Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITR
Nr 5 (51), czerwiec-lipiec 2001

RODZINA RWANDYJSKA WCZORAJ I DZIŚ

      W kolejnych numerach gazetki znajdziemy artykuły poświęcone rodzinie rwandyjskiej. Gwałtowne przemiany społeczno-polityczne nie oszczędzają jej, a często nawet deformują i niszczą. Następuje rozpad rodziny wielopokoleniowej i rozluźnienie więzów rodzinnych. Obok procesów związanych z rozwojem materialnym odczuwa się presję fałszywej nowoczesności, która wyraża się m.in. w lansowaniu antykoncepcji i konsumpcyjnego stylu  życia.  Modele te są łatwe i wygodne, stąd szybko znajdują zwolenników.
      Kościół chroni rodzinę przed rozpadem, głosząc wartości ewangeliczne, które mogą ją uratować, m.in. przeciwstawiając antykoncepcji odpowiedzialne rodzicielstwo i naturalne metody kontroli urodzin.
      Chcemy przybliżyć model rodziny i obyczajowości, który już zniknął lub zanika, i model, który się rodzi. Obok artykułów, które podejmują najważniejsze problemy rodziny rwandyjskiej, będą to też osobiste relacje misjonarzy z ich spotkań z rodziną.

      Rodzina w Rwandzie wczoraj to przede wszystkim tradycyjna rodzina afrykańska. Czytelnik polski może przybliżyć sobie obraz tej tradycji, sięgając do rzeczywistości dawnej polskiej rodziny wiejskiej: liczne dzieci, z których część zmarło, zamieszkiwanie w jednym gospodarstwie co najmniej trzech pokoleń, środowisko wiejskie, w którym wszyscy się znają i jedni drugimi interesują. Miejscową hierarchię tworzą wójt, rada starszych, dziedzic, proboszcz. Tradycyjne małżeństwo to nie tylko związek dwojga młodych osób, ale dwóch rodów, udział pośredników przy staraniach o ożenek (posłanie "z wódką"), posag, łączenie posiadłości i dobytku.
      Ten obraz nie jest zbyt daleki - mimo wielu różnic zewnętrznych - od tego, czym dawniej była rodzina w Afryce. Jej cechą wyróżniającą i różniącą jest brak wyraźnych granic przynależności rodzinnej: łańcuch krewnych i powinowatych zdaje się nie mieć końca.
      Jest też inkwano - odwrotność naszego posagu. To nie narzeczona wnosi wiano, ale narzeczony ofiaruje pewną wartość rzeczową rodzicom przyszłej żony. Mimo niewątpliwych wynaturzeń tego zwyczaju w ostatnich czasach, nie miał on charakteru handlu żywym towarem i narzeczony nie kupował żony za krowę. Inkwano było naturalnym przypieczętowaniem aliansu dwóch rodów, gwarancją stabilności nowego stadła, wyrazem nowo zaciągniętej solidarności klanowej.
      Rzecz ciekawa: teściowa cieszyła się tak wielkim szacunkiem i zaufaniem, że małżonka nie miała prawa wypowiadać jej imienia - byłoby to zbytnie spoufalenie. Rwandyjczycy z niedowierzaniem i niesmakiem słuchają europejskich dowcipów o teściowych.
      Drugi zespół cech tradycyjnej rodziny rwandyjskiej to dokładne określenie ról jej członków. Rodzinę tworzą: mężczyzna, który był głową rodziny, kobieta - jej serce i pośrednik między dziećmi i ojcem, oraz dzieci - ukoronowanie związku rodziców.
      Mężczyzna - ojciec rodziny - ponosił za nią główną odpowiedzialność. To on dawał życie i go bronił. Miał ostatnie słowo w podejmowaniu najważniejszych decyzji, ale po konsultacji z małżonką. To on ponosił ciężar utrzymania dobrych stosunków z innymi rodzinami i zapewniał miejsce własnej rodziny w szerszej społeczności.
      Kobieta - matka - cieszyła się dużym szacunkiem. Szukało się jej przyjaźni, jako osoby mądrej, życzliwej i dobrej. Matki nigdy nie traktowano jako służącej. Była towarzyszką męża, u której zasięgał rady. W czasie jego nieobecności matka czuwała nad wszystkim: nad majątkiem rodziny, stosunkami sąsiedzkimi i klanowymi. Była sercem ogniska domowego. Bardziej niż ktokolwiek czuwała nad wychowaniem dzieci. Mówią o tym przysłowia: "Im lepsza małżonka, tym lepsza rodzina"; "Dziecko bez matki wzrasta powoli".
      Dzieci stanowiły dumę, radość, koronę rodziców. Były dla nich gwarancją szczęśliwej starości i oparciem. Rodzicom gratulowano: jaki ojciec, taki syn. Dzieci były też łącznikiem i pośrednikiem między rodzicami. Rodzina zapewniała wychowanie i przygotowanie do życia. Praca, gry, tańce kształtowały ciało; budujące opowiadania i śpiewy uczyły miłości kraju rodzinnego. Przestrogi i przykład rodziców kształtowały cnoty: człowiek dorosły to ten, który zasługuje na szacunek innych.
      W sumie daje to może obraz idylliczny, ideał raczej niż rzeczywistość, która nie była pozbawiona cieni, nieodłącznych towarzyszy światła. Rodzina rwandyjska była jednak z zasady rodziną monogamiczną i w ten naturalny sposób - harmonijną.
