Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (27), październik 1998

PISZE SIOSTRA IRENA

Ruhango, 23.05.1998
      Wczoraj otrzymałam gazetki My a Trzeci Świat - bardzo interesujące. Podziwiam za zdobycie aż tylu wiadomości o Rwandzie. Czytałam z wielkim zainteresowaniem do późna w nocy.
      U nas rok szkolny został podzielony na trymestry. 20 wspieranych przez Was dzieci uczy się od początku roku szkolnego, choć nie te same, bo już dwa razy zmieniałam niektóre z nich (chodzi o dzieci Hutu). Dzieci te uczą się w bardzo trudnych warunkach i na początku roku szkolnego były wyrzucane ze szkół państwowych, aby zrobić miejsce dla dzieci Tutsi. To jest powód przedłużania się czasu przygotowania danych dla projektu. Wyrzuconym dzieciom zrobiłam nadzieję, że może na przyszły rok uda się coś im załatwić. U nas znalazły się dzieci będące w dużej potrzebie ze starszych klas i jeszcze nie mam ich wszystkich danych. W porozumieniu z dyrektorami różnych szkół wzięliśmy pod opiekę te dzieci ze starszych klas, które musiałyby opuścić szkołę z braku pieniędzy na jej opłacenie.
      Przed rozpoczęciem roku szkolnego jest niemożliwą rzeczą zdobycie czegoś z biura szkolnego, które jest otwierane równolegle z rozpoczęciem nauki w danej szkole. Niektóre szkoły jeszcze nie mają pieczątki, np. w Kinori. Jednego zaświadczenia z Butare nie mogę zdobyć, ponieważ dyrektor ukrywa się i nikt nie może wystawić zaświadczenia i dać pieczątki. Jak tylko będę mogła, postaram się je przesłać wraz ze szczegółowym rozliczeniem wydatków dla poszczególnych uczniów. Całe szczęście, że uczniowie nie muszą nic wpłacać na początku roku szkolnego, a dopiero przed otrzymaniem świadectwa ze stopniami. Ale na początku roku trzeba kupić wyposażenie ucznia. Muszą też oczywiście mieć na życie. W szkole podstawowej jest tak samo. Dziecko uczyło się cały rok i nie otrzyma świadectwa, gdy nie ma czym zapłacić za naukę.
      Najdalej położona od nas szkoła jest w Kansi, 80 km od Ruhango. Każdy wyjazd jest bardzo niebezpieczny, a uczniowie nie mają pozwolenia opuszczenia terenu szkoły.
      U nas w szkolnictwie często dokonują się zmiany. Obecnie nauka we wszystkich szkołach średnich będzie trwała 6 lat. Koniec roku szkolnego prawdopodobnie nastąpi w połowie sierpnia.
      Uczniowie kl. VI (na koniec szkoły podstawowej) pisali kilka tygodni przez zakończeniem roku szkolnego egzamin. Nikt z tych dzieci nigdy nie dowie się, jak napisał. Kto może iść do szkoły średniej i gdzie, dowiedzą się kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego przez wywieszenie listy w gminie. Często uczeń zajeżdża z całym bagażem, a jego miejsce jest już zajęte i wraca z niczym. Na następny rok lista jest już nieważna. To zdarza się dość często u tych, którzy obecnie nie mają prawa dopominania się o cokolwiek.
      Dzieci z różnych klas znajdują się w bardzo trudniej sytuacji. Ostatnio osierocona dziewczynka z III klasy szkoły średniej zwariowała, ponieważ jej brat, który opłacał jej szkołę, pracował w wojsku i w czasie walk na północy Rwandy został zabity. Takich przypadków, że osoba opłacająca szkołę ginie, jest więcej. Ja mam cztery takie przypadki. Płacę im szkołę z drobnych datków otrzymywanych prywatnie od dobrodziejów. Dwoje z nich jest z północy, z Ruhengeri. Te dzieci nie mają żadnego kontatku z rodziną. Nie wiedzą nawet, czy ktoś z rodziny żyje. Dwukrotnie usiłowały tam dojechać, lecz zostały przez żołnierzy cofnięte.
      Muszę się przyznać, że mam ogromnie dużo kłopotów z tym projektem, gdyż u nas jest jeszcze wojna, poza tym do poszczególnych szkół są bardzo duże odległości, a nie ma dojazdu. Młodzież pragnie śmierci, nie ma żadnych widoków na przyszłość. Otwarcie mówią: "Po co mamy się uczyć?" To jest widoczne w wynikach nauki, szczególnie u sierot. Ich siły witalne są uśpione.
      Rodzicom zastępczym proszę wytłumaczyć przy okazji naszą obecną sytuację, bardzo trudną i niebezpieczną. Obecnie organizować tutaj cokolwiek jest niemożliwe bez narażania się. Piszecie, że ludzie oczekując długo na dokumentację dzieci niecierpliwą się, bo nie wiedzą, co się dzieje z ich pieniędzmi. Proszę im mówić, że u nas w dalszym ciągu trwa wojna. W kraju jest wielki bałagan, nie ma bezpieczeństwa, nie przestrzega się praw człowieka ani żadnych. Pieniądze są w Rwandzie i Siostry biorą odpowiedzialność za ich wykorzystanie.
      Proszę się nie dziwić, że czasem w dostarczanej dokumentacji są pomyłki i bałagan. Ja jestem z tą pracą praktycznie sama, bo na tutejszych ludzi trudno liczyć, że coś porządnie zrobią. Moja pani asystentka ma ogromnie dużo problemów. Często kładzie głowę na stół i płacze. Choć jej codziennie tłumaczę aż do obrzydzenia, jak ma przygotowywać dokumenty, nic nie pojmuje. Jej dom został zniszczony w czasie wojny. Mąż jest w więzieniu, gdzie musi codziennie nosić posiłki. Ma sześcioro dzieci. Jej dorosła córka poszła do adwentystów. Nie ma w naszej parafii kogoś, kto by umiał po francusku, bym go mogła zaangażować. Moja sytuacja jest bardzo trudna, jestem bardzo zmęczona i czasem nie mam na nic ochoty.
      Kończę i bardzo serdecznie pozdrawiam cały zespół w Panu Bogu. Dzięki za wszystko.

