Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z  Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 1 (55), styczeń-luty 2002

POMAGAMY OFIAROM WOJNY
Piszą polskie Siostry Salezjanki z Sudanu

Statystyki podają, że w Sudanie jest ok. 5% katolików. Są tam także protestanci. Kraj jest traktowany jako muzułmański. Religia kształtuje politykę państwa. Obowiązuje muzułmańskie prawo koraniczne.
W r. 1983 rozpoczęła się wojna domowa, której celem jest ujednolicenie religii. Ma tam być tylko islam. Obecnie wielcy politycy Sudanu, także chrześcijanie, widzą, że powodów wojny domowej jest więcej, a wśród nich podział bogactw naturalnych kraju (m.in. ropy naftowej) oraz walka o władzę.
Wojna przyniosła katastrofalne skutki całemu krajowi. Bombardowanie przez armię rządową południa Sudanu zabiło ogromną liczbę Sudańczyków, którzy w popłochu uciekali. Jedni schronili się w Ugandzie i Kenii, a ci, którzy uciekli na północ, pragnęli dotrzeć do jakiegoś miasta. Większość umierała w drodze z głodu i pragnienia. Pozostali przy życiu zasypywali zmarłych piaskiem Sahary i kontynuowali podróż. Docierali do Chartumu wyczerpani fizycznie i zdani na łaskę obcych. Nie znają tam nikogo, ani żadnego języka, prócz dialektu swego szczepu. Ludzie z tego samego szczepu, języka, tradycji i kultury osiadają w tej samej okolicy. Tak jest bezpieczniej, ale nie rozwiązuje to ich problemów. Nie mają jedzenia, wody ani odzieży. Większość dociera do miasta dosłownie naga. Nie mogą więc przebywać w mieście. Zresztą nie ma tam dla nich miejsca, a na obrzeżach stolicy brak nawet drzewa, pod którym można by się skryć przed palącym słońcem. Zbierają kartony i worki po cukrze, z których budują szałasy, by schronić się choć przed skwarem.
Praca dla tych ludzi i ich dzieci jest naszym celem. Ich dramat sięga głębiej, niż opisane braki. Doświadczają ciągłej niepewności, psychicznego rozdarcia i wewnętrznego rozbicia. Większość z nich nie wie, czy ci, którzy podczas nocnego nalotu uciekli na południe, jeszcze żyją. Przebywający na północy chłopcy po egzaminach maturalnych zmuszani są do ćwiczeń wojskowych, a potem do walki na południu. Dostają do ręki broń, by strzelać do swoich braci. Jest to warunek otrzymania świadectwa maturalnego.
Wojna na południu Sudanu i jej skutki wciąż trwają. Pomagamy jej ofiarom . Patrzymy na sieroty, których na ulicach Sudanu jest coraz więcej. Kiedyś w Sudanie nie było sierot, bo każde osierocone dziecko mogło znaleźć kogoś z rodziny, kto przygarnąłby je jak swoje. A jeśli nie było rodziny, to byli ludzie z tego samego szczepu i oni stawali się rodziną dla sieroty.
Dziś rodziny nie mają domu. Opieka nad dzieckiem spada na samotną, niepracującą kobietę. Jej największą troską jest znalezienie pożywienia dla kilku czy kilkunastu dzieci, którymi się opiekuje. Najczęściej włóczą się one bez opieki. Wychowuje je ulica. To one są przedmiotem naszej troski. Dla nich otwarte są nasze szkoły, gdzie codziennie otrzymują jeden posiłek. Dla większości z nich jest to jedyny posiłek w ciągu dnia. Dzieci te nie zostaną przyjęte do szkoły bez mundurka szkolnego. Dajemy go tym, których rodzin na niego nie stać. Innym dajemy zeszyty, ołówki czy długopisy. Szkoła w Sudanie jest płatna. Rodziny nie mogą zapłacić za wykształcenie dzieci czy egzaminy. Dzięki życzliwości ludzi dobrego serca w Polsce i ofiarom pieniężnym, za które jesteśmy bardzo wdzięczne, pomagamy przynajmniej niektórym. Z braku środków nie możemy pomóc wszystkim.
