Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (46), listopad-grudzień 2000

COŚ NIEWYOBRAŻALNIE PIĘKNEGO

      O korespondencji z sierotami, którym pomagamy w ramach Adopcji Serca, mówi s. Alicja Aleksandrowicz ze zgromadzenia Sióstr od Aniołów, pracująca w Kongo Dem. w parafii Rutshuru, która 12 lipca 2000 odwiedziła gdański ośrodek Ruchu Maitri.

      Wojciech Zięba: Dlaczego dzieci piszą tak mało listów do "rodziców" w Polsce?

      S. Alicja: Nie ma tu zwyczaju pisania listów, zwłaszcza do kogoś nieznanego. Dzieci widzą i czują czyjąś dobrą rękę, więc myślą, że mają po prostu podziękować. Pierwszy list jest najtrudniejszy. Nie wiedzą, co pisać, nie mając wyobrażenia o świecie swego opiekuna. Trudno im opisywać szczegóły ze swego życia - wydają im się mało interesujące. Nie mają doświadczenia dzielenia się prostymi zdarzeniami, nie potrafią opowiadać, co i jak przeżyły, jak pracują. Dla nich ten rodzaj komunikacji jest trudny. Ale chcą pisać.
      Widziałam, że większość dzieci pisała o wynikach nauki. Tam oceny wystawia się w procentach. Jeśli ktoś ma 60%, jest szczęoliwy, bo to jest bardzo dobra nota. Niektóre pisały, ile mają rodzeństwa. Sądzą, że to wystarczy. W trakcie korespondencji zapewne jej treść będzie się rozwijać, gdy lepiej poznają osobę, do której piszą i dostaną odpowiedź. Niektóre z naszych dzieci piszą już trzeci raz. Piszą więcej, bo mają odpowiedź. W miarę wymiany korespondencji będzie ona bardziej przyjacielska. Dobrze będzie, jeśli rodzice też napiszą coś o sobie, jak żyją, jaka jest Polska.

      W.Z.: Jak dzieci odbierają nasze listy?

      S. Alicja: Ogromnie się cieszą! Chwalą się koleżankom i kolegom, mówią, skąd list przyszedł i od kogo, że daleko w Polsce mają swych rodziców adopcyjnych. Nawet się interesują, gdzie jest Polska, aby pokazać innym dzieciom. Dla nich jest to ogromna radość, że ktoś tak daleko mieszkający wie, że oni żyją, że istnieje taki np. Musubao, któremu pomaga, że chce do niego napisać, że się nim interesuje, towarzyszy mu w jego życiu... To jest dla nich coś niewyobrażalnie pięknego i pobudza ich później do pisania listów. Jest to dla nich ogromnie ważne. Przez to są i czują się dowartościowane. Chyba czują się kochane, skoro piszą: "Mój drogi rodzicu".

      W.Z.: Czego dzieci oczekują od listów?

