Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 3 (82) maj-czerwiec 2005

WARTO BYŁO

W dniu 23.04.2005 r. odbyła się na Politechnice Gdańskiej Trójmiejska Debata Rozwojowa. W moim odczuciu jej podstawowy cel, którym było zapoczątkowanie w trójmiejskiej społeczności lokalnej szerszych działań i współpracy na rzecz pomocy rozwojowej dla krajów ubogich, został osiągnięty.

Mimo bardzo skromnego budżetu udało się zorganizować debatę dzięki bezinteresowności oraz wsparciu wielu osób indywidualnych, firm i instytucji. Na podkreślenie zasługuje fakt, że wszyscy mówcy debaty wystąpili bez honorarium. Szczególną atrakcją był występ zespołu Ikenga Drummers, grającego muzykę afrykańską, który też wystąpił bezinteresownie.
Choć udział publiczności był mniejszy od oczekiwanego (wzięło udział ok. 120 osób), duży wysiłek włożony w reklamę musiał zwrócić uwagę bardzo wielu osób. O debacie i towarzyszącym jej konkursie plastycznym dla uczniów dowiedziały się lokalne władze: Urząd Wojewódzki i Marszałkowski, trójmiejskie Urzędy Miejskie i ich Wydziały Edukacji oraz instytucje edukacyjne: gdańskie Kuratorium Oświaty i Centrum Edukacji Nauczycieli. Poprzez Wydziały Edukacji trójmiejskich Urzędów Miejskich informacje o konkursie i debacie dotarły do wszystkich szkół Trójmiasta. Mówiłem o debacie na diecezjalnych rekolekcjach dla nauczycieli oraz na spotkaniach studenckich na Akademii Sztuk Pięknych i Politechnice Gdańskiej. Informacje były rozpowszechnione przez lokalne media (udzieliłem m.in. trzech wywiadów dla lokalnych rozgłośni radiowych). W Trójmieście rozwieszono 1000 plakatów, rozdano tysiące ulotek, 600 zaproszeń wysłano pocztą, tysiące kolejnych - przez internet.
Zaproszenia i informacje ukierunkowane były głównie na ośrodki opiniotwórcze: media, szkoły, uczelnie, organizacje pozarządowe. Ogłoszenia o debacie były odczytane w wielu trójmiejskich parafiach. Już sam fakt, że ludzie dowiedzieli się o debacie i o problematyce rozwojowej, może mieć swoje znaczenie i przynieść owoce w przyszłości.
Na konferencji zjawili się przedstawiciele mediów trójmiejskich - prasy, radia i telewizji - które zrelacjonowały jej przebieg.
Po debacie kilkanaście osób spośród publiczności zadeklarowało współpracę, co na podstawie moich wieloletnich doświadczeń z podobnych działań mogę określić jako spory sukces. Najważniejszą deklarację usłyszeliśmy z ust p. Waldemara Nocnego, zastępcy Prezydenta Miasta Gdańska ds. polityki społecznej. Odbyło się już spotkanie robocze w sprawie dalszych działań. Chęć kontynuowania współpracy wyrazili też niektórzy z pozostałych mówców naszej Debaty.
Debata wzbudziła również spore zainteresowanie nauczycieli, którzy po jej zakończeniu wzięli udział w warsztacie. Chcą rozpocząć (lub kontynuować) pracę w dziedzinie edukacji rozwojowej z uczniami, brać udział w szkoleniach, pracować wspólnie z nami nad programem edukacji rozwojowej.
