Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (89) lipiec-sierpień 2006

SPOTKANIE Z SIOSTRĄ AGNIESZKĄ cz. III

Kolejny fragment wypowiedzi siostry Agnieszki Ossowskiej, misjonarki z Kamerunu, która odwiedziła gdański ośrodek Ruchu Maitri w dniu 6.06.2005 r.
Ubóstwo intelektualne
Uniwersytet Katolicki i jeszcze dwa inne uniwersytety ze stolicy Kamerunu, Yaoundé, przeprowadziły w r. 1998 fantastyczną analizę, dotyczącą rozwoju intelektualnego tutejszej ludności. Praca wyszła pod tytułem: "Nędza intelektualna w Kamerunie". Kiedy powiedziałam o tym naszym kapłanom Kameruńczykom, oni zareagowali klasycznie - oburzyli się, jak można mówić o nędzy w Kamerunie (ale to jest związane z ich kompleksami i ja to rozumiem; nie ze wszystkimi można te problemy poruszać - można o tym mówić tylko z inteligencją, ponieważ wszyscy inni czują się osaczeni i działają na zasadzie samoobrony i odrzucenia problemu). Analiza wykazała, w jaki sposób ubóstwo materialne powiązane jest z ubóstwem intelektualnym i moralnym. Dlatego nie wystarczą same akcje humanitarne, np. by siostra angażowała się tylko na rzecz dokarmiania dzieci niedożywionych. Ja mam zamiar w tym kierunku pracować w ramach mojej pracy duszpasterskiej, ale ta praca nie kończy się na katechezie. Gdy odwiedzam poszczególne dzieci, widzę, że dziecko przejawia objawy niedożywienia czy jest agresywne. Z każdym dzieckiem staram się nawiązać dialog i kontakt emocjonalny. Podchodzę na przykład do dziecka, które jest mało aktywne. Mówię coś do niego i wyciągam rękę w kierunku jego twarzy. Jeśli dziecko się schowa, to dlatego, że takie wyciągnięcie ręki najczęściej mówi mu, że zostanie uderzone. Dla mnie to było straszne odkrycie. Ale na około czterdzieścioro dzieci, które mam na drugim roku katechumenatu, naprawdę zdrowych rodzin jest może dwie lub trzy. Pozostałe dzieci są zalęknione, żyją naprawdę bez miłości.
Gdy idę do tych środowisk, muszę najpierw uszanować godność rodziców czy tych, którzy żyją w danym domu, bo często jest tak, że ojciec żyje z jakąś trzecią kobietą, a ma jeszcze w domu dzieci z pierwszej. Matka się zajmuje swymi własnymi dziećmi, a całe starsze rodzeństwo nie ma co jeść, ciężko pracuje w polu, na ulicy - zarabia sobie, jak umie. My to widzimy. Muszę iść i zdobyć serce tej kobiety, porozmawiać z ojcem, żeby pokazać mu prawdę, dotrzeć do niego tak, żeby się nie poczuł zaatakowany, żeby nie wywarł potem swojej złości na tej kobiecie albo na dzieciach. Ta ewangelizacja dokonuje się poprzez uczłowieczanie, nauczanie nawiązywania normalnych relacji międzyludzkich. Staram się zebrać rodziców, staram się im to wytłumaczyć.
Prawa dziecka
Kiedyś bardzo prosiłam księdza proboszcza (proboszcz decyduje - on jest Kameruńczykiem), by zajął się prawami dziecka. Przez dwa lata walczyłam o prawa dziecka - nie rozumiał, że dziecko ma prawo do zabawy. Jest młodszy ode mnie, więc mam tę przewagę, że mu mogę powiedzieć: młodszy bracie, teraz mówię jako starsza siostra, nie jako siostra zakonna do proboszcza (to jest taka gra słów - oni cenią sobie, że jesteś starszą siostrą czy bratem). Mówię: teraz ja jestem twoją starszą siostrą i proszę mnie posłuchać: Kamerun podpisał Kartę Praw Dziecka, Kościół głosi jasno, jaka jest pozycja kobiety i dziecka w społeczeństwie. Ksiądz jest księdzem katolickim, więc musi respektować to, co mówi Kościół. A druga sprawa: w programie tego roku duszpasterskiego jest jasno powiedziane, że w środę po południu dzieci się spotykają i wykonują jakieś dobre dzieło - przynoszą wodę starszej osobie, zbierają w lesie drzewo czy uprawiają sobie małe poletko, z którego plony potem sprzedają. W zeszłym roku na przykład na Dzień Matki kupiłyśmy za to prażoną kukurydzę, zafoliowałyśmy ją, oczywiście z pomocą starszych dzieci, i każde dziecko mogło to wręczyć swojej mamie. Chodziło o podniesienie godności kobiety. Dzieci i kobiety są w Afryce w sytuacji najgorszej.
