Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (14), maj 1997

WOJNA W SUDANIE

      Wojna domowa w Sudanie trwa już od 40 lat (z kilkakrotną przerwą, trwającą w sumie 11 lat; ostatnia faza konfliktu trwa nieprzerwanie od 1983 r.). Jest to jeden z najdłuższych i najbardziej krwawych konfliktów w Afryce. Spowodował tak wielką katastrofę, iż może się przyczynić do destabilizacji całego regionu "Rogu Afryki". Obawia się tego wielu polityków światowych, ale nie rozwiązują oni skutecznie problemu będącego istotną przyczyną wojny - przymusowej islamizacji ludności nieislamskiej, coraz mocniej wspieranej przez władze, opanowane przez Narodowy Front Islamski.

Islam i chrześcijaństwo
      Muzułmanie stanowią 69% spośród 29 mln mieszkańców Sudanu, chrześcijanie zaś 13%. Jest wśród nich 2 mln katolików oraz 1,5 mln prawosławnych i protestantów. Większość chrześcijan pochodzi z południa kraju, lecz wielu musiało uciekać na północ do obozów przesiedleńczych.
      Kościół katolicki, złożony z 9 diecezji skupionych w 2 metropoliach (Juba i Chartum), liczy 9 biskupów i 3 administratorów diecezji, 230 księży (połowa to Sudańczycy) oraz ponad 200 seminarzystów.

Przymusowa islamizacja
      Reżim sudański dąży do przymusowego utworzenia z mieszanego pod względem etnicznym i religijnym społeczeństwa państwa islamsko-arabskiego, i to wbrew woli większości czarnej ludności. Efektem tej polityki jest od roku 1983 ok. 1,5 mln zabitych i ponad 5 mln uchodźców. Przedstawiciel rządu sudańskiego w ONZ nie potwierdził jednak gwałcenia podstawowych praw człowieka w Sudanie, przeciwnie - oskarżył o antyislamską propagandę organizacje charytatywne, Amnesty International, specjalnego wysłannika ONZ dr Gaspara Bira i inne organizacje walczące o przestrzeganie praw człowieka.
      Jeden z sudańskich biskupów w swym orędziu do ludzi Zachodu pisze: "Arabska mniejszość północnego Sudanu chce przy pomocy siły zniszczyć afrykańską tradycję, naszą wiarę i sposób życia południowego Sudanu. Służą temu wszelkie metody prowadzenia wojny - terror, tortury i zagłodzenie".
      Reżim sudański przy prowadzeniu wojny w górach Nuba nie robi różnic pomiędzy Sudańską Armią Wyzwoleńczą (SPLA) a ludnością cywilną. Rząd podejrzewa uciekinierów, iż są "piątą kolumną" SPLA, są więc tak samo niebezpieczni. Niewinna ludność cywilna na południu kraju, która straciła wszystko i pragnie uratować choćby samo życie, jest traktowana przez reżim sudański jak cel wojskowy. Jest to zgodne z ustawą o odpowiedzialności rodowej, która została przyjęta przez rząd sudański w r. 1991. Zgodnie z nią rząd może karać za "przestępstwo przynależności do SPLA lub choćby sympatię do niego" któregokolwiek członka szerokiej rodziny - całego rodu. Podobnie Sudańska Armia Wyzwoleńcza (SPLA) wielokrotnie naruszyła Deklarację Praw Człowieka.

Zostań muzułmaninem lub umrzyj!
      Muzułmańskie oddziały rządowe północy od lat prowadzą krwawą wojnę przeciw chrześcijańskiemu i animistycznemu południu. Ich celem jest islamizacja całego kraju. Skutkiem tego planu są fale uchodźców, zmierzających do wszystkich okolicznych krajów. Uciekinierzy w Pariangu opisują metody wojsk rządowych:
      "W Tabanya w górach Nuba niemal wszystkie domy zostały spalone. Przerażeni mieszkańcy uciekają masowo do lasu, aby się ukryć. Jeńcy byli postawieni przed wyborem - przyjąć islam lub umrzeć. Po wielu wezwaniach i obietnicach obfitego jedzenia niektórzy wrócili z lasu. Zostali jednak zgromadzeni na łące i rozstrzelani."
      Clemens Deng, muzułmanin, który przyjął wiarę w Jezusa Chrystusa i został katolikiem, opowiada: "Pracowałem w Arkwet na północy kraju, w jednym z ośrodków dla bezdomnych z południowego Sudanu. Tam znalazłem chłopców, który w r. 1991 dostali się do niewoli wojsk rządowych w mieście Pachala. Zostali umieszczeni w islamskim ośrodku kształcenia. Później zostali sprzedani jako niewolnicy bogatym muzułmanom w Arabii Saudyjskiej, Libii i Iranie. Udało mi się pomóc uciec jednemu z tych niewolników."
      Wkrótce potem do niewoli wojsk rządowych wpadł sam Clemens Deng. 10.07.93 r. pięciu zamaskowanych mężczyzn przyprowadziło go do opuszczonego domu. Tam bez końca bili go i torturowali wstrząsami elektrycznymi. Umierającego Denga porzucili na ulicy przed kościołem. Równocześnie zabito przyjaciół Denga: Petera Malwal i Johna Pol, zaś Emmanuel Henry zaginął bez śladu.

