Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (27), październik 1998

BLASKI I CIENIE RWANDYJSKIEJ "TEOLOGII"

      Bez wątpienia bogata jest w swej treści koncepcja Boga - Imana prezentowana przez tradycję rwandyjską. Zadziwia etnologów ów czysty monoteizm Kraju Tysiąca Wzgórz i w miarę bogata "teologia", której elementy usiłują ukazać nasze artykuły.
      Nie rozwiązuje ona jednak wszystkich problemów, jakie stawia sobie człowiek i nie odpowiada na wielorakie zapotrzebowania jego serca.
      Rwandyjska "teologia" ma swoje braki i ograniczenia, gdy popatrzymy na nią w świetle Objawienia. Oto kilka refleksji, które pozwolą nam to stwierdzić.

Imana jest bliski czy daleki człowiekowi?
      Na to pytanie Rwandyjczyk odpowie: naturalnie, Imana jest bliski człowiekowi, jest przecież wszędzie, bada wszystkie zakamarki ludzkiego serca, jest pierwszą przyczyną tego, co istnieje i źródłem dóbr, które posiadamy, jego opatrzność nami kieruje...
      Poza tym, czyż imię, które Mu nadajemy, nie wyraża Jego bliskości?
      Według jednej z możliwych interpretacji słowo imana pochodzi od czasownika kubana (być razem, żyć razem, mieszkać z...). Imię Imana znaczyłoby więc "Ten, który mieszka z nami".
      Wydaje się, że bliskość Imany jest niezaprzeczalna. Można przecież zwrócić się do Niego wszędzie i w każdej chwili: Nsabimana - proszę Boga; Nsabiyimana - proszę Tego, który mnie słyszy; Mbonishaka - dostrzegam Tego, który mi pomoże.
      Jak daleko sięga owa bliskość Boga? Czy człowiek potrafi zbliżyć się do Niego, być Jego przyjacielem, bratem? Czy możliwy jest dialog z Nim, intymność, wzajemna miłość? Czy Imana zdolny jest powierzyć człowiekowi swe tajemnice?
      W rwandyjskiej koncepcji Boga żadna z tych alternatyw nie wydaje się możliwa. Takie pytania wywołałyby zdziwienie i uśmiech dawnego mieszkańca Rwandy; powiedziałby zapewne: Amaboko atareshya ntaramukanya! (Ramiona tych, którzy nie są sobie równi, nie obejmują się).

Czy Imana jest dobry?
      Nie ma co do tego wątpliwości - odpowie nam Rwandyjczyk. Przecież Imana daje nam wszystko nie oczekując w zamian niczego. Maniragaba - to On daje; Itangikunda - On daje, bo mnie kocha. Czy nie jest tym, na kogo zawsze można liczyć, prosić o pomoc w trudnościach? Umbohore - uwolnij mnie; Ntezimana - liczę na Boga; Mbonimpa - to On mnie obdarowuje.
      Imana jest szczodry, wspaniałomyślny i pełen współczucia dla pokrzywdzonych. Oto co daje: zdrowie, bogactwo, płodność, stada, obfite plony, władzę... Jego dary są jednak czysto ziemskie. Dzieli się tylko tym, co posiada a nie tym, czym jest sam w sobie.
      Imana jest miłosierny, lituje się, wzrusza ludzką niedolą, wspiera i przebacza. Ten obraz malują nam rwandyjskie legendy. Jego miłosierdzie polega jednak tylko na przywróceniu ludziom dóbr ziemskich, które utracili. Okazane miłosierdzie w niczym nie zmienia relacji człowieka do Boga.
      Żadne z imion, przysłów, legend, formuł, wróżb, przekleństw, życzeń nie mówią o miłosierdziu jako osobistym przymiocie Boga. Nigdzie nie mówi się, że Bóg ma serce (umutima), które kocha. Ten wymiar Boga jest w tradycji nieznany, niewyobrażalny dla niej. Imana jest jej znany jako ktoś, kto rozdaje swoje dobra raczej z pozycji bogatego pana, a nie z potrzeby miłosiernego serca. "Haba Imana ntihaba imhuhwe" (istnieje tylko Bóg, miłosierdzia nie ma).