Kiedy rozmawiałam z księdzem proboszczem, pokazałam mu, że kiedy dzieci przychodzą w środę po południu na te dwie godziny, uczą się czynić coś dobrego. Następnie mają czas na modlitwę, na zabawę, i wracają do domu wcale nie zubożone, ale ubogacone. A na koniec musiałam jeszcze powiedzieć jasno: "Dzisiaj jest piątek. Zostawiam księdzu proboszczowi czas do namysłu do poniedziałku. W poniedziałek przyjdzie siostra odpowiedzialna za ruch dziecięcy, proszę dać jej odpowiedź. Ale jeżeli ksiądz proboszcz się nie zgodzi, będę musiała się odwołać do biskupa diecezji, że nie możemy pełnić naszych posług." Oczywiście musiał skapitulować.
Prowadziłyśmy katechizację. Siostra Gizela, siostra Symeona i siostra Gabriela prowadziły przez pierwszy rok, teraz ja miałam drugi rok. W tej chwili, po dwóch latach naszej pracy, ksiądz się zorientował, że w czasie homilii, która jest często dialogiem z wiernymi, na pytania dotyczące jakiejkolwiek sprawy, czy to historii biblijnej, czy katechizmu, odpowiadają zawsze dzieci. Msza w Afryce jest dłuższa, niż u nas - trwa przeciętnie dwie godziny i homilia jest dłuższa, więc jest na to dość czasu. Ostatnio proboszcz powiedział: "Nie, nie, nie. Dzieci są u nas za bardzo rozbudzone. Odpowiadajcie wy, dorośli. Proszę bardzo: dziesięć przykazań Bożych." Dzieci wyrecytowały od A do Z, ale dorośli mieli problem. Tak to bywa, więc dzieci powoli zaczynają zdobywać swoje miejsce w parafii, nawet to, że ksiądz kieruje do nich specjalne słowo. Tak trzeba pracować na rzecz dzieci. To jest praca czysto pastoralna, ale nie tylko.
Pojęcie o świecie
Wbrew pozorom nawet zwykli Kameruńczycy mają jakieś wyobrażenie o świecie. Powiem szczerze: bardzo to zaskakiwało nas i zaskakuje Europejczyków. Kiedy zajechałyśmy do wioski w środku dżungli, gdzie była moja pierwsza placówka misyjna (oddalona o 120 kilometrów od najbliższego miasteczka, gdzie można cokolwiek kupić), zobaczyłyśmy, że ludzie chodzą tam z małymi radyjkami i słuchają wiadomości. Kiedy dowiedzieli się, że przyjechały polskie siostry (zastąpiłyśmy na tej misji siostry francuskie), wiedzieli, że Polska to Papież, Polska to "Solidarność" i Wałęsa. Wiedzieli, że Polska leży w Europie.
My, Europejczycy, jesteśmy dla nich zawsze uosobieniem bogactwa i przepychu. Pracuję teraz w miasteczku mniej więcej dwudziestotysięcznym (nie łudźmy się, że to jest nawet podobne do polskiej wsi). Owszem, są tu budynki rządowe: sąd, więzienie, prefektura, merostwo, ale reszta niewiele różni się od wiosek. O poziomie w szkołach nie ma co mówić (to jest zresztą odmienny temat). Poza osobami, które pracują w urzędach czy w siłach zbrojnych: żandarmi, policja, żołnierze, pozostali ludzie żyją z tego, co sobie wyhodują na poletku, co sprzedadzą, co również upolują - bo naokoło są lasy. Ale w mieście mają też większe pojęcie o świecie. Kiedy nasz Papież umierał, dowiedziałyśmy się o tym dzięki misji z Atoku, skąd do nas zadzwoniono. Ponieważ nie mamy telewizora ani radia, więc oni nas o tym poinformowali. Na komórkę zaczęli też dzwonić znajomi - owszem, większość należy do sfery wykształconej, jak prezydent trybunału czy komisarz, czy komendant żandarmerii (niestety, takie właśnie osoby, ponieważ byłyśmy w tym roku napadane i to były osoby nam najbliższe, które poznałyśmy właśnie poprzez te wydarzenia). Był też weterynarz. Kiedy później schodziłam na rynek kupić banany czy inne rzeczy, ludzie składali nam kondolencje i wszyscy mówili: jaki wielki człowiek odszedł. To było naprawdę wzruszające. Później, po wyborze nowego papieża, przychodziły z kolei gratulacje. Sondowali, czy siostra się cieszy. Nie jest więc tak, że oni nic nie wiedzą. Zresztą oni bardzo interesują się tym, co się dzieje na świecie. O tym, że Polska weszła do Unii Europejskiej, też się dowiedziałam od nich.
