Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 10, grudzień 1996

INTERESY KWITNĄ


Cenę za brak pokoju pałacą przede wszystkim najsłabsi

Za brak pokoju pałacą głównie najsłabsi.

      Dla wielu z nas konflikt, w którym biorą udział plemiona Tutsi i Hutu, jest trudny do zrozumienia. Mówi się o wojnie etnicznej, która ostatnio przeniosła się na teren Zairu. W poprzednich numerach naszej gazetki pisaliśmy o niebezpieczeństwie wybuchu wojny w tym kraju. Niestety, te ponure oczekiwania stały się rzeczywistością. Znów giną ludzie, znów wycieńczenie, głód, choroby, brak wody, leków, odzieży, powodują cierpienie i masową śmierć. Znów przemieszczają się ogromne masy ludności. Podobnie dzieje się w wielu krajach afrykańskich. Często słyszy się opinię, że winna jest mentalność tych ludzi, że nie ma sensu im pomagać, gdy sami dążą do zagłady. Czy rzeczywiście winni są tylko oni?

      Plemiona Tutsi i Hutu zamieszkują nie tylko Rwandę. Są też w Burundi i w Zairze. Żyją razem od stuleci i są sobie nawzajem potrzebni - Hutu są rolnikami, zaś Tutsi hodowcami bydła. Mieszkają obok siebie, mieszane małżeństwa nie należą do rzadkości. Mówią jednym językiem, mają tę samą kulturę. Mimo to utrzymuje się odrębność obu plemion. Wykorzystywali ją już kolonizatorzy niemieccy, później belgijscy, by tym łatwiej rządzić swą kolonią. Wykorzystano ją również w ostatnim czasie.
      Konflikty etniczne, takie jak w Jugosławii czy Rwandzie, to wielki odgórnie sterowany biznes światowy. Wykorzystuje się spory i nienawiść między plemionami czy grupami narodowymi. Na wojnie zarabiają np. dostawcy broni i żywności, firmy odbudowujące zniszczone kraje, trudniące się transportem, a nawet... niektóre organizacje humanitarne oraz ich sponsorzy. Nie brakuje tych, którzy są gotowi uciec się do brudnych manipulacji politycznych, by na wojnie zarabiać. Wojna pomaga też  rozwiązywać  problemy demograficzne - Rwanda jest najgęściej zaludnionym krajem Afryki. Niewykształcona, niepiśmienna ludność, okłamywana przez władze, otrzymująca do ręki nowoczesną broń, jest na te manipulacje bardzo podatna.
      Po włożeniu przysłowiowego  kija w mrowisko  wzrasta zapotrzebowanie na broń i żywność. Idzie fasola i ryż z Chin, olej z USA. Jak jest organizowana taka  akcja pomocy ? Oto przykład. Zrzuca się z samolotów na spadochronach żywność nad obozami. Dziwnym trafem wiatr je znosi i ląduje ona w parku narodowym, gdzie nikt nie pójdzie - teren jest strzeżony i trudno dostępny. A przecież pilot lecąc musi sobie zdawać sprawę z kierunku wiatru. Dlaczego go nie wziął pod uwagę? Ale akcja został sfotografowana, sponsorzy zapłacą, a więc wszystko jest w porządku. Można też zastanawiać się nad zawartością straconych paczek - może właśnie o to chodziło od samego początku?
      Wiele zastrzeżeń budzi pomoc medyczna. Lekarstwa z Zachodu przychodzą często po upływie terminu ważności lub na jego granicy. Hojni ofiarodawcy - zachodnie koncerny - czyszczą swoje magazyny, przy okazji korzystając z ulg podatkowych. Z podobnymi przypadkami spotkaliśmy się i w Polsce, gdy ofiarowywano nam z aptek - oczywiście za pokwitowaniem - leki przeterminowane lub na granicy terminu ważności.
      Jest wiele innych odgórnie kierowanych spekulacji. Oto kolejny przykład. W ramach akcji pomocy do obozów uchodźców w Zairze codziennie dowożono wodę cysternami z odległego o 15 km jeziora. Choć sytuacja taka trwała ponad dwa lata i pomimo wielu starań nie zgodzono się na wybudowanie wodociągu, który mógłby też służyć miejscowej ludności. Koszty dowożenia wody znacznie przekroczyły koszty budowy. Ale na transporcie ktoś świetnie zarabiał.
      Interes na wojnie robią również media. Rzadko są rzeczywiście zainteresowane losem ludzi potrzebujących pomocy, raczej gonią za sensacją i tematami, które dają się dobrze sprzedać. Takim tematem może być też akcja pomocy w gorącym momencie walk. A potem... Przez ostatnie dwa lata w naszych mediach nie mówiło się o biedzie i cierpieniu uchodźców, mimo iż ich problem cały czas trwał. Ale na tym nie można już było zarobić.