Polityczne podłoże islamizacji
      Władze Sudanu traktują religię muzułmańską instrumentalnie, wykorzystując ją dla swoich celów politycznych. O postępującej islamizacji kraju mówili biskupi sudańscy podczas debaty okrągłego stołu, zorganizowanej pod koniec 1996 r. w Paryżu w siedzibie Zgromadzenia Narodowego.
      Biskupi Paride Taban, ordynariusz Torit i Daniel Adwok, biskup pomocniczy Chartumu, stojący na czele Soudanaid (sudańskiej Caritas zajmującej się tysiącami uciekinierów z ogarniętego wojną południa Sudanu), przybyli do Francji, aby wziąć udział w Kampanii Solidarności z Narodem Sudanu, zorganizowanej w odpowiedzi na apel sudańskiego episkopatu przez pięć organizacji chrześcijańskich, w tym Pax Christi i charytatywną Secours Catolique. - "Jeśli zgnię, będę ofiarą łamania praw człowieka, a nie wojny religijnej" - powiedział bp Taban.

Sytuacja Kościołów w Sudanie
      W lutym 1993 r. władze zezwoliły na kilkugodzinną wizytę w Chartumie papieża Jana Pawła II. Jednocześnie zaostrzyły swą politykę wobec Kościołów chrześcijańskich, dążąc do narzucenia im dyskryminującego statusu prawnego. Jak poinformował biskup Adwok, Kościołom stwarza się problemy m.in. przy zakupie ziemi i wydawaniu wiz. "Nęka nas służba bezpieczeństwa" - powiedział biskup. W styczniu 1996 r. władze upokorzyły nuncjusza apostolskiego, abpa Erwina Endera, udziałem w transmitowanym przez telewizję pokazowym procesie katolickiego księdza, oskarżonego o działalność antypaństwową, który miał się przyznać do winy.

Chleb za przyjęcie islamu
      Z raportu przedstawionego w marcu 1996 r. przez specjalnego wysłannika ONZ, Węgra, dr Gáspára Biró, wynika, że przymusowa islamizacja jest praktykowana głównie w obozach dla uchodźców z ogarniętego wojną południa kraju. Przyjmują oni islam w zamian za dostarczane im środki do życia. Praktykom tym poddawane są też dzieci ulicy w stolicy Sudanu, Chartumie. Bp Taban podkreślił, że dotyka to również elit sudańskiego społeczeństwa, gdyż wszystkie awanse zarezerwowano wyłącznie dla muzułmanów.

Kościół sudański wykupuje dzieci
      Przewodniczący Papieskich Dzieł Misyjnych w Niemczech potwierdził wiadomość, że Kościołowi katolickiemu udało się odzyskać kilkoro spośród dzieci chrześcijańskich, zamienianych w niewolników przez handlarzy z północnego Sudanu. Dzieci te sprzedaje się zwykle w krajach Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej. Biskupi katoliccy musieli zapłacić sumę 300-400 dolarów za wykupienie jednego dziecka.
      Mówi jedno z dzieci, uwolnionych z niewoli z muzułmańskim imieniem: "Nie znam swego poprzedniego imienia, nie znam też imion swych rodziców. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak moi rodzice kiedyś wyglądali. Zostałem im ukradziony we wczesnym dzieciństwie. Nie wiem zupełnie nic o swojej rodzinie. Nie mówię swym ojczystym językiem, tylko po arabsku. Mój właściciel Osmann Issa zmusza mnie do wyznawania islamu. Nie zachowuje się wobec mnie jak wobec dziecka, ale każe mi pracować jak dorosłemu robotnikowi. Często mnie bije."

