Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITR
Nr 1 (47), styczeń-luty 2001

PIĘĆ LAT ADOPCJI SERCA

      Zaczęło się na przełomie r. 1995/96. Nasz Ruch przeżywał kryzys. Jednym z powodów była gwałtownie zmieniająca się sytuacja społeczna i ekonomiczna w naszym kraju. Dotychczasowa prosta i łatwa forma pomocy dla najbiedniejszych Trzeciego Świata - zbiórka i wysyłka darów rzeczowych za pośrednictwem poczty - z powodu ogromnie rosnących opłat zaczęła tracić sens.
      Tragedia Rwandy w 1994 r. zwróciła naszą uwagę na ten kraj. Szukając możliwości pomocy, nawiązaliśmy kontakt z Sekretariatem Misyjnym Księży Pallotynów. Nie potrafiąc od razu znaleźć całkowicie nowych rozwiązań, zorganizowaliśmy wysyłkę dwóch kontenerów z darami. Było to ogromne przedsięwzięcie na skalę całego Ruchu. Jednak i ten sposób daleki jest od doskonałości. Pierwszy kontener dotarł bez większych przeszkód, ale drugi rok leżał w magazynach celnych w Rwandzie z powodu przeszkód stawianych przez władze, a część darów została rozkradziona po drodze (trzeci kontener, który miał trafić do Rwandy, wysłaliśmy do Kalkuty).
      Okazało się też, że wysłane przez nas rzeczy można kupić - często taniej - na miejscu. Jedynym problemem są pieniędze, które jednak można dostarczyć o wiele łatwiej i z niedużym ryzykiem. Wysyłka darów ma też negatywne skutki dla miejscowej społeczności - handel i rzemiosło nigdy nie wygra konkurencji z bezpłatnymi darami, a więc przyczyniają się one do zmniejszania ilości miejsc pracy, których i bez tego tam bardzo brakuje.
      Równolegle z darami zaczęliśmy więc wysyłać pieniądze - początkowo na pomoc dla uchodźców i ofiar wojny. Okazało się jednak, że wobec ogromnej ilości sierot potrzebna jest długofalowa pomoc, obliczona na wiele lat. Powstało pytanie: skąd wziąć na to środki? Zainspirował mnie mój przyjaciel, Adam Gosiewski, mieszkający w Gdańsku Anglik, który często pomaga nam w tłumaczeniach, a także w spojrzeniu na naszą pracę przez pryzmat doświadczeń Zachodu. Przedstawił mi plusy pomocy konkretnemu dziecku w formie osobistego patronatu. Na Zachodzie ta forma ma już długą tradycję (np. międzynarodowa organizacja Plan International ma pod opieką ponad milion dzieci w ponad 40 krajach). Drugim źródłem inspiracji była Adopcja Serca organizowana przez Sekretariat Misyjny Jeevodaya na rzecz dzieci indyjskich, leczących się w ośrodku dla trędowatych w Jeevodaya.
      Po wstępnych uzgodnieniach z Księżmi Pallotynami zaczęliśmy poszukiwać ofiarodawców. Pomocą była nasza gazetka, dzięki której zgłosiły się pierwsze osoby (pierwsza deklaracja od pani Haliny Borzyszkowskiej nosi datę 30 czerwca 1996). Dostaliśmy od misjonarzy pierwsze informacje o kilkudziesięciu sierotach. Akcja jednak rozwijała się bardzo powoli. Nie mieliśmy żadnych doświadczeń, brak było odpowiednich struktur organizacyjnych - zarówno w naszym Ruchu, jak i w Rwandzie.
      Punktem przełomowym był mój wyjazd do Rwandy w lutym 1997 r. Odwiedziłem niemal wszystkie polskie placówki misyjne. Część z nich wyraziło chęć współpracy. Od razu na miejscu można było uzgodnić wiele spraw, których nie udawało się przez długi czas załatwić drogą korespondencji. Od tej pory zaczął się szybki rozwój akcji.
      Z początku pomoc trafiała do Rwandy za pośrednictwem Księży Pallotynów. Oni przekazywali pieniądze poszczególnym zgromadzeniom i rozliczali się z nami. Od stycznia 2000 r. praca została podzielona między zainteresowane zgromadzenia - otrzymują niezależnie fundusze i rozliczają się z ich wykorzystania. Wciąż zgłaszają się z prośbą o pomoc nowi misjonarze z innych krajów.
