Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 5 (78), wrzesień-paździenik 2004

NIE MIAŁAM CZASU BYĆ NASTOLATKĄ

"Może kiedyś znajdę siłę, by pojechać znowu do domu, do Rwandy. Na razie nie jestem na to przygotowana" - mówi Marie-Consolatrice Bamutese.
Urodziła się w Rwandzie. Kiedy miała 12 lat, do jej domu wtargnęli żołnierze i zabili jej matkę i ojca. Marie samotnie wyruszyła w drogę w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Po pięciu latach dotarła do Belgii, gdzie uzyskała azyl. Mówi o sobie: "Jestem belgijską Rwandyjką". W Protestanckim Ośrodku Pomocy Społecznej pomaga imigrantom, których dotknął podobny los.
***
Gdy mówi Pani o zamordowaniu rodziców, wygląda Pani na bardzo spokojną i zrównoważoną...
Długo nie mogłam tego przyjąć. Jeszcze przed trzema laty zawsze płakałam, gdy ktoś mnie o to spytał, ale dziś już mogę o wszystkim mówić. Nie mogę zapomnieć, ale po prostu przyjęłam to jako część swego życia. Znalazłam siłę, aby się tym pogodzić.

Jak się Pani dostała do Belgii?
Urodziłam się w Kigali, stolicy Rwandy. Miałam wszystko, chodziłam do szkoły... Mój ojciec pracował dla rządu rwandyjskiego, ale potem zaczęła się wojna domowa i wszystko straciliśmy. Kiedy miałam 12 lat, straciłam rodziców. Najpierw uciekłam do Zairu, potem do Kenii, a następnie samolotem do Belgii.

Dotarła Pani z Rwandy do Belgii sama?
Na początku byłam z jedną rodziną, ale potem zostałam sama. Każdy starał się uratować sam , nikt się zbytnio nie troszczył o innych. Długo starałam się pogodzić z tym, że już nie mam żadnych krewnych. Ale przed rokiem się dowiedziałam, że moi bracia żyją z jedną ciotką we Francji.

Jak ich Pani tam znalazła?
Czerwony Krzyż i UNHCR mają rejestr i w nim stwierdzili, że moi bracia uzyskali azyl we Francji. Byłam bardzo szczęśliwa, ale trudno mi było uwierzyć, że to rzeczywiście oni. Już się pogodziłam z tym, że ich nigdy nie zobaczę.

Co jest najtrudniejsze dla uchodźcy, gdy trafi do nowego kraju?
Najtrudniejsze jest, że już nie jest się sobą. Nic się nie ma, a także nic się nie czuje. Nagle miałam nowy kraj, rodziców adopcyjnych, nowych przyjaciół. Nie potrafię tego dokładnie opisać. Jest to po prostu trudne.

Czy tak to odczuwa każdy imigrant?
Wielu ludzi przyjeżdża do Belgii, by zarobić. Chcą zdobyć pieniądze na samochód, dom... Ale ja uciekłam przed wojną, tak że szukałam tylko spokojnego miejsca, gdzie będę mogła żyć. Widziałam, jak ludzie czynią sobie nawzajem rzeczy, których nie robi się nawet zwierzętom. Musiałam patrzyć na to, jak ludzie zabijają innych ludzi i siekają ich na kawałki.

Czy te przeżycia nie wracają w snach?
Dawniej często mi się to śniło, niemal bałam się zasnąć, ale teraz już nie. Jednak straciłam rodziców, których kochałam. Jest to bardzo trudne i nigdy nie będę mogła o tym zapomnieć. Kiedy będę mieć dzieci i one się spytają: "Mamusiu, gdzie jest nasza babcia i dziadek?" - nie wiem, jak im to wyjaśnię.

Co Pani najbardziej pomogło po przyjeździe do Belgii?
Na początku musiałam polegać sama na sobie. Potem bardzo mi pomogli rodzice adopcyjni. Wsparł mnie też rząd belgijski, ponieważ dał mi wszystkie potrzebne dokumenty. Kiedy w Europie ktoś nie ma dokumentów, jest nikim, nic nie znaczy.