Ruhango, 17.08.1998

Zagłodzony chłopiec - marazm.
      Bardzo dużo sierot umiera nam z głodu, ale niestety wszystkiego nie da się zrobić. Na śmierć głodową narażone są dzieci żyjące ze starym dziadkiem czy starą i chorą babcią. Przesyłam zdjęcia chłopca, ucznia klasy V. Chodził do szkoły jeden trymestr i zachorował. Został w domu ze starą i bardzo chorą babcią. Już przestał chodzić i byłby umarł. Gdy pozostał z niego tylko szkielet, sąsiadka, która przypadkowo ich odwiedziła, przyniosła go do nas na plecach. Przez kilka tygodni wszystko wymiotował. Trzeba było wiele trudu, aby go odratować. Zdjęcia zrobiłam po kilku tygodniach leczenia. Ciągle jeszcze wymiotuje i nie może przyjmować normalnych posiłków. Jest on moim najbardziej ukochanym dzieckiem. Jest bardzo miły, uśmiecha się. Jest ofiarą głodu i sierocego losu, bo żadnej innej choroby nie miał.

Zagłodzony chłopiec - marazm.
      Takich sierot żyjących ze staruszką babcią lub dziadkiem jest ogromnie dużo. Ludzie cierpią obecnie głód i potrzebna jest pomoc, aby nie musieli umierać z głodu, zwłaszcza dzieci i kobiety - matki wdowy.
      Mamy bardzo dużo problemów związanych z głodem więźniów, których możemy leczyć. Czerwony Krzyż daje leki, ale nikt nie daje żywności i panuje gruźlica. Ludzie, którzy przy gruźlicy powinni być dobrze odżywiani, wyglądają jak szkielety.
      Bardzo nam utrudniają pracę ogromne odległości. Ludzie starsi nie mogą dojść do nas, a tym bardziej zanieść coś dla dzieci do zjedzenia. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że umarła babcia i troje małych dzieci zostało samych w domu - znów bardzo daleko od nas.
      Obecnie jest sezon kupowania sorga i fasoli. Mamy bardzo dużo pracy, aby zakupić jak najwięcej żywności po najniższej cenie.
      Sieroty mieszkające same i bardzo biedne rodziny nie mają przy domu toalety. Za to będą musieli płacić 5.000 FRW kary. Kazałam im szybko kopać dół, by mogły pokazać, że już coś robią, ale wybudowanie toalety kosztuje 20.000 FRW razem z drzwiami. Dzieci przyjęte do Adopcji Serca w tym roku mają niewielki zapas pieniędzy, bo dostały na początku po 10.000 FRW i wykorzystujemy je na ten cel. Ale inne tego nie mają. Mamy ogromnie dużo potrzeb dla dzieci nie mających rodziców zastępczych i żyjących w ostatniej nędzy. Za kilka dni zacznie się szkoła podstawowa i potrzebne są zeszyty, długopisy, tabliczki do pisania i rysiki. Leczenie dzieci jest ogromnie drogie. Wszystkie te problemy nie pozwalają mi spać po nocach.
      Przesyłam bardzo serdeczne pozdrowienia od dzieci i ode mnie dla Całej Waszej wspólnoty. Niech Wam Bóg błogosławi.

Wdzięczna Siostra Irena SAC


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]