Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (68), Czerwiec 2003

GORZKI SMAK SŁODYCZY

Gdy przy najbliższej okazji będziesz wsypywać cukier do swojej kawy, pomyśl o Andre Prevot, Haitańczyku. Napotkany przypadkowo mężczyzna obiecał mu dobrą pracę w sąsiedniej Republice Dominikany. Lecz, podobnie jak w przypadku opisanych już w poprzednich numerach gazetki historii azjatyckich, była to tylko przynęta. - „Ten człowiek zabrał mnie za granicę i sprzedał dominikańskim żołnierzom za 8 dolarów” - mówi Prevot. Znajdując się w ich areszcie, przecierpiał on to samo, co tysiące jego rodaków - zostali oni siłą zmuszeni do pracy przy ścinaniu trzciny cukrowej przez 6-7 miesięcy, od grudnia do czerwca, za minimalne wynagrodzenie lub bezpłatnie.
Choć wielu Haitańczyków chętnie pracuje na plantacjach trzciny cukrowej Dominikany (Haiti jest jednym z najbiedniejszych krajów półkuli zachodniej), w czasie żniw liczba chętnych spada. Państwowa Rada ds. Cukru, znana jako CEA, stara się zapełnić tą lukę przez system, który narusza prawie każdy międzynarodowy kodeks pracy, sprzeciwiający się pracy przymusowej. Choć zamieszki polityczne na Haiti położyły kres rekrutacji transgranicznej, czarnoskórzy wciąż brani są w niewolę.
Przed zamachem stanu przeciwko prezydentowi Aristido w r. 1991, Haitańczycy byli dostarczani na granicę przez tzw. naganiaczy, opłacanych przez CEA i sprzedawani uzbrojonym żołnierzom dominikańskim, którzy płacili „od głowy”. Podczas zamachu stanu granice były zamknięte, Haiti było zmilitaryzowane i skończyło się transgraniczne werbowanie pracowników. Jednak napływ do Republiki Dominikany 30 tys. przerażonych Haitańczyków wystarczył, aby plantacje trzciny cukrowej zapełniły się żniwiarzami.
Obecnie, gdy pojawia się brak siły roboczej związany z okresem żniw, trwa również se epok chas la - sezon otwartych polowań na wszystkich Haitańczyków zamieszkałych w Dominikanie. Armia dominikańska przemierza kraj, wyrzuca Haitańczyków z autobusów, aresztuje ich w domach lub w pracy i zawozi na plantacje trzciny. Działacze broniący praw człowieka mówią: „Każdy Haitańczyk znajdujący się na ulicy może zostać aresztowany i wysłany do obozu”. 24-letni Marc Pierre przeszedł przez granicę Dominikany w celu zrobienia tam codziennych zakupów. Został aresztowany przez żołnierza i uwięziony. Opowiada: „Gdy powiedziałem mu, że nie chcę ścinać trzciny, uderzył mnie karabinem.”
Do czasu zebrania odpowiedniej ilości więźniów są oni przetrzymywani w zatłoczonych i potwornie brudnych barakach na posterunku wojskowym. Następnie otwartymi ciężarówkami są przewożeni do obozów leżących na skraju plantacji. Ich rzeczy zostają skonfiskowane, a w zamian otrzymują maczety. Aby otrzymać jedzenie, muszą pracować. Nie mogą opuścić plantacji. Jeśli spróbowaliby uciec, grozi im pobicie.
Warunki w obozach są tragiczne. Czterech lub sześciu Haitańczyków dzieli jeden mały i ciemny pokój. Śpią na betonowej podłodze, czasem na kartonach, lub - jeśli mają szczęście - na cienkich matach z pianki. Nie ma bieżącej wody i jakichkolwiek urządzeń do gotowania. Latryny są nieliczne. Energia elektryczna i woda ze studni dostępne są tylko w niektórych z 400 istniejących w Dominikanie tego typu obozów.
O 5 rano uzbrojeni strażnicy przychodzą po ścinaczy, waląc w drzwi kolbami karabinów. Mężczyźni są zabierani na pola, gdzie pracują 12-14 godzin dziennie. Cały czas potwornie pali słońce. Ostre liście trzciny ranią skórę, do jedzenia dostają suszone ryby i ryż, a picie soku z trzciny jest zabronione.
Choć Haitańczycy pracują odpłatnie - 2 dolary za tonę - ta żałosna suma znika zupełnie w systemie, którego zadaniem jest ograbienie najsłabszych. Dobrze pracujący mężczyzna może ściąć dziennie 1,5 tony trzciny, teoretycznie zarabiając 60-70 dolarów (240-280 zł) miesięcznie. Jednak najpierw musi dać łapówkę ważącym trzcinę, by była zważona zaraz po ścięciu - jeśli dzień lub dwa poleży na słońcu, straci na wadze. Poza tym mężczyźni opłacani są kuponami, z których w miejscowym sklepie potrąca się 20% wartości. Dobrze wykwalifikowanym, silnym pracownikom zostaje 15 dolarów (60 zł) na miesiąc. Przeciętny mężczyzna z trudem zarabia tyle, by starczyło mu na przeżycie, bez możliwości posłania czegokolwiek swej rodzinie.
W latach 50-tych wspierana przez rząd instytucja pracy przymusowej została sformalizowana przez podpisanie kontraktu między Haitańskim dyktatorem „Papa Doc” Duvalierem i rządem Republiki Dominikany. Duvalier sprzedał haitańskich robotników po 60 dolarów „od głowy”. Aristide publicznie spalił i zakopał ten kontrakt. Jego nowa polityka, towarzysząca dziesięcioletniej kampanii międzynarodowych grup obrony praw człowieka, doprowadziła do pewnej poprawy.
W odpowiedzi na zewnętrzną presję polityczną rząd Dominikany zaczął np. rozsyłać inspektorów, którzy sprawdzali warunki życia w obozach, a także dofinansowywała kontrakty z pracownikami. Choć zdarzyło się, że niektórzy strażnicy na plantacjach zostali ukarani za złe traktowanie pracowników, jednak grupy zajmujące się prawami człowieka nie zauważyły dotąd żadnych znaczących zmian.
Powstawały również programy „normalizujące” kwestię statusu imigranta dla Haitańczyków przez rejestrowanie pracowników w departamencie imigracji. Dominikana udzielała wówczas statusu tymczasowego mieszkańca. Dominikana twierdzi, że zarejestrowano 50 tysięcy Haitańczyków. Lecz Patrick Gavigan z Narodowej Koalicji Praw Haitańczyków w Nowym Jorku uważa to za zabieg kosmetyczny. Haitańczycy nadal nie mogą poruszać się po kraju bez obawy, że zostaną aresztowani, zmuszeni do ścinania trzciny czy deportowani. Nadal są zmuszani do pozostania na plantacjach. Z drugiej strony efekt przyniósł nacisk na zniesienie pracy dzieci, co jest największym sukcesem przeprowadzonych reform.
W r. 1991 przedstawiciele handlowi USA wsparli reformy, szczególnie dotyczące oszukańczych praktyk rekrutacji pracowników. Lecz zamiast zwiększyć restrykcje importowe dla cukru, administracja Busha przyjęła dominikańskie obietnice poprawy warunków. Według Gavigana, który wrócił z podróży, której celem była kontrola sytuacji, taka polityka jest błędem. Według niego nawet teraz, gdy właściciele plantacji potrzebują do żniw nowej siły roboczej, rozpoczyna się polowanie na Czarnych.



[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]