Co jest największym problemem nielegalnych imigrantów?
Nie są sobą. Gdy przyjdą do jakiegokolwiek urzędu, zaraz słyszą: "Czy mogę zobaczyć paszport? Dokumenty?" Przy tym wiele osób nie mówi po francusku czy angielsku, tak że czasem ktoś chce zobaczyć paszport tylko dlatego, aby poprawnie napisać egzotycznie brzmiące nazwisko.

W Europie panuje zasada: najpierw papiery, potem człowiek. Często urzędnik nawet na kogoś nie spojrzy, tylko mówi: "Nazwisko? Paszport? OK. Do widzenia." To nie jest dobre. Ale na początku postępowałam podobnie. Żądałam od ludzi, którzy przychodzili do naszego ośrodka, by pokazali mi dokumenty. Ale później sobie powiedziałam: Chcesz pomóc temu człowiekowi, czy jakimś papierom? Czułam też, że imigranci mi nie wierzą, gdy zamiast pozdrowienia żądam dokumentów.

Czy Protestancki Ośrodek Pomocy Społecznej pomaga też ludziom, którzy przebywają w Belgii nielegalnie?
Organizujemy warsztaty dla kobiet, gdzie robią na drutach czy wyplatają koszyki. Sprzedajemy ich wyroby, a kobiety dostają za nie pieniądze. Nie pytamy ich, czy mają dokumenty, czy nie. Jest jednak dla mnie jasne, że większość ich nie ma. Ważniejsze jest jednak, czy pracują. Zapewniamy im też jedzenie oraz pomagamy znaleźć mieszkanie i pracę.

Czy chciałaby Pani odwiedzić Rwandę?
Nie pojechałabym tam, nawet gdyby mi za to ktoś zapłacił. Po prostu nie jestem jeszcze do tego przygotowana. Nie udźwignęłabym tego. Jeszcze zbyt odczuwam, że w Rwandzie straciłam rodziców i przyjaciół; to jest dla mnie za trudne. Może jak będę miała 40 czy 60 lat, znajdę w sobie siłę, aby tam pojechać.

Czy w tym, co Pani przeszła, było coś pozytywnego?
Gdybym mogła wybierać, zawsze bym wybrała życie w Rwandzie ze swymi prawdziwymi rodzicami. Ale życie uchodźcy z pewnością mnie ubogaciło. W Rwandzie bym chyba miała więcej pieniędzy, niż mam teraz w Belgii, ale teraz czuję się bardzo silna. Wiem też, kim jestem i znam swe ograniczenia. Mając 12 lat straciłam rodziców, a mając 18 - byłam sama, więc musiałam być po prostu dorosła. Nie wiem, jakie problemy ma młodzież, po prostu nie miałam czasu być nastolatką.

Brakuje tego Pani?
Oczywiście, w moim życiu tego brakuje, ale musiałam to przyjąć. Taki jest mój los.

Co Pani myśli o belgijskiej młodzieży?
Mają np. 25 lat, a jeszcze nie są dorośli. Dla mnie przebywanie z rówieśnikami jest bardzo trudne - to są jeszcze dzieci. Niedługo będą mieć 30 lat, a nie wiedzą, co chcą robić w życiu. Mój przyjaciel ma 36 lat. Spędzam czas raczej ze starszymi ludźmi; nie mogłabym żyć z 25-letnim dzieckiem.

Chce Pani nadal pomagać uchodźcom?
Nie jest ważne, czy pomagam uchodźcom, ale bardzo chcę dalej pracować z ludźmi. Myślę, że urodziłam się po to, aby im pomagać. Nie mogę czynić cudów, ale mogę załatwiać małe sprawy.

Rozmawiała Karla Štěpánková
(tygodnik Nový Prostor, 24.05.2004)
Autorka pracuje w stowarzyszeniu Člověk v tísni (Człowiek w Potrzebie)
Z języka czeskiego tłumaczył Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]