Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 3 (94) maj-czerwiec 2007

U ŹRÓDEŁ ADOPCJI SERCA cz. I

Latem roku 2006 minęło dziesięć lat od przyjęcia pierwszych dzieci do programu Adopcji Serca przez gdański ośrodek Ruchu Maitri. Na przełomie stycznia i lutego 2007 dwaj wysłannicy Ruchu odwiedzali ośrodki misyjne prowadzące program w Rwandzie, Kongo i Burundi. W kolejnych numerach przedstawimy relację z wyjazdu, spisaną przez Tadeusza Makulskiego, odpowiedzialnego za gdański ośrodek Ruchu Maitri.

W lipcu 2006 roku miałem przyjemność spotkać się z ks. Grzegorzem Młodawskim, warszawskim sekretarzem d.s. Misji Pallotyńskich Prowincji Chrystusa Króla. Nasza rozmowa stała się inspiracją do przemyśleń o wyjeździe do Afryki w dziesiątą rocznicę Adopcji Serca. Niespełna pół roku później, 13 stycznia 2007 r., stałem w nocy na gorącej betonowej płycie omiatanego światłem szperaczy lotniska w Kigali. Zmierzając z towarzyszącym mi wolontariuszem, Zbyszkiem Ostrowskim, do nieodległego budynku odpraw, snułem wizje na temat naszych afrykańskich planów na najbliższy miesiąc. Zadanie było interesujące, ale na granicy możliwości organizacyjnych: odwiedzić wszystkie ośrodki misyjne prowadzące wspólnie z Ruchem Maitri Adopcję Serca, zrobić zdjęcia wszystkim dzieciom i policzyć je.
Rwandyjskie lotnisko, strzeżone przez wszechobecnych przedstawicieli miejscowych sił porządkowych, nie witało nas ani entuzjazmem tłumu oczekujących, ani gorączkową krzątaniną widocznych zwykle w takich miejscach taksówkarzy. Szczęśliwie mogliśmy liczyć na Siostry Pallotynki: Martę Litawę i Marzenę Prusaczyk. Pojechaliśmy do misji w Masaka, która stała się naszą bazą na cały okres pobytu. Tam, jak do domu, wracaliśmy po kilkudniowych wyprawach do poszczególnych placówek w Rwandzie, Kongo i Burundi. W efekcie w ciągu 30 dni pobytu odwiedziliśmy wszystkie miejsca, gdzie prowadzona jest Adopcja Serca wspierana przez Ruch Maitri, z wyjątkiem położonej na północy Rwandy placówki w Ruhuha, prowadzonej przez rwandyjskie Siostry Szpitalne.
Masaka i okolice
Miejscowość położona w odległości niespełna 20 km od stolicy w niczym nie przypomina naszych wiosek. Po zjechaniu z asfaltowej drogi, przejechaniu trzech kilometrów wyrzeźbioną siłami natury i oponami nielicznych samochodów wyboistą, pofałdowaną drogą w kolorze ochry, docieramy do skupiska domów. Trzy gruntowe ulice, mały plac targowy, parafia, koszary i szkoła, kasa oszczędnościowa, ośrodek Sióstr Pallotynek, kilka sklepików i pijalni piwa bananowego - to cała miejscowość, zamieszkana przez 11 tys. osób. Pierwsze dni upływają nam na spotkaniach z dziećmi w parafiach Masaka, Kabuga i Gikondo. Zapoznajemy się także z dziełami prowadzonymi w poszczególnych misjach.
Placówkę Sióstr Pallotynek w Masaka stanowi kompleks parterowych budynków, w których mieści się ośrodek zdrowia, ośrodek dożywiania, szkoła szycia dla dziewcząt, przedszkole dla 80 dzieci, dom z kaplicą, zamieszkany przez zakonnice. Jest też ogród kwiatowo-warzywny. Wspólnota liczy osiem miejscowych sióstr, z którymi przebywa siostra Marzena, przełożona Sióstr Pallotynek na Rwandę i Kongo. Stąd koordynowany jest program Adopcji Serca, obejmujący ponad 1600 sierot. Prowadzą go wszystkie placówki Sióstr Pallotynek oraz współpracujące z nimi zgromadzenia w obu tych krajach, w miejscowościach Masaka, Gikondo, Ruhango, Ruhuha, Butare, Goma i Rutshuru.
