Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (83) lipiec-sierpień 2005

ZATRUTE ZBIORY

Jest prawdopodobne, że banany na twoim stole pochodzą z plantacji w Ekwadorze, gdzie nie przestrzega się praw pracowniczych, choć do tego zobowiązuje prawo międzynarodowe. Według raportu "Zatrute zbiory: zatrudnianie nieletnich oraz przeszkody w zrzeszaniu się pracowników na plantacjach bananów w Ekwadorze", opracowanego przez organizację ochrony praw człowieka Human Rights Watch (HRW), która badała sytuację w tym kraju, przy uprawie bananów pracują w bardzo szkodliwych warunkach nawet ośmioletnie dzieci, dorosłym zaś grozi zwolnienie z pracy, jeśli skorzystają z prawa do zrzeszania się w związkach zawodowych.
Praca dzieci
Ekwador jest największym na świecie eksporterem bananów. Z tego kraju pochodzi około 25% wszystkich bananów, sprzedawanych w USA i Europie. Ale największe koncerny, jak ekwadorska Noboa, Favorita czy też Chiquita, Del Monte i Dole (największa korporacja międzynarodowa na rynku owoców, do której trafia aż 1/3 wszystkich bananów z Ekwadoru) nie wykorzystują swej siły ekonomicznej, aby od swych dostawców wyegzekwować przestrzeganie praw pracowniczych.
Powszechnie zatrudnia się dzieci, które pracują w bardzo szkodliwych warunkach. W ciągu trzech tygodni, zbierając materiały do raportu, przedstawiciele HRW rozmawiali z 45 małoletnimi pracownikami, z których 41 rozpoczęło pracę w wieku 8-13 lat, większość w wieku 10-11 lat. Dzieci pracowały średnio 12 godzin na dobę. Niecałe 40% uczęszczało do szkoły po ukończeniu 14. roku życia. Dzieci te narażone były na kontakt z toksycznymi pestycydami, używały przy pracy ostrych noży i maczet, nosiły zbyt ciężkie kosze bananów, piły nieoczyszczoną wodę, a niektóre były napastowane seksualnie. Za ciężką pracę otrzymywały zwykle wynagrodzenie w wysokości 3,5 dolara na dzień, co stanowi mniej więcej 60% stawki minimalnej, obowiązującej w tym sektorze.
Około 90% dzieci powiedziało przedstawicielom HRW, że nie przerywały pracy, gdy z samolotów rozpylano pestycydy. Jedna z dziewczynek (imiona świadków zmieniono) powiedziała przedstawicielom HRW, że w wieku 12 lat dwukrotnie chorowała z powodu pestycydów rozpylanych z powietrza. "Za pierwszym razem dostałam gorączkę. (...) Powiedziałam szefowi, że źle się czuję. (...) Kazał mi iść do domu. (...) Za drugim razem dostałam wysypki. Swędziało mnie to. Kaszlałam. Bolały mnie kości. Powiedziałam szefowi. Posłał mnie do domu". Dzieci stosowały różne metody, by osłonić się przed toksyczną substancją: kryły się pod liśćmi bananowców, schylały głowy, naciągały koszulę na głowę, zasłaniały dłonią usta i nos i wkładały na głowę kartony.
Przedstawiciele HRW dotarli do dwóch dziewczynek w wieku 12 lat i jednej o rok młodszej, które pracowały przy pakowaniu bananów na plantacjach należących do grupy Las Fincas. Były w tym czasie napastowane seksualnie przez szefa. Na przydrożnej tablicy, wskazującej drogę na plantację, nad nazwą Las Fincas, widnieje logo Dole, z czego można wnioskować, że plantacje tej grupy sprzedają banany głównie tej korporacji.
Chiquita, Del Monte, Dole, Favorita i Noboa kupowały banany z plantacji, które wykorzystywały do pracy dzieci. Ponad 70% dzieci, z którymi przeprowadzono wywiady, pracowało na plantacjach, które prawie cały zbiór sprzedawały korporacji Dole. HRW poprosiła o weryfikację tych danych, ale Dole odmówiła. Na stronie internetowej tejże korporacji można było jedynie przeczytać: "Dole nie sprowadza świadomie bananów z plantacji zatrudniających niepełnoletnich". Mówi José Miguel Vivanco, dyrektor grupy, która w ramach HRW bada sytuację w obu Amerykach: "Firmy eksportowe będą twierdzić, że to nie one są winne nadużyć. Ale są one potęgami finansowymi i mogłyby wpłynąć na dostawców, by szanowali swych pracowników i dbali o nich". Jednak tego nie robią.