Impreza towarzysząca debacie - konkurs plastyczny dla uczniów szkół Trójmiasta i okolic - zaowocował nadesłaniem 208 prac z 12 szkół (8 szkół podstawowych, w tym 6 z Gdańska, 1 z Gdyni i 1 z Lęborka; 3 gimnazja z Gdańska, 1 liceum z Gdyni). Oczywiście musiało to zostać poprzedzone lekcjami przeprowadzonymi przez nauczycieli, organizującymi konkurs, a więc o problematyce pomocy w rozwoju dowiedziało się wielokrotnie więcej uczniów. Nagrody dla zwycięzców ufundowali: UNDP, Wojewoda Pomorski oraz Urzędy Miejskie w Gdańsku i Sopocie. Prace konkursowe zostały już wypożyczone na wystawę do jednej ze szkół uczestniczących w konkursie, a więc projekt ma swą kontynuację.
Na dalsze, długofalowe efekty trzeba oczywiście poczekać. Można jednak przypuszczać, że będą równie zadowalające. Do sukcesu debaty przyczyniło się wiele osób - każdy na swój sposób i stosownie do swych możliwości. Jako główny organizator imprezy pragnę wyrazić swoje głębokie zadowolenie z tej współpracy i jej efektów oraz gorąco wszystkim podziękować. Liczę też, że był to dobry punkt wyjścia do dalszej współpracy różnych osób, organizacji i instytucji na rzecz ludzi najbardziej potrzebujących w krajach Trzeciego Świata, do czego serdecznie zapraszam.

Wojciech Zięba
Była to bardzo ważna konferencja
Organizatorom należą się gratulacje i podziękowania. Został przedsięwzięty ogromny wysiłek organizacyjny. Moim zdaniem była to bardzo ważna konferencja.
Jeśli chodzi o liczbę uczestników, to - szczerze mówiąc - byłem zadowolony. Nie mam wielkiego doświadczenia, ale brałem już udział w ok. 10 konferencjach w całej Polsce, poświęconych pomocy rozwojowej w ramach kampanii, i było naprawdę rożnie. To jest naprawdę temat w polskim społeczeństwie jeszcze nowy i jest piekielnie trudny, nie tylko dla zajmujących się tym na co dzień, ale przede wszystkim dla zwykłych ludzi. To jest pewien początek i na czymś musimy wszyscy budować. Na tej konferencji na pewno można budować i za rok tego typu konferencje będą bardziej popularne.
Mam jedna małą uwagę krytyczna, która też naturalnie odnosi się do mnie, bo przeglądałem program wcześniej. Mianowicie moim zdaniem program był zbyt ambitny czasowo i merytorycznie, nie było faktycznie czasu na debatę i dyskusje. Ja bym teraz, nauczony doświadczeniem, skupił się bardziej na 1-2 wybranych tematach głównych i dał więcej czasu nawet nie mówcom, bo to się zawsze źle kończy, ale ludziom.
Polecam się ze skanami najciekawszych prac konkursowych (nie tylko nagrodzonych). Moim zdaniem to absolutna rewelacja. Ile dostanę, tyle opublikuje na naszych stronach internetowych - bez ograniczeń.

Jan Szczyciński, UNDP
Nie zawiodłem się
Trójmiejska Debata Rozwojowa rozbudziła we mnie duże oczekiwania. Nie byłem pewien, czy dla mnie - jako wrocławianina - podróż do Gdańska warta jest odpowiedniej ilości pieniędzy i czasu. Po całym dniu obfitującym w referaty i prezentacje muszę powiedzieć, że nie zawiodłem się.
Przede wszystkim wydarzenie to zasługuje na miano prawdziwej debaty, gdyż zaproszono wielu wspaniałych gości, reprezentujących różne punkty widzenia, i choć wszyscy obecni zgadzali się co do zasadności pomocy rozwojowej, jednak interpretacja rzeczywistości znacznie się różniła w zależności od reprezentowanej instytucji. Najbardziej było to widoczne w wypowiedziach Jacka Wojciechowicza z Banku Światowego i Tomasza Wójcika - przedstawiciela Międzynarodowej Organizacji Pracy. Pierwszy przekonywał o dobrodziejstwach daleko idącej liberalizacji gospodarki, wskazując na spadek liczby osób żyjących za najwyżej dolara dziennie czy wydłużenie się przeciętnej długości życia, podczas gdy drugi przytaczał zgoła odmienne dane, zalecając ostrożność przy otwieraniu gospodarki na kapitał zagraniczny. Podobne stanowisko przedstawiła dr Katarzyna Czaplicka z Uniwersytetu Warszawskiego, przypominając, iż porażką zakończył się tzw. konsensus waszyngtoński, który zakładał, że jedynie niczym nieskrępowany rynek może zapewnić trwały rozwój w krajach najsłabiej rozwiniętych.