"Siostra jedzie rodzić"
Kiedyś przed wyjazdem na mój trzeci urlop grałem w tenisa z elitą miejską i usłyszałam od znajomego, że ludzie mówili: "Siostra jedzie do Polski urodzić trzecie dziecko". A mówili to ludzie, którzy nie są przeciętni. Powiedziałam: "Mam nadzieję, że pan potrafi obronić moje dobre imię?" Mówi: "Oczywiście, ale nie jakimiś argumentami racjonalnymi czy powoływaniem się na wartości, że to jest siostra i tak dalej, tylko po prostu zapytałem ich: "Słuchajcie, jak to jest możliwe, żeby kobieta przez siedem-osiem miesięcy ukrywała ciążę i po dwóch miesiącach wróciła bez żadnych skutków?" Ale ludzie patrzą i mówią tak, jak sami żyją. Oceniają z perspektywy swego życia.
Na początku bardzo mnie to bolało. Kiedy byłam w dżungli, to było normalne, że każdy żyje z każdym (wszyscy to może za dużo powiedziane, ale olbrzymi procent) - i tak oceniają innych. Kiedyś nasz proboszcz poszedł z wizytą duszpasterską do rodziny, akurat do poligama, i mówi: "Słuchaj, Bernard, powiedz mi, jak ty sobie radzisz z tymi twoimi trzema żonami?" A on na to: "A ksiądz ile ich ma? Też trzy" (my byłyśmy trzy, proboszcz mieszkał w odległości 25 metrów).
Małżeństwo
W Kamerunie małżeństwo jest - można powiedzieć - trzystopniowe. Pierwszym stopniem jest małżeństwo tradycyjne, które trwa często latami. Bo owszem, chłopak przychodzi po dziewczynę z pierwszymi darami: z jakąś kozą, z bukłakiem wina, z jakąś sumą pieniędzy itd., ale potem musi spłacić tak zwany dot, a czasem są to pokaźne sumy. Gdy chłopak jest biedny, nie ma czym zapłacić. Jeśli rodzice dziewczyny są wyrozumiali i normalni, to zaakceptują, że dot będzie spłacany nawet przez dwadzieścia lat. Czyli pierwszym "stopniem" jest związek tradycyjny i takie małżeństwo czasami jest zawierane. Jest tu też problem, bo muzułmanie są w dużo lepszej sytuacji finansowej od katolików czy ogólnie od chrześcijan i wykupują chrześcijanki.
Kolejnym stopniem jest związek cywilny, który może zostać zawarty dopiero po spłaceniu dotu. Wtedy wreszcie można dojść do związku kościelnego. Ale w Afryce, przynajmniej na naszym terenie, jest rzeczą jasną, że jeżeli nie ma z tego związku kilkorga dzieci, nie należy pchać małżonków do ślubu kościelnego, gdyż to małżeństwo nie ma szansy się utrzymać. Dzieci są bogactwem i wartością. Jeżeli kobieta nie ma dzieci, mężczyzna prędzej czy później znajdzie sobie kolejną żonę. I wcale nie jest powiedziane, że gdy ona będzie miała lat pięćdziesiąt, a on - sześćdziesiąt, że nie weźmie sobie dziewczyny osiemnastoletniej. Tak funkcjonuje tutejsze społeczeństwo.

Opracował Wojciech Zięba



Przeczytaj pozostałe części artykułu:
  • [Spis treści numeru, który czytasz]
    [Skorowidz  tematyczny artykułów]
    [Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
    [Strona główna]      [Napisz do nas]