Pierwszego dnia po przyjeździe okazuje się, że specjalnie dla nas dzieci objęte opieką Ruchu Maitri przygotowały spektakl powitalny. Po świadectwach dzieci i opiekunów, wyrażających wdzięczność za wsparcie, uczestniczymy w tańcach i śpiewach przygotowanych na nasz przyjazd. Jak się dowiadujemy, dzieci dziękują nam w ten sposób za pracę na ich rzecz, a rodzicom adopcyjnym przekazują wyrazy wdzięczności na nasze ręce. Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować wielki aplauz towarzyszący popisom tanecznym kolegi Zbyszka, który zaproszony przez młodzież, pląsał całkiem sensownie w rytmie wybijanym przez bębny.
Po uroczystości był czas na zdjęcia indywidualne wszystkich dzieci wspieranych przez Ruch Maitri. Sceneria nieszczególna - krzaczek na placu przed salą wielofunkcyjną. Dzieci podchodzą pojedynczo, zachowują wielką powagę pomimo naszych prób wywołania uśmiechu na twarzach. Wyczuwamy, że jest to dla nich emocjonująca chwila. Starają się prezentować jak najlepiej - odświętne ubranie, powaga na twarzy; jakby obawiały się, że niewłaściwa postawa może rzutować na wielkość przyznawanej im pomocy.
Zaskakujące powitanie spotka nas kolejnego dnia w przedszkolu prowadzonym przez siostrę Cecylię. Grupa cudownych maluchów przywitała nas śpiewaną po polsku pieśnią „Witamy Was, Alleluja”. Takie miłe i wzruszające sytuacje towarzyszą nam w trakcie spotkań z kolejnymi grupami dzieci z parafii Masaka i nieodległej Kabuga.
Ośrodek zdrowia to królestwo siostry Goretti. Znajdujemy tam salę porodową, gdzie na świat przychodzi ok. 30 dzieci miesięcznie, kilka sal dla lżejszych przypadków chorobowych, ambulatorium i laboratorium medyczne. Cięższe przypadki odwożone są samochodem terenowym do szpitala w Kigali. Wszystko urządzone bardzo skromnie, czysto, profesjonalnie. Są też poradnie dla zarażonych HIV i chorych na gruźlicę, prowadzące łącznie ok. 500 przypadków, często małych dzieci.
Czy dysponując tymi zasobami można walczyć z plagą AIDS? Siostra tłumaczy, że opieką obejmowani są ludzie, którzy przychodzą do ośrodka. Według szacunków może to być 1/3 zarażonych. Wielu niestety nie przyjmuje do wiadomości niebezpieczeństwa związanego z choroba, starają się żyć normalnie, nie chcą być naznaczeni piętnem AIDS. W razie problemów zdrowotnych szukają pomocy najpierw u znachorów, obiecujących szybkie wyzdrowienie. Do ośrodka trafiają w zaawansowanym stanie; zazwyczaj nie ma już dla nich ratunku.
Na naszych oczach do szpitala przyniesiono bezwładne dziecko w wieku ok. 2 lat, z zanikiem mięśni i prawdopodobnie porażeniem mózgu. Jak się okazało, matka najpierw szukała pomocy u czarownika, który w ramach terapii przez kilka dni przykładał dziecku na plecy i klatkę piersiową rozżarzony pręt. Jedynym widocznym efektem jego terapii była siatka okropnych blizn, pokrywających ciało malucha. Dolegliwości pozostały. Matka rozpaczając dotarła z dzieckiem do ośrodka.
W r. 2006 ze środków przekazanych przez Ruch Maitri powstała w Masaka sala wielofunkcyjna. Zawsze zastanawiałem się, co kryje tak pojemna nazwa. Wydarzenia kolejnego dnia pozwalają na zrozumienie tego określenia. W pomieszczeniu, które znaliśmy już z uroczystości powitalnej, wczesnym rankiem bierzemy udział w Mszy świętej, odprawianej przez miejscowych księży dla kilkudziesięciu mieszkańców wioski. Liturgia i towarzyszące jej piękne śpiewy czynią z tego miejsca mała wysepkę radosnej serdeczności. Prawie wszyscy przystępują do Komunii. Później po wizycie w Szkole Życia zastajemy w sali matki z niemowlakami, przychodzące na kontrolę wagi dzieci w związku z prowadzonym programem dożywiania.