      Aktualnie pomoc w ramach Adopcji Serca organizujemy w trzech etapach:
      1. Dożywianie ok. 2000 tysięcy zagłodzonych dzieci w ośrodkach dożywiania (w tym 500 małoletnich więźniów). W tę formę anonimowej pomocy na stałe zaangażowało się 240 ofiarodawców, resztę środków uzyskujemy od osób, które wpłacają jednorazowo czy nieregularnie oraz ze zbiórek w parafiach.
      2. Utrzymanie 2084 dzieci, których zdjęcia i dokumentację otrzymują ofiarodawcy - jest ich ok. 1700. Niektórzy wspierają po dwoje i więcej dzieci, rekordzista - 11; część dzieci wspierają grupy osób - klasy, wspólnoty, rodziny, znajomi itp., które składają się na pomoc dla jednego lub kilku dzieci. Ok. 150 dzieci utrzymujemy ze zbiórek, zanim nie znajdą opiekunów.
      3. Pomoc w nauce: wspieramy 95 osób w szkole średniej, 2 kleryków i jednego kandydata do seminarium w Kamerunie, oraz 36 dziewcząt w Szkole Życia. W tej formie pomocy uczestniczy ok. 120 osób.
      W 2000 r. 3181 osób wpłaciło jednorazowo lub wielokrotnie ofiary na nasze konto. Pomoc z Gdańska trafia gł. do Rwandy, ale też do Kongo Dem., Burundi i Kamerunu.
      Do akcji włączyła się grupa wrocławska, przejmując pomoc dla Sudanu, grupa bytomska przyjęła pomoc dla Boliwii oraz część programu Adopcji Serca dla Rwandy, Szkołę Życia. P. Dominika Marel z Warszawy organizuje tłumaczenie korespondencji opiekunów z dziećmi. Grupa lubelska przyjmuje telefonicznie zgłoszenia nowych osób i rozsyła im odpowiednie materiały. Lublin przejął też pomoc dla sierot, którymi zajmują się Siostry od Aniołów w Rwandzie i Kongo Dem. Niezależnie od nas, na własną rękę, podobną pracę rozpoczęła grupa warszawska. Największa część pracy jest jednak wykonywana w Gdańsku.
      Obecnie natrafiamy na wyraźne granice rozwoju. Brakuje nowych ofiarodawców. Musieliśmy zatrzymać przyjmowanie nowych sierot, zgłaszanych przez misjonarzy. Coraz mniej osób chce poświęcić choć trochę czasu na pracę przy organizowaniu akcji. Większość osób sądzi, że ich pieniądze załatwią wszystko (ale niektórzy odmawiają nawet wpłacania drobnej składki na koszty organizacyjne). Trzeba więc znów szukać nowych rozwiązań. Byliśmy zmuszeni od lutego 2000 r. zatrudnić jedną osobę.
      Mimo tych (i wielu innych) trudności organizowanie Adopcji Serca jest dla mnie wielką radością i nadaje sens memu życiu. Tu mogę realizować swoje osobiste powołanie, odpowiadając na wezwanie Chrystusa: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Dzięki tej akcji nasz Ruch mógł w nowy sposób odczytać swój charyzmat pomocy najbiedniejszym na całym świecie. Cieszy mnie, że tylu ludzi może w różny sposób uczynić coś dobrego i pięknego, że udział w Adopcji Serca ma wielką wartość dla nich samych i dla ich rodzin. Najbardziej jednak cieszy mnie radość dzieci, które otrzymują pomoc, listy, które czują, że mimo nieszczęść, jakie ich dotknęły, nie są zostawione same sobie.
      Dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do rozwoju Adopcji Serca - przez modlitwę, wyrzeczenia, wsparcie finansowe, a nade wszystko przez poświęcenie tego, co najcenniejsze - cząstki swego czasu, swego życia, samego siebie. Za to wszystko Bogu niech będą dzięki.

Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]