Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 5-6 (96-97) wrzesień-grudzień 2007


Gdański ośrodek Ruchu Maitri przekazał misji w Buraniro (Burundi) środki na budowę szpitala i zakup leków. Pracują tam Siostry Kanoniczki Ducha Świętego.

Buraniro, 6.08.2007

Drodzy Przyjaciele z Maitri
Przyjmijcie szczerą wdzięczność i podziękowanie za pomoc w dożywianiu dla naszego szpitala w Buraniro. Dzięki takim ludziom, jak Wy, otwartym na potrzeby drugiego człowieka, otrzymałyśmy dodatkową i nieoczekiwaną pomoc dla naszych potrzebujących dzieci, ale także dla dorosłych, często wycieńczonych, więc bardziej podatnych na choroby.
W trudnym okresie, jaki nawiedził nasz kraj przez ostatnie dwa sezony, wyszliście z propozycją przekazania dodatkowych pieniędzy na ten cel. Najpierw przedłużająca się pora sucha, a później ulewne deszcze zniszczyły prawie wszystkie plony. W kraju nastał głód, wprawdzie nie nagłaśniany przez środki masowego przekazu, ale jeden posiłek, najczęściej wieczorem, stał się rzeczywistością nawet w bogatszych rodzinach.
Tutaj ludzie potrafią się dzielić tym, co posiadają. Najczęściej do posiłku zapraszają sąsiadów, by budować wspólnotę. W Afryce o posiłki dla chorych zazwyczaj troszczy się rodzina. W tym trudnym okresie byłyśmy bardzo zdziwione, że wspólny refektarz dla chorych pozostawał pusty. Ludzie zaczęli jeść w ukryciu, bo wstydzili się, że - sami głodni - nie mogą podzielić się z sąsiadem, do którego nie zawsze docierała najbliższa rodzina z jedzeniem. Wyżywienie dla przybywających z daleka stało się nie lada problemem.
Jedna z matek, przyprowadzając swoją córeczkę do leczenia, poprosiła o lekarstwo na sen, aby dziecko nie płakało wieczorem i szybko poszło spać, by oszukać głód.
Pamiętam wyraz wdzięczności w oczach jednego chorego na gruźlicę, gdy dzięki Waszej pomocy nabierał sił i chęci do życia. Pamiętam dzień, gdy wychudzonego, bezsilnego chłopaka w wieku 25 lat ofiarny sąsiad przywiózł na rowerze do naszego szpitala z odległości około 30 km. Chory nie miał nawet tyle sił, by siedzieć. Przez miesiąc nie miał nadziei, że będzie żył i odzyska utracone zdrowie. Pozostawiony samemu sobie przez najbliższą rodzinę, jak przysłowiowy Łazarz, był bardzo smutny i bez chęci do życia. Po tygodniu zorientowałyśmy się, że nikt mu nie przynosi pożywienia, a same leki nie przywrócą utraconych sił. Odpowiednie odżywianie: początkowo mleko i odżywcze mieszanki oraz regularne posiłki zamawiane w pobliskich barach powoli przywracały mu siły i radość życia. Przez okres 2 miesięcy na jego żywienie wydałyśmy 120 dolarów, ale było warto. Obecnie sam od czasu do czasu idzie do nas 30 km po leki, by kontynuować leczenie. Jego pogodny i szczery uśmiech niech będzie podziękowaniem za Waszą pomoc.
Z podobnymi przypadkami spotkałam się też na porodówce. Proponowałam kobiecie pozostanie w szpitalu na podtrzymanie ciąży, bo w tutejszych warunkach domowych wcześniak nie ma szans przeżycia. Czekając na swe pierwsze, długo oczekiwane dziecko, broniła się bardzo, chcąc powrócić do domu. Przyczyną jej oporu był strach przed głodem i proszeniem innych o jedzenie, gdyż pochodziła z daleka (około 35 km) i rodzina nie byłaby w stanie przynosić jedzenia nawet dwa razy na tydzień. Zapewniłam, że jej pomożemy, więc została. Po miesiącu jadąc do stolicy, podwiozłyśmy ją po drodze bliżej domu wraz z upragnionym maluchem.
Dziękuję wszystkim Ofiarodawcom za dobre serca i pomoc. Długotrwała trudna sytuacja zmusiła lub skusiła niektóre rodziny do szukania pracy w innych regionach kraju. Opuszczali swe poletka wraz z całymi rodzinami, udając się na malaryczne tereny, gdzie tracą zdrowie i życie. Tak było z jedną rodziną. Gdy oboje rodzice zmarli na malarię, dobrzy ludzie wsadzili do samochodu czworo wycieńczonych, chorych sierot, by wróciły w swoje strony i odszukały dalszą rodzinę, która by im pomogła przeżyć. Zajęliśmy się chorymi, udzielając im pomocy medycznej i dając trochę upragnionego pożywienia. Teraz, po dwóch miesiącach leczenia i intensywnego dożywiania, dzieci są pełne radości i pierwsze biorą udział w organizowanych zabawach. Myślę, że po wakacjach z radością podejmą naukę, przerwaną w zeszłym roku.
Takich przypadków mamy na co dzień wiele. Za otrzymaną sumę 3000 dolarów oprócz udzielenia pomocy indywidualnej zakupiliśmy dla ciężko chorych 1000 kg mleka i 2000 kg mąki musakak do przygotowania odżywczego posiłku w formie papki.
Bóg zapłać w imieniu wszystkich, którzy skorzystali z Waszej pomocy.

S. Janina Zakrzewska
ze zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego
Odpowiedzialna za ośrodek zdrowia


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]