Dobór tematów i ich wielość sprawił, że każdy mógł znaleźć coś interesującego. Wystąpienia przebiegły sprawnie i nawet udało się uniknąć większego opóźnienia, co - przy dość napiętym programie - można uznać za sukces. Można się było np. dowiedzieć, że takie kraje, jak Ruanda czy Mozambik wydają dziesięciokrotnie więcej na obsługę zadłużenia niż na służbę zdrowia i że kraje afrykańskie tracą 300-600 mld dolarów rocznie z powodu niesprawiedliwych warunków handlu, narzucanych przez państwa bogate. Niechlubną rolę odgrywa tu m.in. Wspólna Polityka Rolna UE, w ramach której na dotacje rolne (i sprzedaż żywności poniżej kosztów produkcji na rynkach światowych) przeznacza się dwukrotnie więcej od ogółu przychodów z eksportu płodów rolnych całej Afryki.
Bardzo cenię sobie informację, że Instytut Krajów Rozwijających się co roku organizuje konferencje naukowe. Przedstawicielka tego Instytutu, dr Katarzyna Czaplicka, wygłosiła interesujący referat na temat zmian zachodzących w krajach rozwijających się z perspektywy ekonomiczno-historycznej. Dowodziła, że wiele państw Afryki przed epoką wielkich odkryć geograficznych charakteryzowało się relatywnie wysokim poziomem rozwoju. Okoliczności zewnętrzne nie tylko zahamowały ten rozwój, ale spowodowały zmniejszenia się liczby Afrykańczyków o 60 mln (duża część z nich została wywieziona do Ameryk jako niewolnicy). Jednym z ciekawszych wystąpień był referat ambasador Republiki Południowej Afryki, pani Sikose Ntombazana Mji, zakończony dość dosadnie: ukazano, że system, który ma zastąpić autokrację, niekoniecznie musi być demokracją.
Bardzo interesujące wydało mi się przedstawienie przez Pawła Sameckiego, Dyrektora Departamentu Zagranicznego NBP, różnych propozycji nowych form pomocy (wyemitowanie obligacji przez kraje bogate dla znacznego wzrostu pomocy; nowe podatki międzynarodowe: od zysków przedsiębiorstw, międzynarodowych transakcji finansowych, zanieczyszczeń, paliwa lotniczego; sprzedaż części rezerw złota przez MFW; światowe loterie). Propozycje te - jak sam prelegent przyznał - są mało realistyczne, gdyż nie znajdują szerokiego poparcia w kręgu decydentów na arenie międzynarodowej.
Wydarzenie nie ograniczyło się jedynie do debaty. Po niej nastąpiły warsztaty dla nauczycieli, którym też miałem okazję się przyglądać. Pokazowa lekcja przypominała mi nieliczne zajęcia, które zapamiętałem ze szkoły jako niezwykłe, gdyż angażujące wszystkich oraz łączące naukę i zabawę. Można się było przekonać, kto ma jaki udział w zyskach z uprawy bananów. Zastosowano podział na role: rolnika, plantatora, eksportera, importera i dyrektora hipermarketu, którzy negocjują między sobą podział zysków, konfrontując następnie uzyskane wyniki z rzeczywistością.
