Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z  Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 2 (56), marzec 2002

MÓDLCIE SIĘ O POKÓJ BOŻY


Zagłodzone dziecko - marazm
Świadectwo siostry Marianny Oszczędy - misjonarki ze zgromadzenia Sióstr Służek N.M.P. Niepokalanej, która po raz drugi powróciła do Rwandy.

Pracę misyjną w Rwandzie rozpoczęłam w roku 1980. Pracowałam l0 lat. Zajmowałam się dziećmi i dorosłymi, cierpiącymi na chorobę głodową. Najpierw pracowałam w Ośrodku Dożywiania w Ruramba, potem w Karama. Przez dwa lata zajmowałam się ubogimi w Cyangugu. Największym cierpieniem było dla mnie codzienne stykanie się z ludźmi głodującymi. Wielkie wrażenie robiły na mnie dzieci, które wyglądały jak szkielety lub były opuchnięte z głodu. Po 10 latach wróciłam do Polski, gdzie pracowałam w różnych placówkach Zgromadzenia przez następne 8 lat. Jednak misje nie dawały mi spokoju. Pragnęłam powrócić. W r. 1999 Bóg dał mi tę możliwość. Jestem na placówce misyjnej w Cyangugu.
Pragnę podzielić się moimi spostrzeżeniami i wrażeniami z nowego odkrywania Rwandy po 8 latach nieobecności na misjach.
Jakże piękny ukazał mi się ten kraj, za którym tęskniłam! Jednocześnie bałam się go nieco z powodu wydarzeń w niedalekiej przeszłości i tego, co się w dalszym ciągu dzieje. Patrzę na ten „Kraj Tysiąca Wzgórz”, słucham śpiewu ptaków, szumu wody w strumykach, patrzę i podziwiam kwitnące krzewy, soczystą, świeżą zieleń (jest bowiem czas pory deszczowej). Patrząc na piękno Rwandyjskiej przyrody, trudno uwierzyć, że w tak pięknym kraju kryje się tyle ludzkiej biedy. Gdy idę odwiedzać ludzi, jeszcze teraz spotykam podziurawione dachy, rozwalone, porosłe trawą domy. Ludzie opowiadają mi, ile przeżyli strachu, a ja ten strach spostrzegam jeszcze w ich oczach i w ich drżącym głosie.

Ruina.
Kiedyś, idąc w odwiedziny, spotkałam przy drodze człowieka. Wyglądał bardzo biednie. Podeszłam, aby z nim porozmawiać. Miał na imię Ananiasz. Zapytałam, co u niego słychać. Opowiedział mi smutną historię swego pobytu w więzieniu. Przesiedział tam 4 lata. Przymierał głodem, przebył wiele chorób. Stracił wtedy wszystko - rodzinę, dom, zdrowie. Teraz okazało się, że jest niewinny. Wypuszczono go bez odszkodowania i bez słowa „przepraszam”. Ananiasz jednak nie oczekiwał tego. Cieszył się, że żyje i uważał to za wielki dar. Ponadto doszedł do wniosku, że tam, w więzieniu, doświadczył głębokiej odnowy duchowej. Powiedział: „Czuję, że choć w maleńkiej części jednoczę się z cierpieniem Jezusa, który był niewinnie skazany. Wierzę, że On też udzielił mi łaskę umiejętności przebaczenia. Początkowo nie umiałem przebaczać. Trzeba było tych 4 lat, aby łaska Pana dotarła do mnie. Zmartwychwstałem. Teraz czuję, że przez to przebaczenie staję się zdolny kochać także tych, którzy mnie skrzywdzili”.
Gdy pożegnałam się z Ananiaszem, pomyślałam sobie: jakiegoż uwolnienia doznaje człowiek przez przebaczenie. Byłam podniesiona na duchu. Zdaję sobie sprawę, jak wielką ludzie mają potrzebę wypowiedzenia się, dlatego staram się ich słuchać. Odwiedzam więźniów. Zanosimy im żywność, broszurki religijne, Pismo św., różańce. Podziwiam tutejsze kobiety, które noszą na głowach kosze albo wiadra z żywnością. To prawda, że są umęczone, ale jakże się cieszą, że w ogóle pozwolono im podać tę żywność swoim bliskim. Kiedy wracam z więzienia lub z odwiedzin ludzi w ich domach, wówczas myślę sobie: Piękna jesteś, Rwando, ale jak bardzo cierpisz. Zastanawiam się czasem, dlaczego tęskniłam za tym krajem pomimo tylu niebezpieczeństw i trudności. Dlaczego w Kongo, gdzie misjonarze są napadani, rabowani, gdzie grozi im śmierć (naszym siostrom również), wciąż trwają? Dlaczego nie chcą opuścić tej czy tamtej placówki? Myślę, że tak jak Apostołowie, pomimo że byli prześladowani, wciąż głosili Jezusa Zmartwychwstałego, bo nie mogli nie głosić.
My też nie możemy nie głosić. W naszym życiu doświadczamy Jego miłości i czujemy się posłani, aby głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu - słowem, czynem i całym życiem. Po Wielkim Piątku przychodzi radosny poranek Wielkanocny. Kościoły w Rwandzie są znowu przepełnione ludźmi. Oni modlą się bardziej, niż przed wojną. Bolesne doświadczenia pogłębiają ich wiarę. Widzi się, że kobiety biorą tutaj życie w swoje ręce. Jak bardzo potrzebny jest nam pokój! Módlcie się, byśmy wszyscy przyjęli pokój Boży.


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
[Strona główna]      [Napisz do nas]