieś wartości materialne. Więc dwukrotnie z nimi rozmawiałam bardzo poważnie. Mówię: Słuchaj, naprawdę ci pomożemy niezależnie od tego, czy zostaniesz przy swojej wierze hinduistycznej, czy przyjmiesz katolicyzm - albo poszukamy ci pracę, albo urządzimy sami jakieś małe laboratorium. Przecież stać nas, by kupić ci jakieś podstawowe narzędzia pracy. Czemu chcesz się ochrzcić? Wtedy powiedział: nie znam innego Boga. Rzeczywiście, od niemowlęctwa był z nami i kiedy chciał podjąć dorosłe życie, stanął na nogi. Podobnie Lakszmi, gdy rozważała tę sprawę tego samego dnia w Wielką Sobotę, powiedziała: Jesteście dla mnie jedyną rodziną, a Jezus jest moim Panem, nie znam innego. Większość katolików pozyskujemy w ten sposób.



Przeczytaj pozostałe części artykułu:
  • Część pierwsza
  • Część trzecia


  • [Spis treści numeru, który czytasz]
    [Skorowidz  tematyczny artykułów]
    [Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
    [Strona główna]      [Napisz do nas]