Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (72), listopad 2003

ODPOWIEDZIAŁAM NA WEZWANIE PAPIEŻA

Elżbieta Kałuża z Wrocławia ma 47 lat. Pracuje jako kasjerka bankowa. Do Adopcji Serca przystąpiła w listopadzie 1998. W roku 2001 odpowiedziała na naszą Ankietę Jubileuszową.

Jestem osobą samotną. Mieszkam razem z mamą. Od 12 lat pracuję w banku jako kasjerka. Wcześniej przez 3 lata pracowałam w przedszkolu jako nauczycielka. Jestem osobą wierzącą. Kiedyś bardziej uczestniczyłam w życiu Kościoła poprzez Duszpasterstwo Akademickie, uczestnictwo w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę, wyjazdy na Europejskie Spotkania Młodych organizowane przez Wspólnotę z Taizé oraz do samego Taizé. Obecnie moje życie religijne ogranicza się do parafii. Największą moją pasją są podróże. Staram się ją realizować poprzez pielgrzymki, choć zdarzają się wyjazdy innego typu. Bardzo lubię wyjeżdżać za granicę. Na razie byłam tylko w krajach europejskich, ale moim marzeniem są dalsze podróże np. do Peru, na Syberię czy objazd USA.
O Adopcji Serca dowiedziałam się na spotkaniu z s. Jolantą Kostrzewską w moim kościele parafialnym we Wrocławiu na Małym Muchoborze. Była ona kiedyś uczennicą naszego ks. proboszcza Franciszka Skorusy. To spotkanie dało mi szansę odpowiedzi na wezwanie Ojca Świętego z 1.06.1997 r. z Mszy św. kończącej Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny we Wrocławiu. Mówił tam m.in. o naszej współodpowiedzialności za głód i biedę w świecie. Pomyślałam sobie, że powinnam coś zrobić - w dodatku był to Dzień Dziecka, może więc w tym kierunku. Nie wiedziałam jednak, jak się do tego zabrać. I oto jesienią tego roku dowiedziałam się o Adopcji Serca. Reakcja była natychmiastowa. To było to!
Wzięłam ulotkę, napisałam list i dostałam informację. Potem była pierwsza wpłata. W tej chwili wszystko przebiega utartym torem: wpłaty co miesiąc, lektura przysłanej przez Was gazetki i informacji, i przede wszystkim najważniejsze - codzienna modlitwa, a w każdą rocznicę otrzymania zdjęcia dziecka i pierwszych informacji o nim uczestnictwo we Mszy św. ze specjalną intencją.
Mniej więcej po siedmiu miesiącach od pierwszej wpłaty dostałam zdjęcie mojego Oktawiana. To było coś niesłychanego. Po wyjęciu koperty ze skrzynki czułam bicie serca i niesamowite emocje przy otwieraniu listu. Było to 31.01. 1998, czyli dzień przed Dniem Dziecka. Historia zatoczyła kółeczko. A na zdjęciu był mały, troszeczkę naburmuszony chłopczyk na ręku babci, która zresztą jest w wieku mojej mamy. Zaraz do niej pobiegłam ze zdjęciem mojego synka. Wspólnie też czytałyśmy nadesłane przez Was skromne informacje o nim.
Moja radość była tak wielka, że musiałam podzielić się nią z innymi. Pokazałam więc zdjęcie całej bliższej rodzinie oraz niektórym koleżankom z pracy. Niestety, reakcje były różne, ale zdecydowanie chłodne. Był to kubełek zimnej wody. Dominowało zdziwienie, lekkie wątpliwości, czy aby na pewno pieniądze docierają do celu. Mówiono, że po co wspierać dzieci tak daleko, gdy tyle ich głoduje w Polsce, że pewnie zbieram też pieniążki (wcześniej zbierałam podpisy pod Petycją Jubileusz 2000). Usłyszałam wreszcie uwagę, że powinnam urodzić sobie własne dziecko.
Nie było to zbyt zachęcające, ale zupełnie mnie nie zdziwiło. Moja decyzja była oparta na silnych podstawach, reakcje otoczenia nauczyły mnie tylko trzymać język za zębami i robić swoje. Żeby to nie wyglądało tak ponuro, muszę wspomnieć, że były też nieliczne reakcje pozytywne. Niestety, jak do tej pory nie udało mi się nikogo zachęcić do współpracy. Ostatnio jednak jedna z koleżanek, która wygrała w telewizji większą kwotę, gdy usłyszała o Adopcji Serca, poprosiła o adres i informację. Wyraziła dość zdecydowaną chęć przystąpienia do programu. W końcu się na to zdecydowała.