Czy Imana jest Bogiem żywym?
      Tutaj również odpowiedź będzie pozytywna. Przecież nie kto inny tylko Imana jest Niyonzima, Ruzima (to On jest Doskonały, Żyjący). On jako pierwsza przyczyna stwarza świat, rozdaje, rozkazuje, osądza, przecina nić ludzkiego życia... Czy to jednak wystarczy, by kogoś nazwać żyjącym.
      Dla Rwandyjczyka podstawowym znakiem życia jest płodność. Bezpłodność jest znakiem śmierci, przekleństwem. Życie osoby nie ma sensu bez przodków, bez dzieci, bez rodziny, bez klanu, bez braci, z którymi łączą go więzy krwi. Jeśli więc "Imana ntigira umuryango" (Bóg nie ma rodziny), czy można Go nazwać Żyjącym?
      "Habyarimana abantu bakarera" (to Bóg rodzi, człowiek tylko wychowuje) mówi przysłowie. Bóg nie jest tu jednak traktowany jak ojciec dający życie dziecku ale jako pierwsza przyczyna ludzkiej płodności. Tradycja nie potwierdza ani nie sugeruje tego, że Bóg rodzi równą sobie istotę. To jest wprost wykluczone przez jednoznaczne potwierdzenie jego jedności, "Ntawuhwanye n'Imana" (nie istnieje nikt równy Bogu).
      Jeśli Imana jest Bogiem Żywym, na czym polegałoby więc Jego życie? To pozostaje owiane tajemnicą, "Iruta imanga" (On głębszy jest od przepaści), odpowie Rwandyjczyk.
      Czy ten wielki Samotnik może być uważany za prawdziwie żyjącego? Tradycja nie postawiła sobie prawdopodobnie takiego pytania.

Czy Imana jest ojcem?
      Istnieją imiona, które zdają się potwierdzać ojcostwo Boga. Nazywa się Go Sebantu, Sebibondo, co można tłumaczyć: ojciec ludzi, ojciec maluczkich. To tłumaczenie według D. Nothomb, misjonarza ze Zgromadzenia Ojców Białych, badacza i miłośnika kultury rwandyjskiej, jest nieścisłe, nieprawdziwe. Partykuła "se" sama w sobie oznacza ojca, ale w połączeniu z innym wyrazem oznacza "być związanym", "żyć w obecności kogoś". Te imiona wskazywałyby jedynie, że Bóg opiekuje się człowiekiem i że stoi po stronie pokrzywdzonych.
      Opatrzność Boża przynosi człowiekowi to wszystko, co mu jest potrzebne do życia i szczęścia: zdrowie, płodność, bogactwo... Te Boże dary nie wprowadzają jednak jednostki w krąg rodziny Boga, nie czynią go Jego dziećmi. One mają charakter wyłącznie ziemski, przemijający i czasowy nie zaś wieczny, jak Ten, który je daje.
      Czy można więc nazwać ojcem kogoś, kto tak naprawdę nie przekazuje swego życia, nie powiększa swojej rodziny, nie dzieli się swoimi dobrami? - pyta Ojciec Nothomb.
      Jeśli tradycja postawiła sobie takie pytanie, to odpowiedziała na nie negatywnie. Rwandyjczyk bowiem, niechrześcijanin, nie nazwie nigdy Boga Dawe (mój ojciec), nigdy też nie powie o Nim Mubyeyi (Ten, który mnie zrodził).

