Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (72), listopad 2003

BIZIMANA I JEGO SIOSTRY



Fidele Bizimana ma 18 lat i jest odpowiedzialny za trzy swoje siostry: 16-letnią Lydie Mukamasimpaka, 14-letnią Clothilde Nyiramana i 12-letnią Eugenie Mukamaseruka. Wszyscy czworo uczą się w szkole podstawowej, nawet „głowa” rodziny. Fidele jest w trzeciej klasie, Lydie w szóstej, Clothilde w czwartej i Eugenie w drugiej. Pochodzą z Ntongwe (8 km od Ruhango). Ich rodzice mieli tyko niewielką parcelę, na której stał dom zrujnowany w czasie wojny r. 1994. Po wojnie parcelę tę zajęli inni ludzie, gdyż sąsiedzi nie mogli im nic powiedzieć o losach czwórki dzieci; myśleli, że wszyscy zginęli tak jak rodzice, zamordowani w r. 1994.
Podczas wojny siostry były rozdzielone z bratem. Nie wiedziały, dokąd pójść, przyjęłyśmy je więc w naszym ośrodku opieki nad sierotami, zagubionymi w czasie wojny. Natomiast chłopca przyjęła rodzina, która zamiast mu pomóc, wykorzystywała go, obciążając pracą bez wynagrodzenia. Nie posyłali go do szkoły, choć przed wojną był uczniem drugiej klasy szkoły podstawowej.
Chłopiec, a także jego siostry, wciąż dopytywali się o sytuację na rodzinnym wzgórzu. W końcu dowiedzieli się o sobie: chłopiec wysłał wiadomość do sióstr, a one odpowiedziały. Chciał dołączyć do rodzeństwa, ale ośrodek nie mógł go przyjąć, bo politycy nie popierają sierocińców. Siostry również uważały, że należy tworzyć obozy przejściowe dla sierot i szukać ich rodzin lub rodzin zastępczych. W ten sposób ponad dwadzieścioro dzieci z ośrodka odnalazło swoje rodziny. Ale siostry Fidele'a pozostały w grupie dwudziestu siedmiu dzieci, dla których nie znaleziono rodzin zastępczych w Rwandzie.
Powoli dzieci się rozjechały do swych rodziców chrzestnych lub do bliskich krewnych. Należało pomyśleć o rodzinie Fidele'a. Dobrym pomysłem było odszukanie go i spytanie o zdanie. Trzeba było tam jechać taksówką, a potem iść pieszo przez trzy godziny. Chłopiec ucieszył się z perspektywy połączenia z siostrami, ale problemem był dom. Pilnie zakupiłyśmy stary domek o dwóch izbach i parcelę za 165 tys. FRW. Wyremontowałyśmy domek za 150 tys. FRW, zbudowałyśmy ubikację i umieściłyśmy tam rodzinę ze skromnym wyposażeniem. Domek nie jest solidny: nie ma w nim kuchni, nie jest czysty; gdy pada, woda leje się do środka. Mieszkają w nim i pozostają pod opieką Sióstr Pallotynek. Chłopiec jest szefem rodziny, a dziewczęta go słuchają. Chociaż chodzą do szkoły, potrafią się zorganizować: gotują, przynoszą wodę, zbierają drewno na opał. Ten przypadek wykazał niewłaściwość trzymania dzieci w sierocińcu. Jesteśmy szczęśliwe, widząc to rodzeństwo rozpromienione, wesołe, umiejące sobie radzić w gospodarstwie i w szkole.
My, Siostry Pallotynki, robimy wszystko w miarę naszych skromnych środków, aby być blisko tych dzieci. Mieszkają one około 3 km od parafii, ale często je odwiedzamy. Jednak to nie wystarcza. Trzeba myśleć dla nich o nowym domku i o szkole średniej.
Najstarsza siostra jest nieco spóźniona, ale kończy już szkołę podstawową. Jeśli nie zda egzaminu państwowego, będzie musiała pójść do szkoły prywatnej, a to drogo kosztuje. Mieszkają w rejonie rolniczym. Dobrze by było powiększyć ich parcelę, by mogli przynajmniej posiać warzywa.

S. Hanna Teresa Gnatowska SAC
Ruhango, Rwanda



Dzieci zostały włączone do Adopcji Serca i dostają już regularną pomoc. Ale wiele innych w podobnej sytuacji wciąż na nią czeka (red.).


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]