      Sytuacja w Zairze jest od dawna bardzo napięta. Nieopłacana administracja i armia zairska żyła z tego, co udało się jej wymusić czy po prostu zrabować. Liczne plemiona Zairu, antagonizowane nie bez udziału zagranicy, walczyły ze sobą w wielu rejonach tego wielkiego kraju. Obecnie sytuacja całkowicie wymyka się spod kontroli i walki mogą zalać cały kraj. We wschodnim Zairze jeszcze przed wybuchem wojny między Tutsi i Hutu, plemiona walczyły wzajemnie ze sobą, podsycane i uzbrojone nie wiadomo przez kogo. Ludzie ci posiadali nowoczesną broń, prawdopodobnie wwożoną z sąsiedniej Ugandy. Armia miała w tych walkach swój udział - np. po wznieceniu walk dokonywała pacyfikacji, czyli rabowania wszystkiego, co nie uległo zniszczeniu. Przerażeni ludzie uciekali ze swych wiosek. Zdarzało się, że ich ziemia była następnie sprzedawana nowym właścicielom, zakładającym wielkoobszarowe gospodarstwa rolne produkujące na eksport - mogło to być jednym z powodów wywoływania walk. Ostatnio rosły więc szeregi uciekinierów zairskich, szukających schronienia w obozach uchodźców rwandyjskich. Choć mówi się o wojnach plemiennych, członkowie wszystkich plemion dzielą ten sam los. Razem przebywają w obozach, mieszkają w tych samych pomieszczeniach i wcale im nie przeszkadza różnoplemienne sąsiedztwo.
      Napływ uchodźców Hutu z Rwandy okazał się dobrym pretekstem dla prowokowania kolejnych starć. Skoro do Zairu przybyli rwandyjscy Hutu, należy wygnać do Rwandy zairskich Tutsi. W Rwandzie powstawały więc kolejne obozy uchodźców.
      W październiku zairscy Tutsi zaatakowali za wiedzą, zgodą i ze wsparciem swych pobratymców z Rwandy, obozy uchodźców Hutu w Zairze. Trudno było zrozumieć, dlaczego obozy były zajmowane przez armię Tutsi dopiero po długim czasie. Jak uchodźcy mogli się opierać? Dopiero ostatnio podano do wiadomości, że kilkanaście krajów - w tym 10 europejskich - łamało embargo ONZ dostarczając pod płaszczykiem pomocy humanitarnej broń dla bojówek Hutu (w tym samym czasie tygodniowe racje żywnościowe starczały uchodźcom zaladwie na 1 dzień!). Tutsi mogli czuć się tą sytuacją zagrożeni. Nie wygasła też żądza zemsty za sprowokowaną przed dwoma laty przy współudziale zagranicy rzeź w Rwandzie. Brały w niej udział uzbrojone i wyszkolone przez zagranicznych ekspertów bojówki Hutu, zmuszające też swych współplemieńców do mordowania Tutsich. Nie wszyscy się na to godzili. Wielu oddało życie za odmowę współdziałania czy za ukrywanie zagrożonych Tutsi. A zemsta Tutsich dosięga dziś wszystkich.
      Cynizm tego procederu jest tym większy, że kraje dostarczające broń następnie jako pierwsze spieszą z pomocą ofiarom konfliktów. Tak było w r. 1994, gdy Francja wysłała wojska, by ochraniały obozy uchodźców Hutu, których wcześniej zbroiła. Tak  jest i teraz - Anglia, która dostarczyła im broni za 5 mln dolarów, jest wśród pierwszych krajów gotowych wysłać siły pokojowe do Zairu.
      Walki w Zairze i Rwandzie są - jak mówią nasi misjonarze - zupełnie nie do pogodzenia z mentalnością Afrykańczyków. Murzyn, mając co jeść, niczego więcej nie pragnie. Sam z siebie nie wpadnie nawet na pomysł, żeby zabierać swemu sąsiadowi ziemię czy mordować go - nie jest mu to do niczego potrzebne. Ale łatwo go do tego skłonić, gdyż jest podatny na manipulację. A na tym - jak zwykle - najbardziej cierpią najsłabsi: osierocone dzieci, wdowy, starcy - ludzie, którzy przemocą zostali wciągnięci w wir wydarzeń.
      Dziś znów są w drodze. Wielu z nich nie przeżyje. Uciekają do Rwandy, gdzie są katowani i zabijani, gdzie czekają na nich nieludzko przepełnione więzienia, w których przebywają nawet dzieci. Głód, wycieńczenie, choroby też zbiorą swoje obfite żniwo. Znów trzeba im pomagać. Interesy kwitną.

Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]