Dożywiamy dzieci, którym grozi śmierć głodowa. Są to najczęściej dzieci w wieku 2-6 lat. Kiedy dziecko ma dwa lata, jest odstawiane od piersi matki i oddawane pod opiekę nieco starszego rodzeństwa, które samo potrzebuje jeszcze opieki. Matka - jeśli żyje - wychodzi rano z domu w poszukiwaniu pracy i czegoś do zjedzenia. Wraca późno, kiedy dzieci już śpią. I tak jest codziennie. Potem, kiedy dziecko jest już bliskie śmierci, zrozpaczona, przynosi je do misji. By je ratować, gotujemy codziennie posiłek dla około 600 małych dzieci, przynoszonych do naszego domu przez starsze rodzeństwo. Rozwiązało to znacznie problem śmiertelności dzieci, tym bardziej, że mamy pielęgniarkę opiekującą się nimi. Sześciolatków zachęcamy do pójścia do szkoły, gdzie prócz nauki otrzymują codziennie śniadanie. Cieszymy się pozytywnymi wynikami naszej pracy, ale wymaga to od nas ciągłego starania o pożywienie dla dzieci. Ufamy, że świat jest pełen ludzi, czułych na biedę i cierpienie, i że przez nich Bóg będzie nadal okazywał swą miłość naszym podopiecznym.
Dwa lata temu postanowiłyśmy pomóc dzieciom i młodzieży, które ze względu na wiek zostały pozbawione wszelkich szans zdobycia wykształcenia. Te dzieci, najczęściej sieroty, były przyjmowane przez jakąś rodzinę do opieki nad małymi dziećmi, za miejsce do spania i coś do jedzenia. Nikt nie myślał o ich przyszłości i wykształceniu. Gdy w danej rodzinie już ich nie potrzebowano, trafiały na ulicę. We wszystkich szkołach słyszały tę samą odpowiedź: „Nie możemy cię przyjąć. Jest już za późno, jesteś zbyt duża”. Są to zazwyczaj bardzo inteligentne, dobre dzieci. Rozmawialiśmy o tym z jednym z dyrektorów naszych szkół. Przyznał, że te dzieci i tak już wycierpiały za wiele. Zgodził się je przyjąć, jeśli przygotujemy je do włączenia się do programu szkolnego w wyższych klasach szkoły podstawowej. W zeszłym roku udało nam się włączyć do programu szkolnego 25 dzieci, które nie miały już szans. Ufamy, że będziemy mieć 25 osób mniej narażonych na śmierć z głodu albo na żebranie na ulicach. W tym roku następne 25 dzieci uzyskało szansę. Nie jest to łatwe, bo muszą przerobić program kilku klas w czasie jednego roku szkolnego. Wierzymy, że sobie poradzą. Są przecież inteligentne.
Jesteśmy zaangażowane w pracę duszpasterską w naszej parafii. Przygotowujemy do sakramentów, katechizujemy w szkołach, głosimy Słowo Boże. Prowadzimy różne grupy dla dzieci i młodzieży, a także obozy wakacyjne dla dziewcząt i kobiet. W minione wakacje zorganizowaliśmy 6 obozów tygodniowych, w których brało udział około 420 dziewcząt i kobiet. Wróciły do domu pełne entuzjazmu i nadziei na lepszą przyszłość, w której też będą miały coś do powiedzenia.
Bardzo dobrze funkcjonuje Centrum Promocji Kobiety, gdzie prowadzimy różne kursy, jak przygotowanie zawodowe, opieka nad dziećmi, higiena, prawa kobiety itp. Kontynuujemy pomoc chorym. W naszym ośrodku zdrowia, gdzie pracuje jeden lekarz i dwóch pielęgniarzy, udzielamy pierwszej pomocy. Jest tam ok. 40-50 chorych dziennie. Nie płacą za wizytę lekarską, jak to jest w innych przychodniach. Nie stać ich na to, by wykupić lekarstwa, a bardzo często nawet na złożenie za nie symbolicznej ofiary. Otrzymują je za darmo. Dzielimy z nimi to, co otrzymujemy od dobrych ludzi, ufając, że ta dobroć nigdy się nie skończy.
14.10.2001


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]