Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (23) kwiecień 1998


Szkoła Życia w Masaka

SZKOŁA ŻYCIA

      W październiku 1997 r. odwiedziła nas w Gdańsku s. Marta Litawa, przełożona Sióstr Pallotynek w Rwandzie i Kongo Demokratycznym (b. Zairze). Szukała pomocy dla projektu odnowienia "Szkoły Życia" dla ubogich i kalekich dziewcząt, zniszczonej w czasie wojny. Później dostaliśmy opis projektu oraz odpowiedź na związane z nim pytania. Przesłaliśmy na ten cel 1.500 dolarów. Dalsze finansowanie zależy od hojności naszych Ofiarodawców.

Rozmawiamy z siostrą Martą

      Czego będą się uczyć dziewczęta?
      Przede wszystkim muszą nauczyć się szycia, wyszywania i szydełkowania. Poza tym ważne jest pisanie i czytanie. Najpierw dziewczęta uczą się prostego ściegu - jest siostra Genevičve (Genowefa), rwandyjska pallotynka, która umie trochę szyć, oraz dziewczęta, które przyjęłyśmy do tego ośrodka, są obecnie zaangażowane i też już umieją szyć.

      Gdzie odbywają się zajęcia?
      Mamy mały domek blisko naszego domu. Są tam trzy duże sale, do których można wstawić maszyny i stoły do krojenia i szycia. Zajmuje się tym jedna z sióstr. Oczywiście teraz w bardzo małym zakresie, ponieważ finansowo nie możemy sobie na więcej pozwolić. W przerwie dziewczęta idą coś zjeść.

      A czy mają w ogóle co zjeść?
      Oczywiście im pomagamy. Dla kalekich dziewcząt, które nie mogły dojeżdżać, znalazłyśmy pokoje zastępcze blisko nas w odległości ok. 500 m. Pomalowałyśmy je, złożyłyśmy tam materac, potrzebne garnki i inne najkonieczniejsze rzeczy, i one w ciągu dwóch godzin przerwy coś sobie gotują. Dowozimy im także drewno na opał.

      A kto płaci za to wszystko?
      Płacą siostry. Drewno też trzeba kupić Dziewczęta są praktycznie na całkowitym utrzymaniu sióstr.

      Dziewczęta, które nauczyły się szycia, mają potem uczyć inne dziewczęta. Czy będą uczyć bezpłatnie, czy coś za to dostaną?
      Z tym jest problem. Do tej pory było tak: zapłaciłyśmy za protezę, np. 80 tysięcy franków, więc płaciłyśmy tylko tyle, żeby dziewczyna miała na wyżywienie, na zakup ziemniaków czy czegoś innego. Oczywiście dla dziewcząt było to mało. Chciałyby też zarobić, żeby miały jakiś start w życiu. Nie można wymagać, aby cały czas poświęciły na naukę następnych dziewcząt. A poza tym muszą się wyżywić. Zresztą one ucząc jednocześnie zarabiają, np. jeżeli szyją małe spodenki, małe sukieneczki, automatycznie coś produkują. Jest to wprawdzie zarobek minimalny, ale jest. Lecz nie wystarcza na utrzymanie dziewcząt i szkoły. Może kiedyś, po kilku latach, gdyby ośrodek się szybko rozwijał, dziewczęta, które uczą, mogłyby się utrzymać. Teraz jest dopiero początek. Musimy rozwinąć tę pracę na większą skalę, by była bardziej solidna i znana, aby ludzie składali więcej zamówień. Pracownie muszą być bardziej rozbudowane, by było więcej możliwości, więcej dziewcząt. To mogłoby się z czasem nawet utrzymać. Trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi. Na razie nie było to możliwe, gdyż jest to początek. Poza tym szyłyśmy różne rzeczy dla sierot z Masaka, więc też nie miałyśmy zarobku. Chcemy, by dziewczęta, które mamy, uczyły się i później zostały, by pracowały i uczyły następne. Trudno mi powiedzieć w tej chwili, co one będą mogły zrobić, ile się nauczą i w jaki sposób będziemy kontynuowały tę pomoc.


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]