Dużym atutem debaty było przedstawienie organizacji pozarządowych, które od wielu lat niosą pomoc potrzebującym w Afryce. Michał Sondej omówił działalność Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI, znanego z Adopcji Serca. Więcej można było się dowiedzieć przy stoisku Ruchu Maitri. Przy stoisku Stowarzyszenia Sprawiedliwego Handlu „Trzeci Świat i My” można było natomiast zaopatrzyć się w herbatę, kawę czy czekoladę, wytworzoną z kakao z Boliwii i trzciny cukrowej z Filipin, z zapewnieniem godziwej płacy rolnikom, bez pracy przymusowej dzieci i chemii. W przerwie między poszczególnymi sesjami mieliśmy okazję posłuchać muzyki afrykańskiej w wykonaniu zespołu Ikenga Drummers.
Jednym z nielicznych mankamentów był brak możliwości dyskusji. Mimo to kilku uczestników wykorzystało przerwy techniczne do zadania pytania prelegentom. Jeden z tych głosów był głosem polemicznym, ale niestety zabrakło czasu na skrupulatną obronę swoich stanowisk. Ja sam miałem ochotę zadać pytania, szczególnie przedstawicielowi Banku Światowego w Polsce, którego wystąpienie wzbudziło najwięcej moich wątpliwości. Przekonywał on mianowicie o nikłej skuteczności pomocy udzielanej bezpośrednio, nie na projekt. Swoją tezę oparł o doświadczenia z krajami afrykańskimi, gdzie większość tych środków zostało zdefraudowanych.
Ciekawiłoby mnie jednak, dlaczego Bank Światowy, wiedząc o powszechnej korupcji wśród afrykańskich elit władzy, decydował się na przekazywanie funduszy rządom. Z pewnością więcej pieniędzy trafiłoby do najbardziej potrzebujących, gdyby były one redystrybuowane przez Kościół i organizacje pozarządowe. Mój sprzeciw wzbudził też entuzjastyczny pogląd na temat liberalizacji handlu. Jest on słuszny jedynie wtedy, gdy nie stanowi procesu jednostronnego i umożliwia uczciwą konkurencję podmiotom o równej sile ekonomicznej. Kraje zamożne dokonują jednak bardzo małych postępów w tej dziedzinie, wymuszając równocześnie na krajach Południa coraz drastyczniejszego wycofywania się państwa z interwencji w gospodarkę.
Liberalizację handlu można porównać do dylematu więźnia: największe korzyści globalne odnoszą strony gospodarki światowej w przypadku, gdy wszystkie znoszą ograniczenia w równym stopniu. Gdy nie wszystkie państwa to czynią, wówczas te, które się wyłamują - zyskują jeszcze więcej, choć suma korzyści wszystkich krajów jest niższa, niż gdyby działały solidarnie. Właściwe byłoby zapewnienie na pewien czas krajom najmniej rozwiniętym (LDC) bardziej preferencyjnych warunków (nie tylko przez oferowanie im zerowej stawki celnej, ale przede wszystkim znosząc dotacje do rolnictwa w krajach bogatych) przy jednoczesnej ochronie ich rynków, zanim zróżnicują i rozwiną swoją produkcję i będą w stanie eksportować artykuły bardziej przetworzone. Kraje ubogie jednak nawet o to nie proszą. Domagają się jedynie równych (niepreferencyjnych) warunków dla wszystkich, a przede wszystkim zniesienia subwencji do produktów podstawowych, gdyż dochód z ich sprzedaży jest największym składnikiem ich PNB. Politycznie taki apel jest wszelako trudny do zrealizowania.
Pozbawienie Egiptu przez Wielką Brytanię barier celnych oraz ograniczeń rynkowych w 1838 roku, kiedy ten zaczął rozwijać przędzalnictwo i tkactwo (a tym samym mógł zagrozić swoim konkurentom w Europie), doprowadziło do zniszczenia tego nowego przemysłu. Dowodzi to konieczności ochrony gałęzi w początkowych stadiach ich rozwoju. Rządowe kierowanie i planowanie wyniszczonej drugą wojną światową Francji (jej sytuacja ekonomiczna w r. 1948 odpowiadała sytuacji z r. 1900) doprowadziło do powstania państwa o jednym z najwyższych na świecie poziomów życia.