Ludzkie kości na drodze
      Biskup Paride Taban w swym wielkopostnym liście pasterskim pisze: "Między Ikotosou a Chukudum w pobliżu Lotome widziałem sępy, które unoszą się nad resztkami ludzkich kości, ogryzionych przez hieny. Ofiary terrorystycznego bombardowania nie zostały pogrzebane. Czaszka leżąca na środku drogi zmusiła mnie do zatrzymania się. Droga i okolice były usłane niezliczonymi kośćmi. Nie miałem łopaty ani motyki, abym mógł je pogrzebać. Powierzyłem je Panu, który jedyny może dać zmarłym życie, bowiem On sam jest Zmartwychwstaniem".

Uciekinierzy
      Na uciekających chrześcijan i animistów nie czeka na końcu drogi żaden bezpieczny port. Wielu z nich znajdzie raczej śmierć z głodu, pragnienia i wyczerpania.
      Jeden z przedstawicieli Christian Solidarity International, John Eibner, powiedział po swej podróży do południowego Sudanu w styczniu 1995 r.: "Wielu ludzi leży na swych matach i ledwie z wyczerpania oddycha. Wielu przybyło do Pariang w nadziei, że otrzymają leki na śmiertelne choroby, na które uciekinierzy są narażeni z powodu braku higieny i leków. Ludzie umierają tam, gdzie leżą. W szpitalu w Pariang codziennie umiera wielka ilość ludzi. W ostatnich latach zmarło tu ponad 11 tys. osób. Nikt im nie może pomóc. Organizacje międzynarodowe oprócz obietnic nie przynoszą żadnej konkretnej pomocy na terenach kontrolowanych przez SPLA. Dlatego uciekinierzy przenoszą się z jednego miejsca na drugie, coraz bardziej słabną, aż w końcu padają oczekując na śmierć. Wody jednak nie znajdują. Kałuże w Pariangu pełne są larw owadów i bakterii. Uciekinierzy szukają leków, wody, odzieży, okrycia na zimne noce, ale przede wszystkim pożywienia. Wielu nie dojdzie do obozu uchodźców - umierają w drodze. Jeżeli dojdą, nie dostaną niemal nic."
      Mówi jeden z uciekinierów, Hisim Khaleel Musa: "Oddziały wojsk rządowych wtargnęły do naszej wsi Krungu Abdullah. Zamordowały moich rodziców i wiele innych osób, spaliły domy i zburzyły kościół anglikański. Do rąk wpadł im chrześcijanin, Bolis Alhaj. Nie zabili go od razu, ale podcięli mu gardło i pozostawili leżącego. Po trzech dniach zmarł. Pozostali mieszkańcy wsi uciekli. Na drodze do Pariang zostały 124 osoby, zmarłe z głodu i pragnienia."

Inicjatywa pokojowa
      Gwałty, do jakich dochodzi po obu walczących stronach w Sudanie, skłaniają ludzi dobrej woli, aby skupili się przede wszystkim na dążeniu do zakończenia tej tragicznej wojny. Powinny się o to starać w większym stopniu rządy państw zachodnich.
      Kenia, Uganda, Etiopia i Erytrea wypracowały w kwietniu 1994 r. wspólny projekt rozwiązania konfliktu w Sudanie. Jako państwa sąsiadujące z Sudanem nieustannie spotykają się z wywoływanymi przez fale uchodźców problemami ekonomicznymi, zawleczonymi chorobami, a także z islamską ideologią. Międzypaństowa grupa robocza, która troszczy się o tereny suche i o życie na nich (IGADD), żąda utworzenia demokratycznego państwa, respektującego prawo do autonomii poszczególnych grup narodowościowych i religijnych. Jednak reżim sudański nie jest zainteresowany realizacją tej inicjatywy.
      Rządząca w Chartumie junta wojskowa jest wspierana przez rządy niektórych państw Zachodu, które widzą w niej sojusznika w walce z terroryzmem islamskim. Szczególnie aktywna w niedopuszczeniu do potępienia praktyk sudańskiego rządu i jego izolacji na arenie międzynarodowej jest Francja. W dokumencie p.t. "Ludobójstwo w Sudanie? Francja, ojczyzna praw człowieka, wspiera autorów masakry" Pax Christi uważa, że taka polityka jest obelgą dla społeczeństwa Francji.

Związane ręce
      Nie zawsze poszczególne organizacje działające pod egidą ONZ mogą swobodnie decydować o zorganizowaniu pomocy humanitarnej. Akcja "Lifeline Sudan"(Linia życia dla Sudanu) może dostarczyć tylko taką pomoc, która odpowiada władzom Sudanu. A sudański reżim zawsze znajdzie sposób, by ograniczyć czy zatrzymać jakąkolwiek akcję "Linii życia". Jest to również doświadczenie wielu innych organizacji pomocy.

