Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (27), październik 1998

LIST Z BURUNDI

Buraniro, 9.08.1998
      Po długiej przerwie piszę do Was, chcąc podzielić się przeżyciami z ostatnich dni.
      Jeszcze niedawno chciałam napisać do Was list pełen optymizmu. Mimo obfitych deszczy zbiory były dość dobre. Ludność cieszyła się pokojem, planowała swoją przyszłość. W jedną z czerwcowych sobót 40 par otrzymało sakrament małżeństwa. Ponieważ wiąże się to z wydatkami, stwierdziłyśmy, że sytuacja rodzin wraca do normy.
      W naszym ośrodku zdrowia ciągle przepełnienie. Wynika to z braku lekarstw w ośrodkach państwowych. Tam już w drugim tygodniu każdego miesiąca widać pustki. Na przykład najbliższy szpital (ok. 8 km od nas) rozpoczął pracę na początku kwietnia po dość długiej przerwie (ok. półtora roku). Gdy byłyśmy tam i pytały o stan chorych, okazało się, że na porodówce jest jedna kobieta, a w całym szpitalu czterech chorych. W tym czasie u nas liczba chorych ciągle utrzymuje się w granicach 100-120 osób w szpitalu i 25-30 na porodówce. Trzeba przyznać, że liczba chorych do badania bardzo się zmniejszyła. Piszemy o tym, bo przecież wielki udział w tym, że możemy pomagać i leczyć, ma Wasz Ruch i ci, którzy z Wami współpracują. My mamy lekarstwa, bo możemy je kupować, choć są bardzo drogie, dzięki Waszej pomocy. Mogłyśmy leczyć za darmo więźniów i tych, którzy wracają "z lasu" - chorych i wygłodzonych. Nikt z nich nie płaci równowartości otrzymywanego leczenia, bo po prostu ich na to nie stać.
      Jednakże pewnej lipcowej nocy sytuacja zmieniła się o 180O. Zbudziły nas strzały. Buraniro i okoliczne wzgórza, wśród których leży nasza misja, zostały zaatakowane. Przez kogo? Trudno określić, gdyż niszczą wszystko wszystkim. Było kilkanaście wypadków śmiertelnych, bardzo dużo rannych, a ile jest tych, którzy stracili wszystko prócz życia, jeszcze nie wiadomo. Gdy piszę ten list, ciągle słyszymy strzały i dowiadujemy się o nowych spalonych miejscach. Płoną pola kawowe - jedyne tutaj bogactwo i źródło dochodu. Znów będzie wiele nędzy, bo trzeba wielu lat, by drzewa kawowe odrosły. Nie tylko to czyni dziś sytuację trudną. Ludność znowu żyje w niepewności, boi się spać u siebie, przenosi się w inne miejsca, raz na rozkaz, kiedy indziej ze strachu. Coraz więcej jest tych, którzy pukają prosząc o pomoc.
      My z naszej strony dziękujemy za pomoc otrzymaną od Was dla nich, naszych Braci w Chrystusie. Z serdeczną modlitwą

S. Ancilla


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]