Zarówno Stany Zjednoczone, jak i wcześniej Wielka Brytania, były zwolennikami wolnego rynku, o ile im nie szkodził. Działały zgodnie z zasadą: „chroń własny rynek, dopóki nie umocnisz się tak, że nie będziesz musiał się obawiać konkurencji”. Jedynie Japonia bez ogródek ustanawiała niezwykle wysokie cła, aby chronić skutecznie swój przemysł. Stosowała też pomysłowe bariery pozataryfowe, jak na przykład niepokrywanie kosztów zabiegów na nowoczesnym importowanym sprzęcie medycznym, dopóki Japończycy nie skonstruowali własnych urządzeń. Obecnie cło na ryż - ważny produkt rolniczy państw najuboższych - wynosi tam około 500%!
Niestety, publiczność na Debacie nie dopisała. Choć odbywała się w sobotę, widać było bardzo wiele pustych miejsc. Była ona jednym z pierwszych tak dużych spotkań ekspertów pomocy rozwojowej z publicznością w ramach Kampanii „Milenijne Cele Rozwoju”, więc może stąd ten brak popularności. Należy żywić przekonanie, że na każdą kolejną debatę przychodzić będzie coraz więcej osób.
Wizyta w Gdańsku utwierdziła mnie w przekonaniu, jak bardzo potrzebne są takie debaty. Niewyobrażalnym błędem byłoby przystąpienie Polski do pomocy rozwojowej z pominięciem głosu społeczeństwa lub - co gorsza - wbrew niemu. Polacy są narodem otwartym, chętnie dzielącym się z innymi, muszą być jednak poinformowani na temat adresatów pomocy i jej konieczności. Oby takich debat rozwojowych było jak najwięcej!

Konrad Czernichowski
Muzyka była niesamowita
Dzięki, że mogłem w tym uczestniczyć. Zauważyłem na konferencji pewną prawidłowość: każdy, kto przemawiał, widział jakiś problem, lecz nikt nie przedstawił konkretnego lekarstwa. Zastanawiam się, czy można znaleźć lekarstwo, skoro ci wszyscy ludzie "pomagają" w zakresie "swoich obowiązków" lub też "w pojedynkę". Moim zdaniem bez współpracy wszystkich pomagających instytucji i konkretnego planu działania, bezinteresownego (t.j. liczyć na zyski nie z kraju, który ma zakwitnąć, a z tego, który już kwitnie - dla bankowców umiejących tylko liczyć myśl biegnąca chyba za daleko w przyszłość...) ciężko będzie zobaczyć jakikolwiek sukces. Przykre tym bardziej, że chodzi o życie milionów ludzi. Wydaje mi się, że aby dobrze pomóc, trzeba poznać problem z perspektywy człowieka, który tam mieszka, który cierpi rzeczy w Europie, w naszej rzeczywistości niewyobrażalne...
I jeszcze jedno: zespół, który grał na konferencji - muzyka była niesamowita!

Kuba Typiak
Po debacie
"Polska jest rajem, czas pomóc innym" - czy jest to kontrowersyjne hasło? Czy jest ono w stanie wywołać w Polakach dreszcz emocji? Czy jest w stanie wzbudzić refleksję, zainteresowanie, chwilę zastanowienia? Czy w ogóle jest w stanie wywołać jakąkolwiek reakcję, choćby złość? Czy raczej wolimy o tym w ogóle nie myśleć? Przechodzimy obojętnie, mając "na głowie" ważniejsze problemy. Czy tak jest?
