Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (37), listopad 1999

NIEWOLNICTWO W SUDANIE

      Pod samotnym drzewem w spalonej słońcem sudańskiej wsi Malual Baai w czterdziestostopniowym upale siedzi ponad 400 kobiet i dzieci z plemienia Dinka. Ich odzież jest brudna i obszarpana. Tylko kilkoro z nich ma buty. Roje zielonych much latają koło ich ust i oczu. Są jednak tak wyczerpane, że nie mają siły ich odganiać. Niektórzy przeszli właśnie stukilometrową drogę z północy Sudanu, gdzie byli niewolnikami muzułmanów.
Zapłata za niewolników
      Ich wybawiciel - muzułmanin Ahmed w ciemnych okularach - przyprowadził ich do rodzinnych miejsc w spustoszonej prowincji Bahr el-Ghazal, aby ich odsprzedać na wolność. Podczas gdy siedzą w cieniu drzewa, John Eibner z Christian Solidarity International (CSI - Międzynarodowa Solidarność Chrześcijańska) przelicza pieniądze na ich wykupienie. Ahmed zgarnia pliki banknotów. Jest ich więcej, niż może wcisnąć do swej torby. John Eibner podchodzi do niewolników i mówi: "Wszyscy jesteście wolni".

Sudańskie niewolnictwo
      Ci udręczeni ludzie - czarni chrześcijanie i animiści, którzy byli zmuszeni mówić po arabsku i żyć według islamskich zwyczajów - uniknęli dalszego brutalnego traktowaniem przez swych ciemiężycieli. Ale dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ich braci pozostaje w niewoli na północy Sudanu w Darfurze i Kordofanie. Nie jest to tylko zanikający relikt przeszłości, ale przede wszystkim skutek działalności rządu fundamentalistów islamskich, który odnowił niewolnictwo jako skuteczną broń w prowadzonej przemocą islamizacji i arabizacji kraju.
      Sudan jest w stanie najdłuższej wojny domowej. Przez 32 lata z 42 lat niepodległości kraju reżim w Chartumie walczy przeciw chrześcijanom i animistom na południu. Stara się uczynić z Sudanu czysto islamski i arabski kraj, w którym by obowiązywało prawo koraniczne. Wysoki Komisariat ONZ do Spraw Uchodźców (UNHCR) szacuje, że na skutek wojny rządu ze swymi obywatelami zmarło niemal 2 mln ludzi (więcej niż wskutek ludobójstwa w Rwandzie, Bośni i Kosowie razem wziętych), zaś ok. 100 tys. ludzi stało się niewolnikami.
       Międzynarodowe grupy walczące o prawa człowieka oskarżają fundamentalistyczny reżim w Chartumie o finansowanie i uzbrajanie oddziałów arabskich w broń automatyczną. Rząd zachęca ich do gwałtów ogłaszając, że Afrykańczycy na terenach kontrolowanych przez powstańców są wrogami islamu, można więc ich bezkarnie zabijać, torturować i zamieniać w niewolników. Zamiast wynagrodzenia obiecuje najeźdźcom łupy, łącznie z niewolnikami. Wszystko to w imieniu doktryny "świętej wojny" (oczywiście trzeba tu rozróżnić między islamem jako religią, a fundamentalizmem islamskim - doktryną polityczną nadużywającą religię dla swych celów). Rząd Sudanu odrzuca jednak twierdzenie, iż przymyka oczy na niewolnictwo, a nawet je popiera.
      W kwietniu 1995 r. zespół CSI odkrył, że niewolnictwo jest kwitnącą praktyką na granicy między północną a południową częścią Sudanu w prowincjach Darfur i Kordofan. Tego odkrycia dokonali w mieście Nyamlell w północnej części prowincji Bahr el Ghazal, która stała się terenem polowania na niewolników na dwa miesiące przed przyjazdem grupy członków CSI. W czasie tego najazdu zabito 82 osoby. 282 kobiety i dzieci schwytano, wielką część bydła i ziarna stanowiącego podstawę wyżywienia została zrabowana lub zniszczona. Wiele domów spalono. Międzynarodowy Czerwony Krzyż, agendy ONZ i inne organizacje nie mogły dostarczyć ofiarom żadnej pomocy. Rząd Sudanu zabronił prowadzenia jakichkolwiek akcji humanitarnych na tym terenie. Od tej pory zespół pracowników CSI odwiedził ponad 10 razy różne miejscowości w Bahr el-Ghazal. Przeprowadzili oni wiele rozmów z niewolnikami i handlarzami oraz zrozpaczonymi ludźmi, których bliscy zostali sprzedani lub zabici w czasie najazdów.
      Według organizacji humanitarnych ostatecznym celem handlu niewolnikami jest kulturalne wyniszczenie plemienia Dinka, w przeważającej mierze katolickiego, oraz islamizacja całego kraju. Niewolnicy muszą obowiązkowo odmawiać islamskie modlitwy i czcić Allaha. Dlatego im młodszy niewolnik, tym łatwiejsza jest przymusowa islamizacja i arabizacja.
      Porwane kobiety zazwyczaj prowadzą gospodarstwo domowe, dzieci pasą kozy czy bydło. Do jedzenia dostają resztki ze stołów swych panów. Muszą pracować bardzo długo. Kobiety są regularnie gwałcone. Jeśli coś nie podoba się ich panom, są bici.

