Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 6 (35), wrzesień 1999

NIEZATARTE WSPOMNIENIA

      Swoim wrażeniami z pierwszej w życiu pielgrzymkowej akcji informacyjnej Ruchu Maitri dzieli się z nami Josef Kuchyňa z Republiki Czeskiej. Tłumaczył Wojciech Zięba.

      O tym, że w Polsce co roku odbywają się piesze pielgrzymki do Częstochowskiej Maryi, wiedziałem od dawna. Słyszałem i o tym, że niektórzy maitrowcy organizują na tych pielgrzymkach prelekcje o pomocy ubogim w Trzecim Świecie. Nie potrafiłem sobie jednak tego zbyt dobrze wyobrazić, ponieważ w Republice Czeskiej z czymś takim się nie spotkacie. Pomimo to (a może właśnie dlatego) z radością przyjąłem zaproszenie Wojtka Zięby do uczestnictwa w tych pielgrzymkach i pomocy w akcji informacyjnej.
      Dwa tygodnie na pielgrzymkach przez Polskę do Czarnej Madonny silnie na mnie podziałały: sam fakt pieszego pielgrzymowania przez setki kilometrów w zorganizowanej grupie liczącej 100-300 osób z określonym programem duchowym, przyjmowanie pielgrzymów przez miejscowych ludzi w parafiach, przez które pielgrzymka przechodziła, braterska atmosfera wśród uczestników pielgrzymki, tworzenie się wspólnoty między świeckimi, kapłanami i organizatorami uczestniczącymi w pielgrzymce, śpiew Godzinek, które są w Czechach nieznane - wszystko to pozostawiło we mnie niezatarte wspomnienia.
      Nasza (a ściślej mówiąc - Wojtka) działalność informacyjna spotykała się z różnym przyjęciem: od stosunkowo dużego zainteresowania i hojności okazywanej rwandyjskim sierotom, dla których organizowaliśmy zbiórkę, przez niemal całkowitą obojętność aż do przejawów podejrzliwości, odrzucenia i słownych napaści.
      Zwykły schemat naszej pracy wyglądał następująco: na postoju albo w czasie marszu przyłączamy się do grupy pielgrzymkowej. Wojtek prosi jej kierownika o zgodę na prelekcję i zbiórkę ofiar (przy czym legitymuje się pisemnym zezwoleniem właściwego biskupa i kierownika pielgrzymki). Ja ze znakiem Maitri ustawiam się na czele obok krzyża i znaku grupy. Wojtek w odpowiednim czasie podchodzi do mikrofonu i w czasie marszu opowiada o powstaniu i działalności Ruchu Maitri, o sytuacji w Rwandzie i o pomocy, jaką Ruch Maitri za pośrednictwem polskich misjonarzy organizuje dla sierot i innych ofiar wojny w Rwandzie. Opowiada też o problemie zadłużenia krajów Trzeciego Świata i o Petycji Jubileusz 2000, zachęcając też do modlitwy w intencji omawianych problemów. Po skończeniu niemal godzinnej prelekcji powoli przechodzimy wzdłuż maszerującej grupy, rozdając materiały informacyjne i prosząc o ofiary dla głodujących dzieci Rwandy. Potem przez chwilę idziemy na końcu grupy i rozmawiamy z tymi, których prelekcja zainteresowała i proszą o więcej informacji albo zgłaszają chęć współpracy. Jeśli kończymy na postoju, zbieramy podpisy pod Petycją. Jeśli nie, podjeżdżamy stopem do innej grupy.
      Choć w ten sposób od czasu do czasu przejedziemy się samochodem, przejdziemy tyle samo drogi (albo i więcej, gdyż często się cofamy), co pozostali pielgrzymi. Zazdroszczę im spokojnego, regularnego marszu: 1-2 godziny drogi, odpoczynek od 30 min. do dwóch godzin i znów następny odcinek drogi - aż do miejsca noclegu. Zwykli pielgrzymi mają i inne "korzyści": mają swoje określone miejsce w grupie, gdzie mają swych bliskich i znajomych, a w czasie pielgrzymki nawiązują nowe znajomości i przyjaźnie. My natomiast przyłączamy się na część drogi do grupy, w której zazwyczaj nikogo nie znamy i nigdy z góry nie wiemy, jak będziemy przyjęci. Niekiedy musimy przełknąć gorzką pigułkę odrzucenia i oskarżenia o nieczyste intencje. Wtedy przypominam sobie podobne sytuacje z życia patrona naszego Ruchu, św. Franciszka z Asyżu.
      Jednego dnia wyjeżdżamy (wyjątkowo autobusem) na przeciw kilku grupom idącym inną trasą niż ta, na której dotąd działaliśmy. Czekamy na nie przy szosie na skraju jakiejś wsi. Dochodzi jedna z grup, a my dołączamy się idąc za nią. Ponieważ za chwilę ma nastąpić południowy postój, czekamy, aż grupa dojdzie na miejsce, aby Wojtek mógł umówić się z przewodnikiem. Jeszcze przed postojem słyszymy z głośników ostrzeżenie, że bez pozwolenia kierownictwa do grupy dołączyli się dwaj nieznani goście z Maitri, którzy zapewne będą chcieli zbierać pieniądze.
      Działa to na mnie, jak lodowaty prysznic. Wojtek na postoju stara się porozumieć z kierownikiem grupy. Czekamy ok. dwóch godzin. Pogoda akurat pielgrzymom niezbyt sprzyja. Kropi deszcz, czasami dość silnie leje. Kiedy grupa w końcu szykuje się do odejścia, Wojtek idzie znów do kierownika grupy, gdzie dowiaduje się, że słowo nie zostanie mu udzielone. Nie pozostaje nam nic innego, jak samodzielnie wrócić z niczym na miejsce naszego noclegu. Tego dnia żadnej prelekcji nie przeprowadziliśmy, za to mieliśmy okazję poćwiczyć się we franciszkańskiej pokorze (na marginesie - tej lekcji udzieliła nam franciszkańska grupa pielgrzymkowa).
      Następnego dnia czeka nas jeszcze jedno podobne przyjęcie. A ponieważ zbliżamy się do celu naszej pielgrzymki, nie mamy już więcej okazji do prelekcji. W ten sposób, niezbyt chwalebnie i bez fanfar, kończy się nasza działalność informacyjna na pielgrzymce do Częstochowy, w czasie której mieliśmy okazję przemówić do 22 grup, czyli ok. 4 tys. ludzi (głównie młodzieży) z Pielgrzymki Gdańskiej, Gdyńskiej, Kaszubskiej, Toruńskiej i Pelplińskiej. Pomimo to przychodzimy do Czarnej Madonny pełni radości i wdzięczności za 12-dniowe pielgrzymowanie, za wszystko, co mogliśmy w czasie tej pielgrzymki zrobić dla biednych w krajach Trzeciego Świata i za wszystkie drobne przeciwności i cierpienia, które mogliśmy za nich ofiarować.


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]