Hm... przynajmniej w opinii ok. 120 osób z Gdańska i innych stron Polski, tematowi warto poświęcić chwilę ze swego życia. Tyle bowiem osób zebrało się 23 kwietnia na Politechnice Gdańskiej, by debatować o tym, czy pomagać i jak pomagać krajom ubogim. Choć debaty tak naprawdę nie było... Wydaje się, że Ci, co przyszli reprezentowali ten sam punkt widzenia: pomoc krajom biednego Południa jest nie tylko wielkim wyzwaniem moralnym, które powinniśmy podjąć, ale też leży w naszym czysto egoistycznym interesie. Prowadzący wykłady dostarczali tylko kolejnych argumentów i utwierdzali w przekonaniu o słuszności tej tezy. Przedstawiono też konkretne przykłady pomocy oraz możliwości zaangażowania się w Polsce w działalność na rzecz mieszkańców krajów ubogich. Nie unikano rozmów o problemach, jakie napotyka prowadzenie działalności pomocowej.
Wśród wielu wystąpień najciekawsze według mnie zaprezentowała Pani Ambasador RPA w Polsce, Sikose Miji. Wykład dotyczył państw słabych i upadłych (np. Afganistan, Somalia, Haiti), przyczyn tego zjawiska oraz jego konsekwencji w skali lokalnej i globalnej. Dla nas - mieszkańców bogatej Północy - najważniejszym skutkiem może być zagrożenie terroryzmem.
Pani Ambasador wysunęła tezę, iż dla ludzi rządzonych przez dyktatorów o wiele większym zagrożeniem niż dyktator jest właśnie upadłe państwo i związane z nim cierpienia, wywołane rozkładem prawa, całkowitym zanikiem świadczeń socjalnych i wojnami domowymi. Obecnie początki upadającego państwa widać w Zimbabwe. Pani Ambasador wyraziła pogląd, iż sankcje wymierzone w niedemokratyczny rząd mogą tylko popchnąć to państwo do kompletnej ruiny i zamiast pomóc, zaszkodzić Bogu ducha winnym mieszkańcom.
Hm... Jak w tym kontekście odnieść się do krytyki polityki państw zachodnich wobec Chin, akceptującej łamanie praw człowieka? Co myśleć o organizowanych bojkotach towarów chińskich?
Dalej pani ambasador wskazała przykład Togo - państwa, które bez demokracji przez 25 lat doświadczyło spokoju i stabilności, jednak po śmierci dyktatora w grudniu ubiegłego roku zagrożonego anarchią. Gdzie w tym momencie jest społeczność międzynarodowa? Co przez 25 lat zrobiono, by pewnego dnia pomóc Togo przekształcić się w państwo demokratyczne? Jakie poczyniono inwestycje w kapitał ludzki?
Z wypowiedzi Pani ambasador wynikało, iż czas ten straciliśmy. Czy za kilka lat nieuniknioną alternatywą niepodjętych działań rozwojowych będzie interwencja wojskowa na kształt tej w Iraku? W obronie wolności i demokracji, przeciwko terroryzmowi i... za nasze pieniądze. A czy ktoś zadał pytanie, która opcja jest tańsza?
Dopiero niedawno spróbowałem herbatę, którą kupiłem na debacie - aromat naprawdę niesamowity!!! Myślę, że niektórzy daliby 20 zł tylko za ten aromat! Kawy ze Sprawiedliwego Handlu podczas debaty nie próbowałem (w ogóle kawy nie pijam). Myślałem, że pochwalne słowa, jakie słyszałem od pijących na debacie, są tylko grzecznością, ale teraz myślę, że raczej nie. Sądzę, że dobrym (choć kosztownym) sposobem na przekonanie ludzi do Fair Trade jest najpierw dać im spróbować danego wyrobu, a dopiero później mówić o całej "ideologii". Naprawdę coraz bardziej skłaniam się ku tezie, że wyroby Sprawiedliwego Handlu same się obronią na rynku - po prostu jakością.

Tomasz Andrzejewski


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]