Polowanie
      Jest wczesny ranek. Setki arabskich najeźdźców na koniach czy wielbłądach atakują wieś. Na każdym koniu jest dwóch napastników. Jeden kieruje zwierzęciem, drugi strzela do mężczyzn, którzy próbują się bronić. Następnie gromadzą kobiety i dzieci, wiążą je w szereg długim sznurem i prowadzą na północ kraju. Wieś zostaje podpalona. Starsze kobiety i mężczyźni, którzy już nie mogą ciężko pracować, zostają pobici i obrabowani. Ci, którzy się bronią, są na miejscu zabijani. Podobny los czeka wszystkich młodych mężczyzn, gdyż nie da się ich już wychować na posłusznych niewolników.
      Kobiety muszą zabrać wszystko, co są w stanie unieść na głowach, jako łup wojenny napastników. Wszystko, czego nie mogą zabrać, zostanie spalone. W ten sposób ci, którzy przeżyją, pozostaną bez jakichkolwiek środków do życia.
      W drodze nowi niewolnicy nie dostają żywności tak długo, aż całkowite wyczerpanie zmusi ich do wypełnienia jakiegokolwiek rozkazu. Droga na północ trwa zazwyczaj tydzień. Potem niewolnicy są sprzedawani prywatnym właścicielom. Nadaje się im arabskie imiona. Muszą mówić po arabsku. Kobiety bardzo często stają się ofiarami okaleczenia narządów płciowych - obrzezania.
      Polowania na niewolników odbywają się najczęściej w północnej części Bahr el-Ghazal, skąd najeźdźcy mogą szybko ujść na północ poza zasięg operacji sił powstańczych. Ponieważ zazwyczaj nie mają mechanicznych środków transportu, nie mogą sobie pozwolić na szerzej zakrojone operacje zbrojne, zwłaszcza w porze deszczowej. W czasie najazdów popełniają niewyobrażalne gwałty. Torturowanie zaatakowanych wieśniaków należy do normy.
      Niektórzy niewolnicy pozostaną własnością tych, którzy ich schwytali. Reszta zostanie sprzedana nowym właścicielom. Tak zarabia na swoją pensję większość żołnierzy armii oraz oddziałów paramilitarnych.