Jakie są konsekwencje takiej wizji Boga?
      Pierwszą z nich jest "prawie całkowita nieobecność Boga w życiu moralnym człowieka", (Nothomb s. 107).
      Imana Rurema, Stworzyciel i pierwsza przyczyna rzeczywistości nie jest uważany za ostateczny cel człowieka. Rwandyjczyk był świadomy, że żyje przez Boga i dzięki Niemu, ale nie był w stanie wyobrazić sobie, że może żyć dla Boga i po to, by się kiedyś z Nim spotkać. Jedynym celem człowieka jest przekazać życie. Na tym kończy się jego misja w historii świata.
      W takiej koncepcji "wartość ludzkich działań mierzy się owocami, jakie przynoszą one w dziedzinie przekazywania życia". (Nothomb s. 108). W życie codzienne Rwandyjczyka wplecionych było wprawdzie wiele zakazów i nakazów, które pokazywały mu to co dozwolone i niedozwolone. Przekroczenie umuziro (to co zabronione) było automatycznie karane przez Boga.
      Nie jest to jednak grzech w chrześcijańskim znaczeniu tego słowa. Jest rzeczą niemożliwą zgrzeszyć przeciw Bogu. Jest On bowiem zbyt transcendentny, a przez to nie do zranienia przez jakiekolwiek świadome czy nieświadome działanie człowieka; Ntawurogimana - nikt nie może otruć Boga.
      Być tym, który wymierza sprawiedliwość, to jedyna rola jaką spełnia Imana w życiu moralnym człowieka.
      Badacze kultury chętnie porównują koncepcję Imany z wizją Boga w Starym Testamencie. Bez wątpienia, zauważyć tu można wielkie podobieństwo ale i nie mniej wielkie różnice. Jedną z nich, według Ojca Nothomb, jest całkowita nieznajomość przymiotu świętości Boga.
      Biblijna transcendencja Boga ujawnia się głównie w Jego świętości, doskonałości, bezgrzeszności. Przed taką Świętością człowiek świadomy swoich grzechów staje w poczuciu bojaźni, ogromnego respektu. Taki Bóg i taka postawa człowieka pozostają nieznane religijnej tradycji Rwandy.
      Ta niepełnowymiarowa "teologia" poprowadziła Rwandyjczyka, jak się wydaje, na błędne ścieżki magii i przesądów. Tradycja mówi, że praktyki magiczne dał człowiekowi sam Bóg. Dał mu je po to, by z ich pomocą mógł uniknąć nieszczęścia, które może na niego spaść, unieszkodliwić działanie bazimu (duchów) i barozi (trucicieli), odszyfrować prawdziwe przyczyny niepowodzeń, chorób.
      Obecność magii i przesądów pokazuje, jak luźne, nikłe są relacje człowieka z Bogiem. Bóg jest właściwie poza historią człowieka, jeśli ten zmuszony jest szukać ratunku poza Nim.
      Imana wszędzie obecny, doskonały, bogaty, potężny i niezależny nie potrzebuje żadnych gestów, hołdów ze strony człowieka po to by być szczęśliwym. Taka koncepcja Boga nie wymaga żadnego kultu zewnętrznego, społecznego. Tradycja nie zna więc ani ołtarza, ani świątyni, ani ofiar, ani świąt, ani liturgii, ani instytucji kapłanów. Nie można jednak zaprzeczyć, że Imana jest przedmiotem wewnętrznego, indywidualnego kultu. Jest On tym, którego przywołuje się na pomoc, Ndajambaje - błagam Go; którego się adoruje, Nsengiyumva - adoruję Tego, który mnie słyszy; w którego istnienie, wszechmoc i opatrzność się wierzy.
      Za Ojcem Nothomb trzeba stwierdzić, że rwandyjska religijność jest egoistycznie antropocentryczna. Potężny i transcendentny Imana jest właściwie na usługach człowieka. Ten ostatni jest Mu wprawdzie wdzięczny, Nshmiyimana - dziękuję Bogu; "Imana irakarema" (Bogu niech będą dzięki); ale ta wdzięczność nie przemieni się jednak w postawę dziękczynienia, wynagrodzenia, czy radosnej ofiary. Nigdy też serce Rwandyjczyka nie wyrazi owej wdzięczności śpiewem, czy poezją skierowaną ku Bogu (Nothomb s. 111).
      Taką oto teodyceę zastali w Rwandzie Ojcowie Biali, pierwsi misjonarze tego kraju. Ewangelia, którą przynieśli, rozświetliła obraz Imana y'i Rwanda, Boga, który w Rwandzie przybrał imię Imana.
      Dawniej daleki, teraz stał się On bliski. Ewangelia bowiem, nic nie ujmując z Jego transcendencji, pokazała Go jako Ojca, który w zrodzonym przez siebie Synu stał się Bogiem z nami, Emanuelem.
      Legenda o Bogu przechadzającym się pośród ludzi, kochającym dzieci przestała być tylko legendą. Rzeczywistość bowiem przekroczyła jej marzenia, gdy Słowo stało się Ciałem i zamieszkało pośród nas.
      "Iruta imanga" (Ten, który jest większy od przepaści), Wielki Samotnik, zamieszkuje dziś serca tych, których "z wody i Ducha" rodzi do nowego życia.
      Nazywa się Go dzisiaj Data (mój ojcze), mówi się doń Umubyeyi (Ten, który mnie zrodził), bo daje On swoje życie i zaprasza wszystkich do swego Królestwa.
      Ta rozświetlona Ewangelią wizja Boga, urzekająca zapewne dla Rwandyjczyka wiernego swej tradycji religijnej, formuje powoli jego serce. Jednak droga od owej rozumem uformowanej wizji Boga do realnego doświadczenia Jego obecności, miłości i mocy jest przecież jeszcze daleka.

Ks. Zdzisław Żywica MIC

      Podstawą do opracowania tych refleksji była książka Dominika Nothomb, Ojca Białego pt. "Un humanisme Africain", Lumen Vitae, Bruxelles 1969.


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]