Związki zawodowe
Dorośli są zbyt zastraszeni, by próbować zakładać związki zawodowe i walczyć o poprawę warunków pracy. Jedynie 1% pracowników plantacji należy do jakiejś organizacji pracowniczej, mniej niż w jakimkolwiek innym kraju Ameryki Łacińskiej w tej samej branży.
Ekwadorskie ustawodawstwo nie chroni wystarczająco prawa pracowników do zrzeszania się. Luki w prawodawstwie i trudności z egzekwowaniem prawa wykorzystują pracodawcy, by hamować rozwój związków zawodowych. Nawet jeśli pracownik został bezprawnie zwolniony za działalność w organizacji pracowniczej, pracodawca wcale nie musi go przyjąć z powrotem. Nawet jeśli pracodawca zostanie uznany winnym (co jest mało prawdopodobne), musi jedynie zapłacić symboliczną grzywnę, często poniżej 400 dolarów. Co więcej, pracodawcy obchodzą prawo pracy, bazując na tzw. podwykonawcach, dostarczających im "stale czasowych" pracowników, którzy mają jeszcze bardziej ograniczone prawa, niż pracownicy zatrudnieni na stałe. "Stale czasowych" zatrudnia się w tej chwili na tak dużą skalę, że pracownicy praktycznie utracili możliwość wysuwania jakichkolwiek żądań. Pracodawcy rządzą niepodzielnie. "Stale czasowi" mają jedynie prawo ustalania warunków i zrzeszania się w firmie, która ich bezpośrednio zatrudnia, ale ponieważ firma ta i tak ma niewiele do powiedzenia, prawo to jest po prostu bezużyteczne. "Pracownicy zatrudnieni na plantacjach bananów w większości nie są w stanie w sposób zorganizowany protestować przeciwko złym warunkom pracy" - mówi Vivanco. - "Mają wybór: albo znosić to w milczeniu, albo ryzykować utratę pracę".
Gema Caranza przepracowała na dwóch plantacjach półtora roku jako pracownik "stale czasowy" Została "zawieszona" w pracy na czas nieokreślony, rzekomo za działalność w związkach zawodowych. Szef powiedział jej: "Administrator dowiedział się, w co się angażujesz, i obawia się, że będziesz chciała agitować pracowników". Caranza twierdzi, że szef, z którym dotychczas była w dobrych stosunkach, dodał jeszcze: "Mówiłem ci, żebyś się w nic takiego nie pakowała, bo stracisz pracę". Mimo to Caranza zaczęła uczęszczać na spotkania i seminaria, organizowane przez związki zawodowe. W większości przypadków, bojąc się do tego przyznać, podawała inne powody nieobecności w pracy. Jednak udając się na pierwszy wyjazd zagraniczny finansowany przez związki zawodowe, pokazała szefowi oficjalne zaproszenie. Ten powiedział jej, żeby uważała, bo inni szybko się dowiedzą o jej działalności. "Wiedziałam - mówi Caranza - że jeśli oni [administrator, właściciel plantacji albo inni członkowie zarządu] dowiedzą się o tym, to mnie wyrzucą z pracy (...). Dowiadują się i wylatujesz. Dlatego większość boi się w to angażować".
HRW zaapelowała do korporacji eksportujących banany, by żądały od dostawców przestrzegania praw pracowniczych i by nadzorowały ich plantacje pod tym kątem. HRW zwróciła się też do władz Ekwadoru, by egzekwowały prawa pracownicze oraz obowiązek posyłania do szkoły dzieci poniżej 15. roku życia. Ponadto organizacja ta zaapelowała do rządu, by wprowadzono poprawki do prawa pracy tak, aby gwarantowało ono pracownikom możliwość zrzeszania się, zabraniało dyskryminacji działaczy związkowych przy przyjmowaniu do pracy, dawało pracownikom zwolnionym za udział w organizacjach pracowniczych prawo powrotu do pracy. Wezwała także rząd do zaostrzenia przepisów, zezwalających na długotrwałe zatrudnianie pracowników na czas określony oraz do wprowadzenia kar za działania godzące w związki zawodowe.

Opracowała Barbara Poważa-Kurko


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]