Adopcja Serca daje mi świadomość udziału w czymś wspaniałym, choć w bardzo małym stopniu. Uczestniczę w życiu dziecka, które choć jest tak daleko ode mnie, jest dla mnie kimś bliskim przez świadomość, że łączy nas szczególna więź. Wysłałam kilka listów i zdjęć dla dziecka, dostałam dwa listy od jego babci-opiekunki. Często myślę o tym, że gdzieś tam jest ktoś, dla kogo jestem kimś ważnym (mam nadzieję), kto czeka na mój list czy zdjęcie. To daje mi poczucie sensu życia i pracy. Miła jest także świadomość, że dzięki mojemu udziałowi w programie choć jedno dziecko ma szansę na życie i lepszą przyszłość. Najważniejsze dla mnie w Adopcji Serca jest otwarcie na potrzeby ludzi, możliwość pomocy najuboższym, danie im szansy na rozwój oraz poczucie jedności Kościoła mimo dzielących nas odległości i różnic.
Myślałam o rozszerzeniu swojego udziału w Adopcji Serca o jeszcze jedno dziecko. Musiałam jednak z tego zrezygnować. Nasza współpraca przy wspieraniu Oktawiana, mojego synka z Rwandy, będzie trwała jeszcze dobrych kilkanaście lat i na tym muszę się skoncentrować!
Bardzo bym chciała zainteresować Adopcją Serca inne osoby. Chciałabym im powiedzieć, że warto się w to zaangażować, że mam pełne zaufanie do osób, które są moim przedłużeniem na dalszych etapach programu, że nie mam żadnych wątpliwości, że pieniądze docierają do celu.
Widziałam kiedyś w TV film o Adopcji Serca. Zrobił na mnie duże wrażenie. Chociaż nie widziałam w nim swojego dziecka, byłam bardzo wzruszona, podobnie jak większość z jego bohaterów. Myślę, że wzruszonych było dużo osób zgromadzonych przed telewizorami. Powinno być więcej takich reportaży i to w wielu mediach.
Jeżeli chodzi o Ruch Maitri jako organizatora programu, to jestem bardzo zadowolona ze współpracy i nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie: bardzo Was wszystkich podziwiam za poświęcenie i pracę w tak trudnych warunkach. Chciałabym zwrócić się do innych uczestników, aby nie zaniedbywali swoich obowiązków i wpłat na rzecz dzieci. Niesolidnym ofiarodawcom chcę powiedzieć: Bądźcie odpowiedzialni i konsekwentni w raz podjętej decyzji! Chciałabym, aby osoby, które rozważają możliwość podjęcia współpracy, dobrze się nad tym zastanowiły i podjęły dojrzałą decyzję, albo zrezygnowały z programu i wspierały go tylko w doraźnych potrzebach, żeby niepotrzebnie nie robić komuś nadziei.
Dziękuję Ruchowi Maitri za pomysł i zorganizowanie Adopcji Serca, za przesłane informacje i gazetki My a Trzeci Świat. Najbardziej jestem zadowolona z artykułów mówiących o życiu w Afryce, o mentalności jej mieszkańców, ich kulturze, wierzeniach, mitach, zwyczajach. Dużo mniej uwagi poświęcam informacjom gospodarczym i politycznym. Ważne są dla mnie relacje ze spotkań Ruchu, rekolekcji, rozważanie słów Ojca Świętego. Raz uczestniczyłam w dwudniowych rekolekcjach Ruchu Maitri we Wrocławiu. Było to dla mnie bardzo mobilizujące i budujące. Brakuje mi takich spotkań. Czasami jest tak, że dostaję informacje o spotkaniu w innym mieście, ale niestety nie miałam możliwości wzięcia w nim udziału.
Organizatorom programu, a szczególnie osobom zajmującym się jego prowadzeniem w Afryce, bardzo chcę podziękować, że dajecie nam szansę współuczestnictwa w tym dziele, że jesteście gotowi do współpracy mimo swoich rozlicznych obowiązków, że się Wam chce coś zrobić dla drugiego człowieka.


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]