Porwana za młodu
      Nyanut Adwal Anei, piękna młoda kobieta siedząca w cieniu drzewa, została przed 12 laty porwana przez arabskich najeźdźców. Wygląda na 16 lat, ale sama nie zna swego wieku. Niemniej nie może zapomnieć dnia, w którym wraz z setkami zwierząt, kobiet i dzieci została zamknięta w zagrodzie dla bydła jako arabski łup wojenny, a później pędzona na północ kraju w dwutygodniowym marszu. Podczas drogi była kilkakrotnie zgwałcona przez najeźdźców - bojowników islamskich i żołnierzy armii regularnej. W mieście Karego była najpierw w obozie dla niewolników, a potem w domu swego właściciela Mahmuda, gdzie nosiła wodę, sprzątała dom i była jedną z dwóch jego konkubin z plemienia Dinka. Dostała arabskie imię i musiała odmawiać islamskie modlitwy. W ostatnim roku była zmuszona poddać się obrzezaniu. Ale czegoś uniknęła - wiele innych kobiet w cieniu drzewa ma na pół arabskie dzieci, jako żywe świadectwo wykorzystywania przez swych właścicieli.

Namiri Lual
      Chłopiec ma 12-13 lat. Został porwany, zanim zaczął chodzić. Wyrastał jak Arab w północnym mieście Abu Jafra. Mówi tylko po arabsku. Jeden mężczyzna powiedział mu, aby mówił do niego "ojcze", ale pomimo to zmuszał go, aby spał w chlewie razem ze zwierzętami, podobnie jak inni niewolnicy. Lual powiedział, iż uczył się w szkołach koranicznych, że dżihad - święta wojna - broni islam przed niewiernymi, zwłaszcza z plemienia Dinka. Jest ironią losu, że Lual obecnie siedzi w więzieniu Dinków na południu kraju. Został schwytany przez powstańców, gdy jego "ojciec" go opuścił, kiedy najeźdźcy zostali otoczeni przez wojska powstańcze. Miejscowi funkcjonariusze twierdzą, że tysiące młodych Dinków wyszkolono do prowadzenia "świętej wojny" przeciw swym pobratymcom. Lual mówi: "Postępowali ze mną dobrze. Nigdy dotąd nie poznałem innego życia". Ponieważ został niewolnikiem w dzieciństwie, nie wie, skąd pochodzi i gdzie może przebywać jego rodzina.

