Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (42), maj 2000

KOBIETY W KAMERUNIE

      O położeniu kobiet kameruńskich opowiada Siostra M. Akwila Rokita, misjonarka ze zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najśw. Marii Panny (Śląskich).

      Chciałabym powiedzieć coś na temat położenia kobiety w Afryce. Nowa afrykańska karta praw człowieka nie przewiduje jakiejkolwiek pracy dla kobiet. Nawet dziecko jest już uwzględnione, ale kobieta nadal nie ma żadnych praw. Ona ma poważanie i jakiś status tylko jako członek rodziny. Ale jako kobieta, jako osoba, nie istnieje. W rodzinie liczy się mężczyzna: ojciec, syn pierwszy i drugi, brat ojca starszy, młodszy, wujek - to oni decydują o historii rodziny, o kobiecie, o zamążpójściu dziewczyny. Jeśli w małżeństwie umrze mężczyzna, kobieta według prawa lewiratu należy do najstarszego brata. Obojętne, czy jest on chrześcijaninem, czy ma jedną czy więcej żon - należy do niego, czy chce, czy nie. Jest to związane później z utrzymaniem dzieci tej kobiety. Ale bardzo często jest to po prostu wykorzystywane. Ojciec decyduje, za kogo dziewczyna wyjdzie za mąż i jaki dotum będzie za nią do zapłacenia. Jeżeli dotum nie jest uregulowany, ojciec w każdej chwili może zabrać dziewczynę albo rozerwać małżeństwo. Dlatego Kościół w Kamerunie jeszcze akceptuje dotum, który ma być uregulowany przed zawarciem sakramentu małżeństwa, aby uniknąć komplikacji w małżeństwach, które z braku dotum mogą być rozerwane przez rodziny. Szczególnie, gdy Kościół jest bardzo młody - w naszej parafii to jest 25 lat. To jest pierwsze pokolenie. Rodzice tych młodych małżeństw są jeszcze animistami, nie mają pojęcia, co to jest małżeństwo chrześcijańskie. I dlatego szczególnie zwracamy uwagę na dziewczęta, by je posyłać do szkoły, czy organizować w grupach dziecięcych Kop'Monde czy potem uczyć szycia, gotowania, karmienia niemowląt. Również organizujemy kobiety. Jest grupa, która powstała w Kamerunie: Kobiety Miłosierdzia (Femmes de Charité). One, między innymi, przyczyniają się bardzo do podniesienia rangi kobiety, które zaczynają się czuć dowartościowane, że są kimś, nie są rzeczą, którą nabywa się za pieniądze. One pragną się spotykać, pokonują nawet wiele kilometrów, żeby się spotkać, żeby dyskutować swoje problemy z wychowaniem dzieci, z mężami, z istniejącymi chorobami. Naprawdę je podziwiamy, bo robią dużo i czują się szczęśliwe, gdy są razem. Obserwujemy to np. w Tcholive. Jeżeli spotkania kobiet organizowane są w ośrodku w Tcholive, kobiety z wiosek odległych nawet o 60 km, są w stanie poszukać własnych środków lokomocji czy pieniądze, by pokonać te odległości. Organizują noclegi, mogą dyskutować, mogą się pomodlić, mogą się czegoś dowiedzieć, przeżyć rekolekcje i potem uradowane wracają do swoich rodzin.
      Mężowie niechętnie je puszczają i są z tym problemy. Ale to są kobiety chrześcijańskie, więc my tych mężczyzn przekonujemy. Opowiadamy im o Księdze Rodzaju. Mówimy, że Pan Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, że oni są równi, że są jednym, że mężczyzna nie ma prawa czuć się jednostką nadrzędną, szczególnie jeśli chcą przestrzegać Prawa Bożego. Muzułmanie zauważyli, że dajemy kobietom za dużo wolności, że one nie będą słuchać mężów. Oni się właściwie tego boją. Ale rozmawiamy o tym, czym jest małżeństwo chrześcijańskie i oni powoli dorastają do tego, choć jest to proces bardzo powolny. Osiem lat temu w oficjalnym przemówieniu mężczyzna wychwalał poligamię, mówiąc, jakie to jest błogosławieństwo dla kobiet. Wystąpiła jedna muzułmanka: "Jak pan może takie rzeczy mówić? My jesteśmy cztery i ile kłopotu w naszym małżeństwie, ile zazdrości! A ile różnej biedy i chorób, dzieci nie chodzą do szkoły, bo jest nas dużo i nie jesteśmy odpowiednio traktowane."
      Ten mówca krótko był szefem. Kobiety mu nie darowały. Szczególnie żony funkcjonariuszy, których kultura jest bardzo wysoka. One tego po prostu nie mogły znieść. Nawet nasze biedne kobiety z wiosek czują swą godność, jeżeli są ochrzczone. Wtedy w małżeństwie czują się dowartościowane. Szczególnie jeśli my do nich dojeżdżamy, pracujemy z nimi. To, że my jako kobiety potrafimy sobie razem radzić, potrafimy sobie pewne rzeczy przekazywać, jest także pewną promocją dla nas. One to wszystko widzą i z tego się cieszą. To jest bardzo ważne na północy Kamerunu. Gdyby nie Kościół, te kobiety nie byłyby tym, czym są już dziś.

Zanotował Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]