Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 1 (65), styczeń-luty 2003

ROK PO OBALENIU TALIBÓW

W rok po usunięciu reżimu talibów życie w Afganistanie zaczęło powoli wracać do normy, o ile normą można nazwać zburzone budynki po bombardowaniach i nędzę ludzi. W każdym razie jest już bezpiecznie, przynajmniej dla cudzoziemców.
Amerykańscy żołnierze starają się neutralizować konflikty etniczne poprzez stworzenie narodowej armii afgańskiej, złożonej z przedstawicieli różnych rodów. Za oszczerstwa skierowane przeciw wrogim grupom obowiązuje kara pięćdziesięciu pompek. Tworzenie armii nie jest jednak proste. Siły Sojuszu Północnego, wspierane przez Amerykanów, o których tyle dobrego mówiły i pisały media polskie i zagraniczne, wcale nie zostały przez wszystkich jednoznacznie ocenione. Zarzuca im się brutalność i dominację nad kobietami.
Podobnie nie jest prosta odbudowa systemu edukacji. Z 2% za rządów talibów do 30% obecnie wzrósł odsetek dziewcząt uczących się w szkołach. Kobietom wolno odsłaniać twarz (choć wiele z nich nie zdecydowało się na to ze względu na tradycję), a przede wszystkim łatwiej jest im znaleźć dobrze płatną i odpowiedzialną pracę. Warunkiem jest zwykle umiejętność czytania i pisania, a analfabetyzm wśród kobiet wynosi aż 94,4%; jednak za talibów nawet te 6% „wykształconych” Afganek było w poważnych kłopotach.
Wielkim zadaniem jest też uzdrowienie rolnictwa. Od r. 1978 Afganistan zmienił się z kraju niemalże samowystarczalnego w importera owoców, warzyw i zboża. Powoli sytuacja się zmienia, lecz aby ten jeden z najbiedniejszych krajów świata mógł eksportować większe ilości własnych wyrobów, potrzeba naprawy dróg i mostów. Wychodzeniu państwa z kryzysu nie sprzyja niestabilna sytuacja polityczna. We wrześniu wysypane zostały plony magazynowane w Dżalalabadzie i Ghazni. Najprawdopodobniej sprawcami byli zwolennicy reżimu talibów.
Największym jednak problemem pozostaje handel niewolnikami, sprzedawanymi do Pakistanu jako tania siła robocza oraz do domów publicznych. Spraw stała się głośna w związku z interwencją koalicji antyterrorystycznej w Afganistanie. Oczy całego świata zwróciły się na ten ubogi kraj i jego sąsiada - największego sojusznika USA w regionie.
W ciągu dwudziestu lat wojen wielu Afgańczyków wyemigrowało do Pakistanu. Często pracują w cegielniach, jako kierowcy, kucharze czy stróże nocni za mniej niż 3 dolary dziennie. Swoje dzieci wysyłają zaś do wytwórni dywanów, których produkcja wymaga małych palców. Uchodźcy przystają na tak niską płacę, gdyż alternatywą jest brak jakiejkolwiek pracy.
Prawo pakistańskie nie jest egzekwowane, a nawet gdyby było, państwo miałoby problemy z ochroną Afgańczyków, z których wielu nie ma dokumentów. Ceny młodych niewolnic (14-18 lat) wahają się wokół 2500 dolarów (ale równie dobrze mogą wynieść 100, a nawet 80 dolarów - wszystko zależy od sił rynkowych popytu i podaży, jak brutalnie powiedzieliby handlarze żywym towarem. Dziewczynki są przy sprzedaży traktowane jak zwierzęta: są oglądane, sprawdza się stan ich uzębienia. Zdarzają się nawet pięcioletnie dzieci. Trzymane są na przykład w ogrodzeniach, żeby nie uciekły. Mało która dożyje trzydziestego roku życia.
Raz dziennie mali niewolnicy dostają pożywienie i wodę, którą muszą się umyć, by zwiększyć szanse swego właściciela na zrobienie dobrego interesu. Pewien bankier pracujący w Peszawarze zwierzył się amerykańskiej gazecie, że sam chętnie by nabył jedną dziewczynkę. Powstrzymuje go tylko sprzeciw żony. Rodzice niewolników traktują proceder jako pracę swych pociech, dzięki której całej rodzinie będzie się żyło lepiej. Ogarnia ich niepokój dopiero wtedy, gdy pieniądze przestają napływać. Oznacza to, że ich dzieci - jeśli jeszcze żyją - będą już zawsze pracować przymusowo i prawdopodobnie już nigdy ich nie ujrzą.
Dziennikarz tej gazety wyjaśnia, że młodzi chłopcy są szczególnie cenieni - ze względu na niską wagę - jako dżokeje w wyścigach wielbłądów. Są sprzedawani szejkom ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Podobno także ich wysoki głos sprawia, że zwierzęta biegną szybciej. Dziennikarz ten spotkał również człowieka, którzy zajmuje się handlem dziećmi od dwudziestu lat, choć wygląda na osobę głęboko wierzącą. Wskazuje na to jego nakrycie głowy, odpowiednio przystrzyżone broda, a nawet posiadanie przy sobie (podczas - powiedzielibyśmy - giełdy ludzi) muzułmańskiego różańca. Zdobył on na tym interesie niemałą fortunę. Nas może to bulwersować, w Pakistanie wydaje się być na porządku dziennym.
Jeśli nie chcemy ulec europocentryzmowi, musimy jednak wziąć pod uwagę czynniki kulturowe i religijne. Nie wolno usprawiedliwiać niewolnictwa, ale nie należy też oskarżać tych, którzy na nie przyzwalają, zanim nie postaramy się pojąć ich mentalność. Islam bowiem nie potępia jednoznacznie niewolnictwa. Chociaż niewolnictwo zmieniło radykalnie swoją formę, stosunek do niego - na przykład w Pakistanie - niewiele się zmienił.
Dziwimy się temu i oburzamy, ale pamiętajmy, że wierzący muzułmanie dziwią się chrześcijanom, że np. nie mają zakazu spożywania alkoholu. Jest to problem innej rangi, ponieważ alkoholik dobrowolnie szkodzi swemu zdrowiu, a niewolnik nie ma żadnego wpływu na swoją sytuację. Gdy się jednak głębiej zastanowimy, alkoholizm jest przyczyną równie wielu dramatów, jak niewolnictwo - jest odpowiedzialny za rozpad rodzin, przemoc fizyczną i psychiczną, różnego rodzaju przestępstwa, krzywdzenie własnych dzieci...
Rozwiązanie problemu niewolnictwa może przynieść tylko bardziej stanowcze egzekwowanie prawa w krajach takich jak Pakistan, nacisk organizacji międzynarodowych, a przede wszystkim dialog międzykulturowy. Presja ze strony opinii publicznej ma - wbrew pozorom - ogromne znaczenie. To przecież dzięki niej nie ukamienowano Nigeryjki podejrzanej o cudzołóstwo. Miejmy nadzieję, że w obecnym stuleciu problem niewolnictwa na świecie zniknie na zawsze.

Na podstawie źródeł zagranicznych
opracował Konrad Czernichowski


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]