Wołanie o pomoc
      Do naszego ruchu dotarł w ubiegłym roku list od księdza-lekarza z obozu uchodźców sudańskich w Ugandzie. Zawiera on rozpaczliwe wołanie o pomoc. Wysłaliśmy list z ofertą pomocy i pytaniami o techniczne możliwości jej przekazania. Niestety - z niewiadomych powodów nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Choć nie znamy losu nadawcy listu, publikujemy go jako wstrząsające świadectwo o losie Sudańczyków.
      "Drogi Bracie, droga Siostro w Chrystusie
      Miłość i pokój naszego Pana niech będzie z Wami. Dziękuję Ojcu Wszechmogącemu za jego łaskę i prowadzenie, i modlę się, abyście mój list otrzymali w radości i pokoju.
      Jestem czarnym księdzem sudańskim, który znalazł się w północnej Ugandzie. Jestem też lekarzem. Należę do grupy etnicznej o nazwie Lotuka. Chcę Wam przedstawić straszne warunki życiowe i zdrowotne moich rodaków w tutejszym obozie uchodźców. Byłem zaproszony do Konga przez swego kongijskiego przyjaciela - księdza, z którym studiowałem w seminarium w Nakuru. Odrzuciłem jednak to zaproszenie, ponieważ nie mogę opuścić swych rodaków - tutaj moja pomoc jest bardziej potrzebna. W żadnym przypadku nie możemy mieć nadziei, że wejdziemy do Królestwa Bożego łatwiej, jeżeli nasz Pan ofiarował swoje życie w takim cierpieniu, aby nas uratować. Ze względu na Chrystusa i moich cierpiących rodaków zdecydowałem się zostać pomimo tak ciężkich warunków.
      Wojna w południowym Sudanie przyniosła nieopisane cierpienie, biedę i zupełny brak nadziei. Nie wiemy, kiedy to wszystko się skończy. Susza, głód, upał i wszelkie możliwe choroby trapią tysiące mych współobywateli, kobiet i mężczyzn.
      Uganda jest naszym bezpośrednim sąsiadem i aby przeżyć nie mamy innego wyboru, niż uciec tu z Sudanu. Ale warunki życiowe są tu bardzo złe. Nie ma wody, brak żywności czy jakichkolwiek leków. Jest to spustoszona kraina, zniszczona bombardowaniami przez sudańskie oddziały rządowe. Nie mamy możliwości przekonać partyzantów, by przerwali wojnę i uratowali tylu cierpiących ludzi.
      Aby pomóc swym rodakom, założyłem obóz medyczny. Apeluję do wszystkich ludzi dobrej woli, aby mnie wsparli we wszystkim, co może mi pomóc w tym zbożnym zadaniu.
      Przyjmę z radością przesyłki leków w dowolnej ilości. Bardzo potrzebuję pieniędzy, aby móc kupić leki i żywność, by wyżywić wiele dzieci opuszczonych przez rodziców i krewnych. Wysoki komisarz ONZ i Światowa Organizacja Żywnościowa co prawda starają się pomóc, ale żywność jest rozkradana przez partyzantów i oddziały rządowe, które błąkają się po tych odległych, suchych terenach. Sytuacja jest dramatyczna.
      Proszę wszystkich wierzących gdziekolwiek na świecie o modlitwę, a także o gorące i rozumiejące współczucie, aby mi umożliwili pracę lekarską wśród tych niewinnie cierpiących ludzi. Powrót do Sudanu wydaje się zbyt odległy, aby o nim myśleć. Walczące strony są nieprzejednane.
      Najczęstszymi chorobami są tu: malaria, choroby przewodu pokarmowego, koklusz, wszelkiego rodzaju choroby oczu, wrzody żołądka i zapalenie płuc. Zapewniam pomoc, nie oczekując żadnego wynagrodzenia. Otrzymamy je w niebie. Ofiarujmy siebie, aby umożliwić przeżycie naszym braciom. Życie jest skarbem. Wołam o jakąkolwiek pomoc, jaką możecie mi zapewnić.
      Niech Bóg Wam błogosławi.

St. Mary’s Medical Aid Camp
(Sudanese Refugee Centre)

Na podstawie materiałów KAI, czeskiej Christian Solidarity International i Deutsche Entwicklungdienst
opracował Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]