S. Alicja: Dobrze jest opisać coś z życia i z kraju, nawet jak jest po polsku "dziękuję" czy "do widzenia". Niektóre listy, choć przywiozłam je dopiero teraz, miały być na Wielkanoc, są więc w nich życzenia wielkanocne. Dzieci napisały je też w swym języku, po suahili. Dobrze będzie trochę  przybliżyć im Polskę. Interesuje ich, jakie są u nas pory roku, jak wygląda śnieg, czy zima była w tym roku ciężka - rzeczy, których one nie znają.
      Jeśli rodzice adopcyjni wyślą swe zdjęcie, dziecko przyklei je w swym domku i będzie na nie patrzyć. To może pomóc dzieciom w zbliżeniu. Zdjęcie ma dla nich ogromną wartość, zwłaszcza zdjęcie bliskiej osoby.
      W korespondencji jest dużo listów od małych dzieci. Nie umieją pisać, mogą tylko komuś dyktować list. Są to nieporadne myśli. Im ciężko jest formułować i wyrażać swoje przeżycia. Ich listy są krótkie. one nie są tak wylewne, jak dzieci polskie. Rodzice z nimi nie rozmawiają tak, jak w Polsce, nie wypytują, czym żyją, aż tak bardzo się nimi nie interesują. Dziecko ma swój świat i życie - żyje z dziećmi. Umie wymieniać wrażenia czy marzenia tylko z rówieśnikami.
      Najmłodsi często rysują kwiatek. Uważają to za najpiękniejsze przesłanie. Zwykle rysunki są nieporadne, wyskrobane ołówkiem, ale myślę, że dla odbiorcy mają wartość. Niestety, dzieci nie mają kredek, by rozwijać talent do rysowania. Na pewno łatwiejsza jest korespondencja ze starszymi dziećmi, zwłaszcza ze szkoły średniej - mogą napisać więcej. Zresztą z czasem korespondencja może się rozwinąć. Najpierw podziękowanie, może tylko życzenia na święta, potem wzajemne poznawanie się, pisanie o sobie i swoim życiu. Na to uwrażliwiamy opiekunów i dzieci.
      Gdy raz w miesiącu rozdajemy dary, zawsze najpierw gromadzimy się w kościele. odpowiedzialny omawia fragment Pisma św. z zastosowaniem do życia. Później omawiane są inne sprawy, jak np. opieka nad dziećmi. Dużo mówimy, że opiekunowie powinni traktować te dzieci jak swoje. Wciąż przypominamy o listach do Polski, aby dzieci umiały dialogować z innymi też przez listy. Trzeba ich tego uczyć. Tyle mówiłyśmy o listach, że w końcu uznali, iż je na nich wymuszamy. Mówiłyśmy jednak, że to nie jest obowiązek, by pisały te dzieci, które chcą, żeby to wypływało z ich serca. Odzew jest coraz większy - przywiozłam już sporo listów.

      W.Z.: A czy nie można pomóc dzieciom napisać list w ramach zajęć szkolnych?

      S. Alicja: Dyrektorzy szkół czy odpowiedzialni są bardzo chętni. Zgłaszają się dzieci, które nie umieją pisać. Nawet myślałyśmy, by dla ułatwienia ułożyć pytania pomocnicze, zwłaszcza do pierwszego listu. Często listy powstają przy pomocy naszych współpracowników. I tak później tłumaczą je na francuski. Można pomóc dzieciom na lekcji religii. Można powiedzieć dyrektorowi, wtedy pomogą też inni nauczyciele. Spróbujemy. Myślę, że każdy rodzic oczekuje takiego listu.

      W.Z.: Niektórzy z ofiarodawców upominają się, że dziecko napisało na przykład rok czy dwa lata temu i się nie odzywa. Pytają, czy dziecko żyje, czy pieniądze docierają?

      S. Alicja: Niektóre dzieci piszą podziękowania, co za te pieniądze dostały. Wiem, że dwójka dzieci pisze dość często. Jak jest jakaś okazja, zawsze napiszą. Jedno z nich jest w szkole średniej, umie samo pisać, a ponieważ ma odpowiedzi, nie traci żadnej okazji.

      W.Z.: Ale nie wszystkie dzieci piszą... Tymczasem większość rodziców tego pragnie, a niektórzy wręcz się domagają.

      S. Alicja: Proszę napisać, kto, wtedy powiemy dziecku, by koniecznie napisało. Często dzieci trudno przymusić. Ale jak już znają osobę, wiedzą do kogo piszą... Może oczekują pierwszego listu z Polski? Odpowiedzieć jest łatwiej. Wiedziałyby, że ich list jest oczekiwany. Niech więc piszą rodzice. Nie przychodzi do nas wiele korespondencji. Skąd więc takie wymagania, skoro dzieci nie dostają listów? Mogą się zniechęcić, gdy nie ma odpowiedzi. Po co pisać drugi raz? Może listy nie docierają, albo po prostu ktoś nie chce pisać? Czekamy na listy z Polski.

Drodzy Rodzice z Adopcji Serca

      A czy Wasze dziecko dostało list na święta? Czy nie patrzy z zazdrością na inne dzieci, które cieszą się swoją korespondencją?


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]
[Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]