Wykupywanie niewolników
      Wyzwalanie sudańskich niewolników może być jedną z najpilniejszych krucjat w obronie praw człowieka. Od 1995 r. CSI wykupiło niemal 8000 Afrykańczyków. Zbiórki na ten cel prowadzone są na całym świecie. Niektórzy ludzie z ONZ i organizacji humanitarnych uważają tą praktykę za szkodliwą. Twierdzą, że nie zlikwiduje ona niewolnictwa w Sudanie, a wręcz przeciwnie - jeśli będzie popyt, znajdzie się i towar. Obawiają się, że "gorliwcy religijni" spowodują więcej szkód, niż pożytku przez mieszanie się do miejscowych spraw. Ale nie potrafią wskazać skutecznego sposobu walki z tą zbrodnią. Niewolnictwo stało się bronią w wojnie sudańskiej. Celem handlu niewolnikami nie jest zysk, ale arabizacja i islamizacja południa kraju. Wykupywanie niewolników nie ma więc wpływu na rozmiary tego zjawiska.
      J. Eibner przyznaje, że islamscy ekstremiści grożą mu śmiercią. Na uwagi, że jego działalność przyczynia się do rozszerzenia handlu niewolnikami, odpowiada: "Nie ma żadnych dowodów, aby od czasu, gdy zaczęliśmy wykupywać niewolników, zostało porwanych więcej ludzi." Eibner podkreśla, że najeźdźcy i pośrednicy w wykupywaniu niewolników nie są tymi samymi ludźmi i że miejscowi przywódcy Dinków zgadzają się z tą akcją i współpracują w jej prowadzeniu. Program wykupywania niewolników jest kontynuacją tego, co dawniej robili sami Dinkowie. Czasem udawało im się wykupić kogoś z rodziny. Jednak tylko nielicznych stać było na zapłacenie okupu.
      Początkiem procesu wykupywania niewolników była umowa, zawarta w roku 1981 między Dinkami i Arabami. Umożliwiła ona uwolnienie pewnej liczby niewolników w zamian za swobodny dostęp stad bydła do rzeki Kiir w porze suchej.
      W wyzwalaniu niewolników pośredniczą handlarze arabscy. Wykupują oni albo uprowadzają niewolników od ich właścicieli. Wracają z nimi na południe, idąc przeważnie w nocy. W dzień się ukrywają. Pokonują nawet kilkaset kilometrów, by przejść po kryjomu przez rzekę Kiir. Tam po wykupieniu niewolnicy zostają uwolnieni. Cena jednego niewolnika wynosi 50 tys. funtów sudańskich (obecnie równowartość 50 dolarów). Pomimo znacznej inflacji cena ta nie ulega zmianie od trzech lat.
      Ci arabscy pośrednicy nie akceptują zbrodniczej działalności rządu. Są bardzo szanowani przez Dinków. Podejmują oni wielkie ryzyko. Zagrażają im tajne służby rządu sudańskiego, który stara się przeszkodzić ich działalności. W razie schwytania czekają ich surowe kary. Niewolnicy schwytani na próbie ucieczki są zabijani. Jeden z pośredników powiedział, że był przed dwoma laty torturowany przez tajne służby, które oskarżyły go o wykupywanie niewolników i sprzedawanie ich na południu kraju. Po kilku miesiącach przesłuchań został wypuszczony ze względu na brak dowodów. Podkreślił, że nie robi tego dla pieniędzy, choć ten handel uczynił z niego bogatego człowieka w kraju niewyobrażalnej nędzy.
      Przyszłość wyzwoleńców jest niepewna. Nie wiedzą, czy uda im się znaleźć jedzenie, swój dom, rodzinę, ani czy długo pozostaną na wolności. Nie ma dla nich żadnego programu długofalowej pomocy. Dokąd będą trwać najazdy, nie będą mogli żyć w spokoju. Po powrocie do swych miejscowości odpowiedzialność za ich dalszy los przejmują miejscowe wspólnoty, które dostarczają im jedzenie, schronienie i leki do czasu powrotu do sił. Ale mogą im dać bardzo niewiele. W Sudanie panuje głód, a rozległe tereny są zniszczone przez wojnę i polowania na niewolników.
      John Eibner wbrew opiniom sceptyków wierzy, że jego działalność doprowadzi do likwidacji niewolnictwa w Sudanie. CSI z wielkim ryzykiem wykupuje niewolników. Dostarcza żywność i leki dla wyzwoleńców oraz wspólnot, które stały się ofiarami ataków. Stara się też o skuteczną interwencję organizacji międzynarodowych, aby niewolnictwo zostało zlikwidowane na drodze prawnej. Dąży wreszcie do poruszenia opinii publicznej w Europie i Ameryce, aby te działania były skuteczne.

Radość spotkania
      Niekiedy rodziny wytrwale w napięciu czekają na miejscach wykupywania niewolników. Wciąż mają nadzieję odnalezienia swych bliskich, choć wielokrotnie im się to nie udało. Simon Akot szedł pieszo dwie godziny od miejsca zamieszkania do Yargot, gdy usłyszał, że CSI zamierza tam wykupić niewolników. Ale jego żony i córki nie było wśród 300 wykupionych . Arabscy najeźdźcy porwali je przed dwoma laty. Mówi: "Nie przestanę ich szukać i wierzę, że pewnego dnia je odnajdę".
      Gdy rodziny odnajdą swych krewnych, ich spotkanie jest nieopisanie radosne. W Malual Baai, gdzie John Eibner oświadczył niewolnikom, że są wolni, kilka rodzin rzuciło się, by objąć swych bliskich. Alung Lual Geran, której dwaj synowie znaleźli się między wyzwoleńcami, przybiegła, by wycałować swe uśmiechnięte dzieci. Nie widziała ich od czasu, gdy przed rokiem paśli krowy w rodzinnej wsi Leith. Aż do tego dnia nie słyszała o CSI. Praktyka wykupywania niewolników jej nie przeszkadza. Z oczyma pełnymi łez radości pyta: "Jak trzymanie w objęciach swego dziecka może być złe?" Rzeczywiście, jak?

Na podstawie materiałów czeskiej CSI
opracował Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]