Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 3 (88) maj-czerwiec 2006

LIST Z KAMERUNU


Zagłodzona, umierająca dziewczynka.
Abong-Mbang 01.05.2006

Kochani Przyjaciele Misji
Pragnę dziś podzielić się z Wami moimi radościami i troskami. Radością jest to, że powoli kończę budowę ubikacji, przychodnię mam już pomalowaną i jeszcze zabiegam o końcowe uzupełnienie apteki. To wszystko mogłam uczynić dzięki Waszemu zrozumieniu i hojności Waszych serc. Bóg zapłać.
Przesyłam zdjęcie pięciotygodniowego dziecka. Historia jego życia rozpoczęła się tragicznie i niestety tak też się zakończyła. Pewna kobieta wiejska miała trudny poród. Straciła dużo krwi, przez trzy dni była w śpiączce. Działo się to około 20 km od mojej przychodni. Z powodu ciężkiego stanu zdrowia nie miała pokarmu. Nowonarodzone dziecko karmiono przez pierwsze trzy dni wodą, następne dwa tygodnie tak zwanym bul z mąki kukurydzianej ugotowanym na wodzie, podobnym do naszej kaszy manny, ale bez żadnych składników odżywczych prócz skrobi i niedostosowanym do wieku dziecka. Gdy matka przyszła do mnie, dziecko miało już 5 tygodni. Gdy zobaczyłam to maleństwo zawinięte w duży ręcznik, myślałam, że serce mi pęknie. Miałam już dużo niedożywionych dzieci, ale to było wyjątkowe.
Pytam matkę, czemu przychodzi dopiero dziś. Czy nie widziała, że dziecko traci na wadze? Jak się okazało, poszła do marabuta i leczyła się tradycyjnymi sposobami, gdyż koniecznie chciała, by mleko powróciło. Niestety, w taki sposób straciła dziecko! Po 3 godzinach pobytu w przychodni dziecko zmarło. Nie było śladu ani jednego mięśnia, można było policzyć wszystkie kosteczki, skórka przezroczysta, ani jednej najmniejszej żyłki, gdzie można by się wkłuć i podłączyć kroplówkę.
Gdy zaczęło konać, zapytałam, czy jest katoliczką i czy dziecko było ochrzczone. Pragnęłam, by mogło przebywać w gronie aniołków, gdy nie było mu dane wzrastać tu, na ziemi. Ponieważ matka była katoliczką, chętnie zgodziła się i maleństwo zostało ochrzczone z wody. Konało ponad godzinę, bo przecież miało serduszko mocne. Smutny to obraz, ale takie jest tu życie, naznaczone różnymi trudnościami, które nie są obojętne w naszym życiu. Rozwiązywanie ich nie jest wcale łatwe i proste, a często wręcz niemożliwe. Chciałam wiedzieć, co może w takich momentach przeżywać i jakie uczucia nosić w sercu matka afrykańska, która straciła oczekiwane sześć lat dziecko. Spytałam, czy mogę zadać intymne i bardzo trudne pytanie. Widziałam, jak bardzo cierpi, a ja nie umiałam zrozumieć jej cierpienia, gdyż ciągle zastanawiałam się, dlaczego pozostawiła dziecko bez opieki i bez podstawowych środków do życia. Właśnie tu widać odmienność kultur i mentalności, gdyż jej odpowiedź była krótka i pełna bólu, że wydała wszystko, co miała, by ratować dziecko i siebie, a teraz wszystko straciła. A która matka pozostawiłaby dziecko u nas?
Można się było denerwować, ale przecież i tak to nic nie da, gdyż ona była przekonana, że postępuje dobrze. Tu otwiera się dla mnie nowe pole pracy z kobietami, które przychodzą na konsultacje prenatalne, by im jasno mówić o podstawowych chorobach i jak należy im zapobiegać, gdyż w przypadku tego dziecka wystarczyło przyjść do przychodni, gdy pojawiła się biegunka (badanie wykazało, że dziecko miało ameby i dużo bakterii, a to jest dowodem że pokarm dziecka był przygotowywany w niehigienicznych warunkach i z niegotowanej wodzy), a nie czekać dwa tygodnie, bo być może przejdzie.
Inny problem to sztuczne poronienia. Jest to dla mnie kolejne zadanie. Młodzi ludzie, którzy wchodzą w wiek dojrzewania, nie są świadomi, co robią i przerwanie ciąży nie jest dla nich problemem. Często czternasto- czy szesnastolatka nie zdaje sobie sprawy, że może zostać matką, a gdy to sobie uświadomi, sądzi, że najlepiej ciążę usunąć. W rozmowach wychodzi, że nie są świadome negatywnych konsekwencji po dokonanym czynie. Jest to szeroki i bardzo delikatny temat, wymagający dużej cierpliwości, gdyż postawy takich nastolatek są bardzo różne i czasem można się mocno zdenerwować, widząc, jak bardzo lekceważąco do niego podchodzą. Staram się nabrać do tego dystansu. Wiem, że rodzice w domu nie rozmawiają z nimi na te tematy, gdyż żyją podobnie i dzieci nie mają właściwego przykładu, z którego mogłyby skorzystać. Dla mnie to ubóstwo moralne jest jeszcze większym problemem, bo jeśli młodzi tego nie zrozumieją, Afryka wymrze na AIDS.
Od tego roku szkolnego opiekuję się też grupą dzieci. Ta praca pozwala mi się zrelaksować i nabrać dystansu do problemów napotykanych w przychodni. Spotkania mamy w każdą środę przez około 2 godziny. Mają one na celu nauczyć dzieci pracy i wrażliwości na chorego, starszego lub niedołężnego człowieka. Część czasu przeznaczamy na prace w polu, a część na zabawy, by dzieci zachęcić do systematycznego uczestnictwa. Zorganizowałyśmy święto dzieci z posiłkiem oraz wycieczkę na tak zwany dzień przyjaźni dzieci, o którym już wspominałam. Praca z nimi przynosi mi dużo radości i wpływa na rozwój osobisty. Pomysłów jest dużo i chciałoby się zrobić o wiele więcej, ale problem jest w tym, że dzieci nie mają kieszonkowego, by pokryć choć część wydatków na zorganizowanie akcji. Dlatego w tym momencie znów ciśnie się do mojego wdzięczność dla tych, którzy nam pomagają i dzięki którym mogę realizować wyznaczone zadania, czy to z dziećmi, czy w przychodni.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Z darem modlitwy i przyjaźni, zawsze ta sama Wasza

Siostra Nazariusza


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]