      Od stu lat Rwanda podlega coraz głębszym i szybszym przemianom cywilizacyjnym. Wyszła z wielowiekowej izolacji kraju zagubionego w łańcuchu górskim Afryki środkowej. Wszystkimi kanałami wciska się tu kultura białego człowieka - już nie chrześcijańska, a jeszcze nie w pełni neopogańska; kultura techniczna, zmaterializowana, mentalności zysku, płytkiej opłacalności i łatwego sukcesu. Tradycja, kultura narodu, ideał rodziny - wszystko jest kwestionowane. Rządzący i rządzeni stają przed trudnymi wyborami, dysponując często wątpliwej wartości doradcami. Może największym zagrożeniem jest zastąpienie relacji międzysobowych relacjami materialnymi, relacji ludzkich - relacjami rzeczowymi. Urbanizacja stwarza środowisko nie tylko anonimowe, ale pod każdym względem zanieczyszczone.
      Oczywiście nie brak też elementów pozytywnych. Zacznijmy od nich.
      Na pewno zmieniła się społeczna rola kobiety, obecnej w wielu dziedzinach życia zawodowego, a nawet politycznego. Paradoksalnie, pierwszym modelem emancypacji społecznej kobiety była rwandyjska siostra zakonna: wykształcona i uczestnicząca w kształtowaniu współczesnego ducha Kościoła i kraju. Papież Jan Paweł II nie przestaje mówić o cywilizacyjnej roli kobiety.
      Jest też na pewno więcej wolności w wyborze współmałżonka, w budowaniu więzi małżeńskiej w oparciu o wartości osobowe, w rozwijaniu dialogu i solidarnego uczestniczenia w życiu rodzinnym.
      W nowych warunkach można oczekiwać również bardziej zdecydowanego zwrotu ku wartościom chrześcijańskim, większej szansy Kościoła domowego.
      O ile ostatnie stwierdzenie jest w dużej mierze założeniem i nadzieją, o tyle patologia rodziny i małżeństwa staje się coraz łatwiej dostrzegalna i powszechna. Do sytuacji typowych należy wzrastająca swoboda seksualna ze wszystkimi konsekwencjami: prostytucją, chorobami wenerycznymi, niewiernością małżeńską. Niepokojący jest stały wzrost liczby samotnych matek - "panien z dzieckiem". Odrzucane często przez własną rodzinę, porzucone przez oszukańczego amanta, są wraz z dziećmi skazane na życie nędzne i bez perspektyw.
      Obserwuje się wyraźny spadek autorytetu rodziców i ich wpływu wychowawczego na młodzież szkolną. Mówi się wręcz o dymisji rodziców z ich funkcji wychowawczej. Ci ostatni, często niewykształceni lub wykształceni bardzo mało, czują się zażenowani przed pewnym siebie młodzieńcem lub nastolatką ze szkoły średniej.
      Typowym i bardzo groźnym zjawiskiem współczesnej rodziny rwandyjskiej jest "nieobecność fizyczna i moralna ojca w rodzinie" (wyrażenie jednej z posłanek do parlamentu). Wynika ona z zachowania tradycyjnych ról w rodzinie, zwłaszcza męskich (polowanie, wojowanie, budowanie). Mężczyźni są skłonni uważać zarobioną pensję za własność wyłącznie osobistą, za pieniądze przeznaczone na przepicie w licznych wyszynkach (dużo liczniejszych niż kioski z piwem w Polsce!). Prowadzi to do niepowetowanych szkód materialnych i moralnych w wielu rodzinach. Mąż i ojciec miejskiej rodziny robotniczej nie ma w domu co robić: ani działać, ani majsterkować (nieumiejętność techniczna, brak narzędzi i przyzwyczajeń), ubóstwo kulturowe (brak nawyku czytania, dokształcania się itp.). Dodajmy do tego bezrobocie i oscylowanie na granicy marginesu społecznego.
      Na życie nie ma łatwych recept, ale istnieją próby poszukiwania dróg wyjścia, nowe inicjatywy, odważne spojrzenie w przyszłość, choćby najtrudniejszą. W Kościele rwandyjskim uświadamiamy sobie coraz wyraźniej pilną konieczność solidnego wychowania do życia w rodzinie, życia dorosłego w oparciu o ideał chrześcijański. Zaproponowanie ludziom wyraźnej hierarchii wartości, w tym możliwości samorealizacji w rodzinie, jest już pierwszym aktem sprawiedliwości i miłości bliźniego. Jeszcze nie wszyscy księża, zakonnicy, zakonnice i apostołowie świeccy są tego świadomi, ale wysiłek w tym kierunku jest oczywisty. Potrzebna jest pomoc ludziom w szczególnej potrzebie: rozbitym rodzinom, samotnym matkom, opuszczonym dzieciom, zaniedbanej  młodzieży, więźniom w przepełnionych więzieniach. Konieczny jest też wysiłek rozwijania duchowości małżeńskiej i rodzinnej, pogłębienie więzi miłości i solidarności w rodzinie, liturgii rodzinnej, apostolstwa rodzin wśród rodzin. Liczy się tu cierpliwość, wytrwałość oraz dobre planowanie jako wyraz czynnej miłości i żywej wiary.

Ks. Henryk Hozer SAC
Z Kraju Tysiąca Wzgórz nr 2


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]