Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 10 (29), grudzień 1998

ZBYT ŁATWO UMIERAJĄ I ZADAJĄ ŚMIERĆ


Sudan - Boże Narodzenie.
Chartum, Boże Narodzenie 1998
      Drodzy Przyjaciele Misji
      Zbliżające się święta Bożego Narodzenia, ostatnie przed uroczystościami Jubileuszu 2000, wzbudzają w sercach modlitwę i tęsknotę za pokojem, wolnością, jednością, równością i miłością dla nas wszystkich.
      Do tych życzeń pragnę dołączyć modlitwy sudańskich dzieci:
      "Spraw, Boże, by wszystkie dzieci na świecie miały ojca i matkę, by ich ojciec miał pracę i żył bez strachu, że zaskoczony dostanie broń i rozkaz zabicia własnego brata, by ich matka mogła spać spokojnie bez troski, co da dzieciom do zjedzenia o wschodzie słońca."
      "Jezu, proszę Cię, byś się narodził jeszcze raz, ale inaczej, niż przed 2.000 lat. Albo nie, niech będzie tak samo, aby świat nie zapomniał o nas biednych."
      Może jeszcze zdążę spełnić obietnicę i przesłać z Sudanu dla naszych Przyjaciół tę garść wiadomości razem z życzeniami na Boże Narodzenie.
      Nie udało mi się do tej pory przygotować listy dzieci do Adopcji Serca. Zabrakło mi czasu, a nadmiar pracy związanej z sytuacją pozbawił mnie sił i zdrowia. Powoli zaczynam powracać do zdrowia.Pierwsze palące potrzeby w najbliższym kręgu sierot i półsierot zaspokoiłyśmy dzięki ofiarom, jakie otrzymałam podczas naszego wspólnego apelu do wiernych w kościele we Wrocławiu. Jestem za to bardzo wdzięczna.
      Z moim powrotem do Chartumu rozpoczęły się deszcze. Nawet te przewidziane pozostają zawsze wielką niespodzianką i przynoszą w naszych warunkach więcej szkody niż pożytku. Tutaj nikt nie jest przygotowany na deszcz. Zresztą przez wiele lat nie padało. Gliniane domy nasiąknięte wodą rozsypują się i zagrażają życiu. Drogi to rozrobiona glina i najlepszym środkiem lokomocji są własne nogi, bo nawet osioł nie chce wejść w to błoto. Chodziłyśmy do szkoły i pracy w różnych punktach katechetycznych w błocie i wodzie do kolan, starając się nie widzieć, co w tej wodzie pływa, bo drogi to przecież publiczne WC. Po powrocie do domu "uroczyste" szorowanie nóg i sandałów. Butów gumowych tutaj nikt nie ma. Znacznie rozszerzyły się różnego rodzaju choroby, przede wszystkim biegunki, tyfus, malaria, ameba, gardia, infekcje skóry, oczu itp. Zaczęła się rozprzestrzeniać cholera.
      Dopiero teraz zrozumiałam, jak strasznym przekleństwem są wyrażenia, w których używamy słowo "cholera". Gdyby ci, którym czasami "wyskakują" te słowa z ust, widzieli jednego chorego na cholerę, myślę, że na kolanach błagaliby Boga o przebaczenie i nigdy więcej by tych słów nie używali. Śmierć pochłania kilka osób z jednej rodziny w jednym czasie. W ciągu 12-24 godzin chory jest już na cmentarzu. Czasem udaje się kogoś uratować, gdy lekarstwo jest podane wcześnie. Nam udało się uratować jedną z dziewcząt w naszej szkole.
      Deszcze przyniosły obfitość wody. Ludzie wciąż pragną wody, dlatego korzystali z niej obficie, nie zawsze zwracając uwagę, jaka to była woda. Prawdę mówiąc wcale się im nie dziwię. Czasami, gdy jadę kilometrami do jednego z punktów katechetycznych, to po kilku godzinach pracy w upale 42-450C w cieniu wydaje mi się, że napiłabym się wody nawet z kałuży, gdybym ją znalazła.
      Jestem pewna, że i do Polski dotarły wiadomości o strasznej sytuacji w Sudanie. W ciągu 2-3 miesiący tysiące ludzi, o których wiemy, zmarło śmiercią głodową. Do tej pory umierają. Niektórych z nich nie można uratować. Proszę sobie wyobrazić, że po każdej nocy ciężarówki podjeżdżały i zbierały ciała zmarłych, by ich pochować - większość we wspólnych grobach, bo żywi nie mieli dość siły, by przygotować dla każdego osobny grób. Grupa ochotników - młodzieży - pracowała od rana do wieczora na cmentarzu.
      Lekarze, pielęgniarki i ochotnicy pracowali od rana do wieczora przy chorych. Inna grupa nieustannie przygotowywała posiłki, jeszcze inna karmiła tych biedaków, bo większość z nich, gdy docierała do nas, nie miała siły nawet włożyć sobie coś do ust. Tego się nie da opisać i trudno to sobie wyobrazić.
      Teraz jest trochę lepiej, śmiertelność znacznie spadła. Za to przeraża nas myśl o przyszłości tych ludzi i tego kraju. Najgorsze, że w tej chwili życie ludzkie w Sudanie wydaje się nie mieć żadnej wartości. Zbyt łatwo ludzie umierają i zbyt łatwo zadają śmierć.
      Proszę o modlitwę, by chrześcijanie byli silnej wiary i by byli wierni nauce Chrystusa. Nie jest to w Sudanie łatwe, bo wszystko jest tu przesiąknięte nauką muzułmańską. Wszystkie podręczniki, nawet do matematyki, muszą być tak przygotowane, by w każdej lekcji było coś z islamu i o Mahomecie. Dzieci przesiąkają tym, nawet nie wiedząc kiedy.
      Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam i dziękuję za okazaną nam życzliwość.

S. Elżbieta Czarnecka
z Siostrami Salezjankami i wiernymi w Sudanie


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]