Budynek tętni życiem od rana do wieczora. Na jego zapleczu odwiedzamy punkt socjalny, prowadzony przez siostrę Odette, odpowiedzialną za rozdział pomocy w ramach Adopcji. Do niej docierają informacje o potrzebujących sierotach, które trafiają na listy dzieci przewidywanych do objęcia pomocą.
Kilka kilometrów gliniastej drogi prowadzi na wzgórze, gdzie znajdują się koszary i zabudowania parafii Masaka oraz szkoły publicznej. Proboszczem jest miejscowy ksiądz Dieudonée Rwahisemo, Pallotyn. Obok pracy duszpasterskiej parafia prowadzi od 10 lat program Adopcji Serca. Obszar parafii jest bardzo rozległy. Obejmuje tereny górzyste o promieniu ok. 20-30 kilometrów. Poza kościołem msze i nabożeństwa odprawiane są w odległych filiach parafii, zwanych tutaj centralami. W ciągu dwóch dni (16-17.01) odbywamy spotkania grupowe z dziećmi, które mogły przybyć. Tych, które uczęszczają do szkół średnich i mieszkają w odległych internatach, niestety nie zobaczymy. Słuchamy wzruszających świadectw podopiecznych. Dla wielu z nich Maitri i rodzice adopcyjni to jedyni bliscy, o których myślą, gdy im ciężko, bez pomocy których by nie przeżyli. Udaje się odwiedzić kilkanaście domostw zamieszkanych przez rodziny „naszych” dzieciaków. Wzgórza wokół Masaka, porośnięte głównie krzewami kawowymi i bananowcami, przeplatanymi maleńkimi, o przypadkowych kształtach poletkami fasoli i manioku, z niezliczona ilością dróżek i ścieżek, przypominają raczej nasze podmiejskie ogródki działkowe, niż tereny, na których można wyżyć z uprawy ziemi.
Niełatwo trafić w czterdziestostopniowym upale do porozrzucanych domostw - glinianych chatek, schowanych wśród drzew i krzewów, krytych liśćmi bananowca, starą dachówką bądź blachą. Spotykane rodziny często mieszkają w jednej izbie razem z inwentarzem: kozami, królikami. Nie sposób w ogóle rozważać warunków sanitarnych. Nie ma tu psów, kotów ani zwierząt pociągowych, ptaków jest niewiele. Jak słyszymy, prawie wszystkie zwierzęta dzikie i domowe zostały zjedzone we wcześniejszych okresach głodu. Poza motyką i maczetą nie widać innych narzędzi ani maszyn rolniczych, a całości smutnego obrazu dopełnia brak wodociągu. Ludzie są przyzwyczajeni do codziennych wędrówek z baniakami po wodę do odległych pomp i ujęć, co jest powszechnym zajęciem dzieci w miastach i wsiach.
W tej scenerii dzieci z Adopcji starają się zaprezentować jak najlepiej. Na spotkania z nami zakładają własne lub pożyczane odświętne ubrania i buty. Wchodzimy zazwyczaj do posprzątanych obejść, ksiądz tłumaczy, kim jesteśmy, chwila rozmowy z krewnymi o planach dla dziecka, ich bolączkach, pytania o dalszą pomoc. Z czasem dociera do nas przygnębiającą refleksja: nie jesteśmy w stanie odmienić losu tych ludzi. Choć mają sporadyczny kontakt z białymi ludźmi i ocierają się o wytwory myśli technicznej Zachodu - na drogach gruntowych pojawiają się samochody, zaczyna się rozpowszechnianie telefonów komórkowych - nasze światy dzieli trudna do wyobrażenia przepaść cywilizacyjna i świadomościowa. Co musiałoby się wydarzyć, ile czasu potrzeba, aby osiągnęli poziom życia bezdomnych czy biedoty wiejskiej w naszym kraju?

Tadeusz Makulski





[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]